Kultura w Poznaniu

Muzyka

opublikowano:

KWADRATURA PŁYTY. Omijając trendy

Zarówno obiecujący debiutanci, jak i fantastyczne, doświadczone artystki, a wreszcie też klasyk - mający za sobą kilkadziesiąt lat na scenie, a w dorobku kilkadziesiąt płyt - mogą tworzyć dzieła pasjonujące i pełne emocji. Warunkiem podstawowym wydaje się to, że nie zważają na trendy, a nawet je omijają w poszukiwaniu wiarygodnej opowieści o sobie.

Kolaż z okładkami płyt Marii Pomianowskiej i zespołu Steve Martins. Opisy obu okładek poniżej. - grafika artykułu
fot. materiały prasowe

Wielokrotnie już ogłaszano "koniec muzyki rockowej", także całkiem niedawno. Oto wspaniała odpowiedź na tego typu twierdzenia, pokazująca żywotność, nośność i wartość rockowego grania. Które (jak słychać i na omawianym tu krążku) wartość ma przede wszystkim wówczas, gdy nie przejmuje się trendami, modami, przepisami na sukces. Wartość ma, gdy niesie z sobą żywe emocje. Tak jak niniejsza płyta. Opolsko-poznańska formacja Steve Martins debiutuje wydanym właśnie krążkiem 19:11, choć - przyznajmy - nie brzmi on jak debiut. Słyszymy bowiem świetne granie, nie tylko asymilujące to, co najlepsze w kręgu szeroko pojętej niezależnej muzyki rockowej, ale mamy tu też grupę potrafiącą przemówić własnym językiem. Motoryczne, pełne pasji i zaangażowania, dynamiczne granie kwartetu jest w pełni wiarygodne, a również anglojęzyczne teksty brzmią bardzo naturalnie. W mediach dopisywane są skojarzenia muzyki grupy z grunge'ową sceną z Seattle, z Pixies czy Queens of the Stone Age. Artyści z tych inspiracji układają jednak swoja całość.

Ważni są też ludzie spotkani na muzycznej drodze. I również tu członkowie Steve Martins mogą zapisać sobie plusy. Płytę opublikowała bowiem jedna z najszlachetniejszych i najważniejszych oficyn dla polskiej sceny niezależnej, Antena Krzyku. Album został nagrany, zmiksowany i poddany masteringowi przez cenionego w środowisku Przemysława "Perłę" Wejmanna, w jego poznańskim Perlazza Studio.

  • Steve Martins, 19:11 (wyd. Antena Krzyku)

O, jakże świetną płytę nagrała Katarzyna Groniec! Kolejną świetną płytę. Kolejną, która potwierdza, że to bodaj najoryginalniejsza, najciekawsza, najbardziej wartościowa spośród polskich artystek na szeroko pojętej scenie piosenkowej, popularnej, powiedzmy także: off popowej. Jej fascynująca twórczość - również ta pomieszczona na najnowszym albumie - w błyskotliwy sposób łączy w sobie elementy różnych stylów, a może raczej: nic sobie nie robi z gatunkowych podziałów. Z jednej strony w najbardziej elementarny sposób odwołuje się przecież do piosenki autorskiej, poetyckiej, z niebanalnym tekstem, z innej - wpisuje się w tradycję najszlachetniejszego kanonu polskiej piosenki, z pełną otwartością przyjmuje dobrodziejstwa, które daje współczesna produkcja i elektroniczne brzmienia - na tyle jednak tylko, na ile tego potrzebuje. Oczywiście, nie byłoby te muzyki gdyby nie cała rockowa historia, ale ta estetyka też jest wykorzystana ze świadomością zamierzonego celu. Bo Katarzyna Groniec (i jej współpracownicy) kreuje muzykę, na której jej zależy. Tu nie chodzi o przeboje, o efektowne chwyty, o popis. Istotą jest opowieść, stworzenie własnego, wiarygodnego świata, w którym mądre teksty, intrygująca warstwa muzyczna i świetne wykonawstwo  składają się w całość, która porusza, zaciekawia, frapuje. A wtedy także Irena Santor i Barbara Wrońska (śpiewające gościnnie w pojedynczych utworach) mieszczą się w takiej propozycji jako kunsztowne dodatki do świetnie pomyślanej całości!

  • Katarzyna Groniec, Konstelacje (Adapter / Warner)

Nowy krążek Adama Makowicza to rzecz, która powinna trafić w gust sympatyka jazzu, ale też ma szansę spodobać się słuchaczom, którzy szukają po prostu odrobiny lekkości, bezpretensjonalności, i nie gardzą skłonnością do tradycyjnej melodii. Taka jest blisko 75-minutowa podróż po fascynacjach artysty. Połowę repertuaru płyty stanowią autorskie kompozycje Makowicza. Pozostała część to utwory innych kompozytorów, w tym, oczywiście, uwielbianych przez pianistę: Erolla Garnera, Duke'a Ellingtona czy George'a Gershwina. Makowicz to wybitny muzyk - oczywiście w sensie umiejętności technicznych, ale przede wszystkim kreowania nastroju, swobody i lekkości muzykowania. Jego album to pokaz najwyższych kompetencji wykonawczych, a zarazem zdolności do bawienia się swoim graniem. I ujmującej lekkości.

Artysta tej miary doskonale odnajduje się w dialogu z innymi wykonawcami - czego potwierdzenie otrzymywaliśmy tyle razy. Szczególną jakość mają jednak jego solowe nagrania, co pamiętamy też od lat, by wspomnieć takie piękne i cenione krążki, jak Live Embers czy Winter Flowers i tyle innych. Najnowsza płyta bardzo udanie wpisuje się w tę tradycję solowych prezentacji będąc niewymuszonym, zdumiewająco lekko brzmiącym potwierdzeniem szczególnej klasy mistrza.

  • Adam Makowicz, Welcome back, Adam (wyd. For Tune)

Maria Pomianowska to jedna z kluczowych postaci polskiej sceny folkowej. Powszechnie wiadomo jak znaczący miała udział w przywróceniu do życia - i do praktyki scenicznej - polskich fideli kolanowych, takich jak suka biłgorajska czy fidel płocka. Wykształciła całe grono następców, również dzięki temu, że jest współtwórczynią pierwszej w naszym kraju specjalizacji związanej z muzyką etniczną na Akademii Muzycznej. Pamiętane są jej głośne nagrania: choćby płyta Chopin na 5 kontynentach z reinterpretacjami utworów klasyka w klimacie world music. Ale były przecież też jej podobne przygody z kompozycjami Moniuszki, Lutosławskiego, Tekli Bądarzewskiej, cała masa świetnych autorskich płyt z zespołami pod jej kierunkiem. Warto przy tym wspomnieć m.in. i jej Zespół Polski, i to od czego wszystko się zaczęło ponad trzy dekady temu - grupę Raga Sangit, grającą muzykę Indii. To była pierwsza artystki muzyczna podróż na wschód i pierwsze nagrania, na których prezentowała tzw. technikę paznokciową, której pozostała wierna do dziś.

I oto jej najnowszy krążek jest kolejnym rozdziałem owej fascynującej wędrówki ku wschodowi. Płytę tę nagrała bowiem Pomianowska w duecie, wspólnie z chińską artystką Mingjie Yu, która gra na różnych rodzajach tamtejszej cytry zheng. W programie albumu  przeplatają się tradycyjne melodie chińskie z utworami polskimi - ludowymi i dawnymi - oraz kompozycjami Pomianowskiej. Całość łączy się w pięknym dialogu, pełnym subtelności i kunsztownych form wykonawczych.

  • Maria Pomianowska &Mingjie Yu, Amber & Silk Project (wyd. Soliton)

Tomasz Janas

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2023