Kultura w Poznaniu

Muzyka

opublikowano:

Muzyczna linia frontu

Początkowo obawiałam się, że trzy tak różne od siebie dzieła nie znajdą wspólnej osi interpretacyjnej. Zapowiadająca koncert Danuta Gwizdalanka pokazała jednak, że Epitafium Krzysztofa Meyera, reinterpretacja albumu The Beatles przez wybitnego skrzypka Guy'a Braunsteina i Koncert na orkiestrę Witolda Lutosławskiego to składowe politycznej historii Europy.

. - grafika artykułu
fot. Antoni Hoffmann

Koncert na orkiestrę Witolda Lutosławskiego to dzieło napisane w czasach socjalistycznych. Mieniące się folkloryzmem, będącym domeną tamtych czasów, w piątkowy wieczór zostało zestawione z muzyką Beatlesów, których utwory w czasach Zimnej Wojny wnosiły powiew świeżego powietrza z Zachodu.

Epitafium pamięci dzieci zamordowanych na wojnie w Ukrainie op. 139 Krzysztofa Meyera wybrzmiało symbolicznie rok po inwazji wojsk rosyjskich na Ukrainę. Choć z pewnością każdy z nas kojarzy dzieła dedykowane ofiarom kataklizmów i wojen jak np. Tren - Ofiarom Hiroszimy Krzysztofa Pendereckiego, muszę przyznać że kompozycja Krzysztofa Meyera ujęła mnie i publiczność szczególnie. Kompozycja utrzymana w większości w dynamice piano, stopniowo się zagęszczała, by zaledwie kilkukrotnie dążyć do drobnych kulminacji. I tak publiczność słuchała długich, wybrzmiewających nut na znak hołdu bezbronnym ofiarom zamordowanym przez Rosjan w Ukrainie. Niepokój i groza  przeplatały się jednak z elementami nadziei (szczególnie słyszalnymi w partii fletu). Zwieńczeniem kompozycji stała się cisza i brak oklasków, a światła w auli na chwilę zostały wygaszone, tak aby każdy mógł zrozumieć jak wielkie mamy szczęście, że bezpieczni możemy słuchać sztuki oporu wobec tego, co dzieje się za naszą wschodnią granicą.

Drugą kompozycją, która wybrzmiała tego wieczoru była Abbey Road Rhapsody w aranżacji skrzypka - Guy'a Braunsteina. Muszę przyznać, że muzyka Beatlesów towarzyszy mi odkąd tylko pamiętam. Tata opowiadał mi, jak cudem udawało mu się zdobyć oryginalne winyle zespołu z Zachodu. Abbey Road był też pierwszym albumem Beatlesów, który na winylu kupiłam sobie jako dorosła i świadoma słuchaczka. Znam go na pamięć, dlatego sama urządzałam sobie szybki teleturniej, kiedy w narracji filharmoników i solisty pojawiały się tematy z albumu. Były to m.in.: Come together, Something, Here comes the sun. Jednak w tej bardzo spójnej opowieści, którą wykreowali filharmonicy i solista wraz z maestro Arielem Zuckermanem czegoś mi zabrakło. Może ta beatlesowska nonszalancja zlała się zbyt delikatnie w jedną, wysublimowaną opowieść. Czasem miałam też wrażenie, że orkiestra delikatnie mijała się ze skrzypkiem, który skądinąd podjął się tego wieczoru bardzo trudnego zadania. Ucieleśniał bowiem kilka różnych sposobów gry. Raz słychać było echo klasycznej interpretacji, a raz zachwycał nas swoim witalizmem i energią. Na pochwałę zasługuje także obszerne solo Guy'a Braunsteina - skrzypek lawirował między rejestrami, dynamiką, kolorytem i artykulacją.

Koncert na orkiestrę Witolda Lutosławskiego to jedno z najbardziej znanych i najczęściej grywanych dzieł kompozytora. I to w tej kompozycji można było zauważyć, jak wybitnym dyrygentem jest Ariel Zuckermann, który doskonale poprowadził orkiestrę - pokazując jej niezwykłą rozpiętość dynamiczną i barwową. Pod ręką maestra kompozycja zabrzmiała szczególnie szeroko i wielopłaszczyznowo.

Parafrazując przedmowę Danuty Gwizdalanki, wszyscy mamy nadzieję, że data 24 lutego za rok przejdzie do historii. A muzyka stająca się odpowiedzią na źródło zła nie będzie musiała być tworzona na bieżąco.

Katarzyna Nowicka-Rynkiewicz

  • Lutosławski i The Beatles
  • Aula UAM
  • 24.02

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2023