Kultura w Poznaniu

Muzyka

opublikowano:

MY NAME IS POZNAŃ. Gramy swoje i jest ogień!

- Jest taki szczególny moment tych ogromnych emocji przed wejściem na scenę - to coś niesamowitego, nie do opisania. Bo z jednej strony stres, ale i radość, że zaraz wydarzy się coś fajnego - mówią Alex, Billie, Sasza i Włodzimierz, nastoletni członkowie punkowego zespołu LockDown.

Czworo młodych muzyków punkowych. - grafika artykułu
fot. materiały prasowe

Powiedzcie szczerze - czy zdarzyło się Wam usłyszeć: "Dzieciaki grają punk, serio?". A potem zagrać koncert i... zaskoczyć wszystkich wątpiących?

Alex: Jasne, wiele razy.

Billie: Ludzie do końca nie wiedzą, czego się po nas spodziewać.

Alex: I to w sumie jest fajne. Jesteśmy trochę jak bomba wybuchająca na scenie. Słuchacze przychodzą na koncert, a tu takie małe słodkie dzieciaczki, takie małe aniołeczki jak my - wpadamy na scenę, odpalamy sprzęt, robi się głośno i bucha ogień.

Włodzimierz: Kiedy graliśmy w październiku koncert z Dezerterem, słyszałem, że jakieś stare punki na nas narzekają, a potem super bawili się pod sceną.

Sasza: A tak na poważnie, nigdy nie widziałem, żeby publiczność zareagowała negatywnie na nasz widok. Raczej wszyscy byli pozytywnie zaskoczeni i zaciekawieni, co pokażemy. Po fakcie zawsze widzimy, że ludziom podoba się nasze granie.

Na jednej ze scen powiedzieliście: "My, dzieci, kiedyś będziemy decydować o ważnych sprawach". Zabrzmiało to mocniej niż niejeden polityczny manifest. Czy pamiętacie moment, w którym zrozumieliście, że przez muzykę naprawdę możecie coś przekazać?

A.: Chyba wiemy o tym od zawsze. Mój tata wiele lat grał w zespole Apatia. Oni mieli bardzo mądre teksty, które trafiały do ludzi. Kiedy moja siostra Lilka zaczęła pisać dla nas piosenki, miała jakieś 15 lat - i to był taki moment, kiedy zaczęliśmy się buntować przeciwko temu, co nas otacza. Miałem wtedy 9 lat i jeszcze nie do końca rozumiałem, co się dzieje, ale im jestem starszy, tym więcej problemów widzę wokół siebie - i o tym opowiada nasza muzyka. Jednym z naszych pierwszych tekstów był ten o hejcie w szkole...

W.: Ja zdałem sobie sprawę, że muzyka może zmieniać świat, kiedy pierwszy raz usłyszałem Włochatego czy Moskwę. A gdy sami zaczęliśmy grać, zrozumiałem, że sam też mogę coś zmienić.

S.: A ja zrozumiałem to wtedy, kiedy ludzie zaczęli nas słuchać i widzieliśmy, że podoba im się nasza muzyka i to, o czym śpiewamy.

B.: Mamy świadomość tego, że jeśli bezkrytycznie akceptuje się rzeczywistość, to nic na lepsze się nie zmieni. Trzeba o tym mówić, pisać i śpiewać.

A.: Muzyka pozwala nam pokazać nasze emocje i przekazać swoje zaangażowanie. My naprawdę chcielibyśmy zmienić świat na lepsze i wierzymy, że to się uda.

Tytuł Waszego albumu, "We Are the Change", równie dobrze mógłby być nazwą ruchu społecznego. Co według Was najbardziej wymaga dziś zmiany? I jak chcielibyście ją zacząć - od siebie, od innych, od świata?

S.: Najpierw trzeba zacząć od siebie, a potem pokazywać to innym. Uważam, że wiele rzeczy wymaga zmiany - choćby lekceważące podejście ludzi do planety i nietolerancja względem innych, rasistowskie zachowania.

B.: Tak, ważna jest dla nas równość i wzajemny szacunek - bez względu na wiek czy płeć.

W.: Najważniejsza zmiana to uświadamianie społeczeństwa, w jakim świecie żyją.

A.: Ale też szkoła to nie jest teraz fajne miejsce, które można jakoś przetrwać - i to też powinno się zmienić. No i zanieczyszczenie planety - to nas bardzo boli, bo dorośli narobili syfu, a my będziemy albo go sprzątać, albo umrzemy. I o tym są nasze kawałki "No Planet B" i "Climate Fighter". Szanujemy każdą żywą istotę i tym, co robimy, staramy się zmieniać świat -na tyle, na ile możemy - i zachęcamy do tego innych przez naszą muzykę.

B.: Krzyczymy też o trudnych relacjach z rodzicami, o tym, że potrzebujemy wsparcia, że rzeczywistość jest dla nas ciężka. O tym śpiewamy: "Zobacz mnie, jestem tu, słuchaj mnie, jestem tu, mów do mnie...".

Śpiewacie o tym, co boli - o presji, hejcie, wojnie, niepewnej przyszłości. Ale gracie z ogromną radością. Czy dla Was muzyka to bardziej ucieczka czy właśnie forma działania? A może jedno i drugie?

B.: Muzyka i koncerty sprawiają nam wielką frajdę. Czujemy satysfakcję z tego, że tworzymy coś dobrego i że mówimy o tym, co dla nas ważne.

W.: To nasza forma działania, bo rzeczy, które ludzi bolą, są w społeczeństwie tematami tabu.

S.: Staramy się łączyć i równoważyć przyjemne z pożytecznym.

A.: Muzyka to radość i dużo energii - którą my dajemy z siebie i która do nas wraca od publiczności. Kiedy schodzę ze sceny, nadal czuję ogromną moc tego, co właśnie się wydarzyło. Ludzie do nas podchodzą po koncertach, są miłe słowa i dużo sygnałów, że robimy coś fajnego.

No właśnie, Wasze koncerty to petarda - energia, szczerość, emocje. Ale zanim wejdziecie na scenę, co czujecie? Jaki jest ten moment tuż przed pierwszym riffem?

W.: Zawsze czuję podekscytowanie. Każdy koncert to dla mnie coraz większa frajda - i czuję się jak ryba w wodzie. Tak, to jest moje miejsce.

S.: Jeśli występujemy na większej scenie przed większą publicznością, to czasem się stresujemy, ale ostatecznie stres opada.

A.: Jest taki szczególny moment tych ogromnych emocji przed wejściem na scenę - to coś niesamowitego, nie do opisania. Bo z jednej strony stres, ale i radość, że zaraz wydarzy się coś fajnego.

B.: I gramy swoje - i jest ogień!

Z jednej strony szkoła, z drugiej - scena. Od lekcji do koncertów. Jak łączycie te dwa światy?

B.: Wykształcenie jest dosyć ważne i zachowujemy równowagę między nauką a zespołem.

S.: Generalnie koncerty nie kolidują ze szkołą, ponieważ zwykle gramy w weekendy. Czasami jesteśmy potem zmęczeni, ale muzyka wynagradza nam wszystko. (śmiech)

W.: Tak, czasami jest ciężko, ale spoko.

A.: Rodzice pilnują, żebym nie miał zaległości w szkole.

Kto w zespole najwięcej gada, kto wymyśla najwięcej riffów, a kto najczęściej się spóźnia?

S.: Najwięcej riffów wymyślam ja i Włodzimierz, Alex dorzuca rytm, a aranż tworzy cały zespół.

A.: Ja najwięcej gadam - i Billie w sumie też.

B.: Gadamy raczej po równo.

A.: Włodzimierz najczęściej się spóźnia...

W.: Tak, to prawda.

Płyta "We Are the Change" to debiut, ale wcale nie brzmi jak coś "na próbę". Jak wyglądało wejście do studia?

A.: Na wydanie tej płyty zrzucili się nasi rodzice, przyjaciele, ale i ludzie, których nigdy nie spotkaliśmy - i to jest coś, za co jesteśmy ogromnie wdzięczni. Ci ludzie wpłacali różne kwoty i to dzięki nim to się udało. Wcześniej miałem już jakieś doświadczenie, bo kiedy miałem chyba z 8 lat, nagrywałem partie na perkusji w jednym kawałku - więc mniej więcej wiedziałem już, o co chodzi. Ale to i tak nie jest łatwe. Bo to taki proces, który trwa wiele godzin. A płyta nie brzmi jak "na próbę", bo mieliśmy konkretny pomysł i wiedzieliśmy, jak chcemy brzmieć. W nagraniu brał udział mój tata, bo nie mieliśmy wtedy basisty - Włodzimierz grał na gitarze, więc tata nagrał bas.

Niektórzy wciąż myślą, że punk to "stare dziady z irokezami". A tymczasem Wy pokazujecie, że ten gniew, bunt i energia mają dziś nowe twarze i nowe powody. Co dla Was znaczy punk w 2025 roku?

A.: My pokazujemy, że punk nie ma wieku - to sposób myślenia i grania muzyki, bo to bardzo się ze sobą łączy.

B.: Punk oznacza dla nas wolność wyrażania swoich poglądów, ale też walkę z nierównością, dyskryminacją czy stereotypami. 

W.: Choć oczywiście w 2025 roku punk jest czymś kompletnie innym niż kiedyś. Aktualnie naszą formą buntu nie są "butelki z benzyną i kamienie" - dla mnie dzisiejszy punk opiera się przede wszystkim na bojkotach i łamaniu społecznych norm.

A.: Bo świat zmienił się od czasu punka, o którym opowiadają czasem starzy "załoganci" -  choć myślę, że hasło "no future" teraz jest chyba nawet bardziej aktualne...

S.: Dla mnie ideologia jest ta sama, choć w dzisiejszych czasach punk bywa też bardziej "komercyjny". Ale myślę, że to fajnie, że ta muzyka może dotrzeć do większej grupy ludzi i być może oni znajdą w niej swój "sens życia".

Mówi się, że młodzież dziś siedzi tylko w telefonach. Wy chcecie ich stamtąd wyciągnąć - gitarą, werblem i własnym głosem. Jak widzicie rolę Waszego zespołu w takim świecie, gdzie wszystko rozgrywa się na ekranie?

B.: Na naszych koncertach coraz częściej pojawiają się nasi rówieśnicy.

W.: No i to bardzo cieszy oko!

A.: I rodzice, którzy słuchają punka, albo słuchali - zabierają dzieciaki na koncert, i to też jest super fajne. No i jesteśmy w social mediach.

S.: I właśnie dzięki mediom społecznościowym możemy pokazać młodzieży, że to, co robimy, jest fajne i wartościowe. Możliwe też, że przekonamy ich rodziców do tego, by puszczali swoje dzieciaki na nasze koncerty, a tym samym odciągniemy ich od telefonów i komputerów.

A.: I może sami chwycą za instrumenty - i będziemy grać razem?

Rozmawiał Sebastian Gabryel

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2025