Kultura w Poznaniu

Rozmowy

opublikowano:

MY NAME IS POZNAŃ. Najlepszy moment jest teraz

- Tym razem postanowiłem podejść do procesu twórczego inaczej i zacząłem komponować na pianinie. To zmieniło brzmienie albumu i nadało mu inny charakter - mówi Stan Zapalny - piosenkarz, którego nowa piosenka "Stacja Hel" znalazła się na najnowszej składance projektu miejskiego "My Name is Poznań". 

Młody mężczyzna unosi się w powietrzu z walizką w ręku - grafika artykułu
Stan Zapalny, fot. materiały prasowe

"Moje momenty", czyli Twoja najnowsza epka, to pełen przebojowości pop, bliski Twoim wcześniejszym dokonaniom, ale tym razem znacznie bardziej melancholijny, wręcz smutny. Czy dobrze to odczytuję? Jeśli tak, to skąd ten nastrój?

Tak, to prawda - na tej płycie jest znacznie więcej melancholii, po raz pierwszy zdecydowałem się na wydanie ballad. Chciałem, aby ten projekt miał głębszą warstwę emocjonalną, a jego tematyka mocno nawiązuje do moich doświadczeń związanych z przeprowadzką do obcego kraju w bardzo młodym wieku. To doświadczenie sporo mnie nauczyło. Dowiedziałem się wiele o samotności, dorastaniu i poszukiwaniu siebie. Jednocześnie zależało mi, by ta nowa era muzyczna różniła się od poprzedniej - zarówno pod względem brzmienia, jak i narracji. I myślę, że to w tych utworach słychać.

Podobno punktem wyjścia dla tej epki była piosenka "Jak mam się pożegnać", w której śpiewasz o złudnej nadziei, że czas sam rozwiąże pewne sprawy. Dopiero co przekroczyłeś osiemnastkę - to moment, w którym wielu ludzi nie zaprząta sobie głowy upływem czasu. A jednak u Ciebie wydaje się to ważnym tematem. Dlaczego?

Temat upływającego czasu to coś, co ostatnio bardzo mnie inspiruje, ale jednocześnie przytłacza. Mam w sobie silną potrzebę wykorzystywania każdej szansy, bo najbardziej boję się momentu, w którym mógłbym spojrzeć wstecz i żałować, że czegoś nie zrobiłem. Widzę, jak wiele osób odkłada swoje marzenia na później, a potem nagle zdają sobie sprawę, że nie mają już tyle siły, żeby je zrealizować. Nie chcę dopuścić do tego, bym pewnego dnia obudził się z poczuciem, że coś mi uciekło, dlatego staram się działać tu i teraz, nie czekając na "lepszy moment".

Z tego, co wiem, "Moje momenty" to zapis Twoich podróżniczych doświadczeń - zarówno tych dosłownych, jak i metaforycznych. O jakie dokładnie momenty chodzi? I skoro mówi się, że "podróże kształcą", to jakie lekcje wyniosłeś z nich dla siebie?

Ta epka jest dla mnie zbiorem różnych przeżyć i doznań, których doświadczyłem podczas podróży. To także zapis procesu poznawania siebie i uczenia się, jak czerpać radość z chwili. Jedną z najważniejszych lekcji, jakie wyniosłem z tych doświadczeń, jest świadomość, że wszystko przemija szybciej, niż się spodziewamy - dlatego warto doceniać to, co dzieje się tu i teraz, zamiast nieustannie patrzeć w przyszłość.

Włochy, Francja, Maroko, Stany Zjednoczone, Wielka Brytania... Jakie kraje dodałbyś jeszcze do tej listy? Które miejsca wciąż pozostają w Twojej sferze marzeń?

Dziś do mojej listy inspirujących miejsc dodałbym jeszcze Chiny - ten kraj zrobił na mnie ogromne wrażenie i mocno wpłynął na moje postrzeganie świata. Jeśli chodzi o podróżnicze marzenia wciąż czekające na realizację, to chciałbym odwiedzić Brazylię, Peru i Australię. To miejsca, które od dawna mnie fascynują, zarówno pod względem kultury, jak i atmosfery.

Zatrzymajmy się jeszcze na chwilę przy podróżach, ale tym razem tych wewnętrznych. Do jakiego stanu umysłu i ducha dążysz? Każdy ma chyba swój upragniony punkt na horyzoncie - dla jednych to spokój i harmonia, dla innych nieustanna adrenalina. A jak to wygląda w Twoim przypadku?

To trudne pytanie, bo wszystko zależy od dnia. Czasem potrzebuję totalnej ciszy i spokoju, żeby pobyć sam ze sobą, a innym razem mam ochotę skakać ze spadochronem i poczuć adrenalinę. Lubię balans między tymi stanami, ale gdybym miał określić swój wymarzony stan ducha, byłby to ciągły zastrzyk adrenaliny - tyle że bez stresu wynikającego z chaosu i braku organizacji.

"Tak naprawdę miejsce jest dla mnie mniej ważne niż ludzie, którzy mnie otaczają. Myślę, że moje miejsce jest jeszcze nieokreślone. Szukam" - powiedziałeś kiedyś w jednym z wywiadów. Gdybyś miał teraz opowiedzieć o swoich najbliższych, kogo byś wymienił w pierwszej kolejności?

Nadal nie znalazłem jednego miejsca, które mógłbym nazwać swoim domem, ale coraz bardziej doceniam to, jak ważny jest dla mnie mój dom rodzinny. Jeśli chodzi o najbliższych, utwierdziłem się w tym, kto naprawdę przy mnie jest - niezmiennie to moja rodzina i przyjaciele, którzy są też moimi towarzyszami podróży. Oczywiście poznałem w drodze wiele niesamowitych osób, które stały się mi bliskie, ale fundamenty pozostają te same.

Dziś możemy słuchać Cię również na trzeciej składance "My Name is Poznań". "Hel" to kolejny przystanek w Twojej podróży. Dlaczego jest tak ważny, że postanowiłeś napisać o nim piosenkę?

Jako dzieciak często jeździłem na Hel, a potem wróciłem tam jako nastolatek - to było świetne miejsce do spędzania czasu z rówieśnikami. Teraz wolę inny styl podróżowania, ale wciąż mam ogromny sentyment do tych okolic. Dodatkowo samo słowo "Hel" jest ciekawe, bo w różnych językach i kontekstach ma inne znaczenia, co samo w sobie jest inspirujące.

W Twojej muzyce zawsze dominowały gitary, choć nie brakowało też syntezatorów. A jak zabrzmi Twój nowy album? Bo chyba nie powiesz mi, że niczego nie szykujesz?

Tak, gitary od zawsze były bardzo obecne w mojej muzyce - to od nich zaczynałem pisanie piosenek i miałem wrażenie, że dobrze współgrają z moim głosem. Tym razem jednak postanowiłem podejść do procesu twórczego inaczej i zacząłem komponować na pianinie. To zmieniło brzmienie albumu i nadało mu inny charakter. Jeśli chodzi o nowy projekt, będzie to płyta pełna numerów, przy których można się bawić i tańczyć. Mogę też zdradzić, że brzmienie będzie bardziej elektroniczne niż gitarowe. No i to pierwszy album, który wydaję pod skrzydłami nowej wytwórni - to dla mnie zupełnie nowy rozdział!

Rozmawiał Sebastian Gabryel

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2025