Kultura w Poznaniu

Muzyka

opublikowano:

KWADRATURA PŁYTY. Między rytmem, a harmonią

Wyraziste osadzenie w rytmie, ale też niebanalna melodyka i umiejętne operowanie nastrojem; przywoływanie ducha i twórczości zapomnianych mistrzów, ale też sięganie do zgoła kosmicznych natchnień - oto cechy czterech, jakże różnorodnych i jakże ciekawych, wydanych niedawno płyt. Taki obraz dają nowe krążki Bartłomieja Olesia, alternatywnej supergrupy Nachum, duetu RhythmSect i kwartetu Kazimierza Jonkisza.

Okładka płyty:porter starszego mężczyzny z zmaknietymi oczami - grafika artykułu
fot. materiały prasowe

Jakże pasjonujące bywają muzyczne niespodzianki. Bartłomiej Oleś, mieszkający od lat w Poznaniu, znany jest i ceniony na polskiej scenie przede wszystkim jako wybitny perkusista, a także twórca muzyki jazzowej. Niedawno poznaliśmy go jako świetnego kompozytora fortepianowych miniatur, bliskich współczesnej muzyce kameralnej. Tym razem rozpoznajemy kolejne fascynujące oblicze jego twórczości. Najnowszy album artysty zawiera bowiem ponad godzinę muzyki elektronicznej, grania, które kieruje nas w stronę ambientu, ale i subtelnych brzmieniowych eksperymentów.

Tym razem jako patronów czy inspiratorów twórczości Olesia można chyba wskazać Edgara Froese i Tangerine Dream, Klausa Schulze czy Briana Eno - oczywiście traktujące te skojarzenia ledwie jako drogowskaz kierujący ku pewnemu rozumieniu muzyki, ale niekoniecznie jako proste odwołania do estetyki wspomnianych artystów. Fundamentalny zdaje się być tytuł albumu, Songs of Planets and Moons, bo też inspiracją i pewnego rodzaju impulsem są tu rzeczywiste dźwięki tytułowych "planet i księżyców" zarejestrowane w przestrzeni kosmicznej przez sondy Cassini, Voyager 1 i Voyager 2. Zresztą swoistą narrację płyty kreują też tytuły kolejnych dziewiętnastu utworów, odwołujące się do owych ciał niebieskich. Wokół ich przetworzonych odgłosów autor buduje własną, subtelną, elektroniczną opowieść. To piękne granie, które ma w sobie walor - w najlepszym sensie tego słowa - relaksacyjny, medytacyjny, a zarazem jest, starannie przemyślaną konstrukcyjnie, podróżą intelektualną. Do wielokrotnego słuchania - nie tylko w rozgwieżdżone noce.

  • Drumbientone by Bartłomiej Oleś, Songs of Planets and Moons (VinylOn Records)

Dawno nie słyszałem w naszym kraju tak oryginalnie interpretowanej muzyki żydowskiej - niesztampowo, z wyobraźnią, chwilami niemalże w klimacie avant-popu, alternatywnego rocka, ambitnego, choć bardzo komunikatywnego eksperymentu. Swą nazwę grupa wzięła od nazwiska pochodzącego z Rzeszowa żydowskiego kompozytora Nachuma Sternheima, którego twórczość w naszym kraju praktycznie w ogóle nieznana jest ponoć bardzo ceniona w Izraelu i Stanach Zjednoczonych. Jej odkrycie dla krajowej publiczności przypadło w udziale niezwykłemu zespołowi, który nadał jej własnego, autorskiego charakteru.

Ów zespół to swoista supergrupa tworzona przez znakomitych artystów tworzących w kręgu sceny niezależnej, folku, muzyki improwizowanej. Pomysłodawcą przedsięwzięcia jest Miłosz Pękala - wibrafonista znany przede wszystkim z zespołu Kwadrofonik oraz Mitch & Mitch, choć ma na koncie wiele innych dokonań. Pierwszoplanową postacią jest tu także (co może nie dziwić w kontekście oryginalnego interpretowania żydowskiej tradycji) Ola Bilińska - autorka własnych płyt realizowanych pod szyldem Berjozkele, liderka grupy Babadag, znana też choćby z Muzyki Końca Lata. Do tego perkusistka Ola Rzepka (pamiętana z grup Drekoty czy Alte Zachen), pianista Noam Zylberg (lider Małej Orkiestry Dansingowej) i gościnnie Mikołaj Trzaska. Ich muzyka powinna znakomicie zabrzmieć zarówno na festiwalach muzyki żydowskiej czy etnicznej, jak i w klubach, gdzie dominuje granie niezależne. Świetny krążek, chyba jeszcze nie dość doceniony.

  • Nachum, Nachum (Antena Krzyku)

Na początku jest rytm - taka myśl zdaje się stać za pomysłem na granie duetu RhythmSect. Co więcej, ów rytm nie jest tu tylko konwencjonalną podstawą muzyki, ale jej jądrem, punktem wyjścia do artystycznych poszukiwań. Wszystko inne jest dodatkiem. I w tym nieszablonowym pomyśle kryje się mnóstwo odkrywczych brzmień, intrygujących rozwiązań, jest oryginalna, wielobarwna i absolutnie nie nużąca struktura.

Podstawowy skład zespołu tworzą: perkusista Grzegorz Pluta i basista Patyr, artyści, których słuchacze mogą kojarzyć z grup Licho czy Koniec Pola. Budowane przez nich utwory  swobodnie krążą między odwołaniami do funku, fusion, jazzu, gdzieś w tle mając też skojarzenia z mocniejszymi rockowymi, może nawet metalowymi źródłami, choć można odczytać tu też ślady fascynacji dubem czy drum'n'basem. W jakimś sensie twórczość duetu może kojarzyć się z graniem cenionej swego czasu amerykańskiego duetu Sabot, szukającego natchnień w hard core punku, ale też muzyce jazowej czy rocku progresywnym. Oczywiście, myślę tu raczej o porównywalnej filozofii grania, pomyśle na wyeksponowanie znaczenia i brzmienia sekcji: gitara basowa i perkusja, bo ostateczny pomysł RhythmSect  wydaje się propozycją bardzo oryginalną. Dodajmy zresztą, że dwaj liderzy mają tu w wielu fragmentach jeszcze gościnnie trzeciego partnera - znanego z zespołu Psychogeografia Piotra Łyszkiewicza, który dopełnia całość brzmieniem saksofonu, klarnetu oraz, z wyczuciem serwowanej, elektroniki. To muzyka tyleż eksperymentalna, ile na swój sposób oniryczna. Bardzo niebanalna propozycja.

  • RhythmSect, This is Dark Funk (Audio Cave)

Świetną formę prezentują wciąż starzy mistrzowie polskiego jazzu. Potwierdzeniem tej tezy jest wydany niedawno album perkusisty Kazimierza Jonkisza i jego zespołu. Długo możnaby pisać o dokonaniach artysty, nagrodzonego w tym roku Złotym Fryderykiem, o jego udziale w nagraniu mnóstwa płyt, należących do klasyki krajowego jazzu i nie tylko (grał też u Grechuty, Woźniaka i wielu innych), o jego świetnych autorskich krążkach (także tych z drugiej połowy lat 80.), albo i znakomitym albumie wydanym dekadę temu przez poznańskie Multikulti. Ważne, że nawet niezleżenie od swej wielkiej przeszłości i dziś prezentuje bardzo dobrą muzykę, energetyczną, obdarzoną żywiołowym pulsem i świetnym brzmieniem, nienaganną warsztatowo, a zarazem pełną luzu i wykonawczej swobody. Ale też, jak zawsze, starannie dobrał partnerów do tej muzycznej wyprawy. Saksofonowe partie, jak już od dobrych kilku lat w zespole Jonkisza, prezentuje Borys Janczarski, w sekcji czujnie współpracuje z liderem Michał Jaros na kontrabasie, a świetnie w tym kontekście odnajduje się gitarzysta Mark Waggoner. Jest jeszcze ten piąty - nieżyjący już  amerykański saksofonista Monty Waters, który dekady temu grywał z legendami bluesa i jazzu zza Wielkiej Wody, a  w ostatnich latach życia często współpracował z Jonkiszem. Dlatego też płytę wypełniają jego kompozycje, a  głos Watersa możemy usłyszeć w dwóch archiwalnych nagraniach na płycie.

  • Kazimierz Jonkisz Quartet, Monty & Soul (SJ Records)

Tomasz Janas

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2024