Niezwykła jest aktywność członków tria RGG - i artystyczna jakość ich kolejnych poszukiwań. Niejako równolegle do swej "głównej" ścieżki muzycy realizują co jakiś czas kolejne świetne krążki w składzie poszerzonym o innych instrumentalistów. Taką właśnie formułę przynosi najnowszy album, będący kontynuacją wydanego przed sześcioma laty City of Gardens. Grupa poszerza tu skład o dwóch znakomitych instrumentalistów grających na instrumentach dętych. Są to: szwajcarski puzonista Samuel Blaser oraz fiński saksofonista tenorowy Pauli Lyytinen. Blaser grał już na wspomnianej pierwszej części City of Gardens. Lyytinena słuchacze mogą pamiętać ze świetnego dwupłytowego albumu Swords nagranego parę lat temu z dwoma członkami RGG - Maciejem Garbowskim i Krzysztofem Gradziukiem. Jeśli zatem dodamy piątego, niewspomnianego jeszcze muzyka - którym jest, oczywiście, Łukasz Ojdana - mamy tu kwintet kreujący nową, pasjonująco wielobarwną i fantazyjną muzykę. Całość wypełniają, jak czytamy, dwie kompozycje Garbowskiego i pięć zbiorowych improwizacji. To muzyka, która oczywiście w jakimś ważnym sensie wywodzi się z jazzu, ale jest istotnie swobodną improwizacją. Taką jednak, która nie zatraca się w hermetycznych partiach, której "żywiołem" jest jednak, upierałbym się, narracja. Poszczególne utwory są opowieściami, są spotkaniem wrażliwych twórców, otwartych na niewiadome, a jednak nastawionych na to, by skomunikować się ze słuchaczem. Fascynujący w tym sensie jest zarówno utwór znacząco zatytułowany Glitch (Usterka?), jak i inne , w których zbiorowe (i indywidualne) uniesienia służą zbudowaniu formy będącej godną wielkiej uwagi zespołową wypowiedzią.
- RGG, City of Gardens vol. 2 (Voice Music)
Oto artysta od lat kreujący swe oryginalne muzyczne światy, wciąż zapewne nie dość doceniony. Hubert Zemler, bo o nim mowa, ma na koncie autorskie solowe płyty, na których eksploruje nie tylko perkusyjne brzmienia. Znany jest też m.in. z zespołów Horny Trees, Slalom, Opla, Magneto, z których każdy godny jest osobnej opowieści. Współpracował i nagrywał z takimi artystami, jak m.in. Debashish Bhattacharya, Wacław Zimpel, Evan Ziporyn, Gyan Riley, a z innej strony: Szabolcs Esztenyi, z jeszcze innej: Mitch & Mitch, Natalia Przybysz, Babadag. Wymieniam te wszystkie istotne doświadczenia, by naszkicować choć różnorodność i wagę jego poszukiwań.
Przed dwoma laty, na potrzeby festiwalu Auksodrone 2022, stworzył kompozycję, którą wykonał wspólnie z jakże cenioną orkiestrą Aukso. To właśnie fascynujący Poemat toksyczny, który znalazł się na płycie. Mamy tu swoisty dialog wybitnej kameralnej orkiestry z kompozytorem obsługującym amplifikowany metalofon i instrumenty perkusyjne. Rodzi się z tego muzyka o lekko posępnym nastroju, choć i pełna harmonii. Interwencje orkiestry - czasami bardziej dynamiczne, kiedy indziej pozostające w kolorystycznym tle - tworzą tu fantastyczny kontekst dla solisty. Zemler zaś znakomicie operuje kontrastem, dynamiką i barwą brzmienia, zarówno wtedy, gdy - jak w trzeciej części - wykorzystuje szereg różnych akustycznych instrumentów, ale też kiedy - np. w części czwartej - sięga po elektroniczne współbrzmienia. Całość wieńczy (na kształt uspokojenia?) piąta część, w której zdają się dominować jasne kolory. Skoro zatem Poemat toksyczny jest opowieścią o naszych znerwicowanych, chaotycznych czasach, może jest dla nas jakaś nadzieja? Fantastyczna muzyka z tej płyty zdaje się sugerować, że tak.
- Hubert Zemler & Orkiestra Aukso, Poemat toksyczny (Audio Cave)
Niezwykłą płytę przygotowały dwie artystki świetnie znane (nie tylko) na folkowych scenach: Katarzyna Kapela (m.in. Sutari, Kapela Brodów) oraz związana przez lata z Poznaniem Patrycja Betley (m.in. Danar, Same Suki, zespół Karoliny Cichej, znana też ze współpracy z Kayah czy Leszkiem Możdżerem). Ich płyta jest z jednej strony po prostu zbiorem pięknych, często przejmujących utworów, z drugiej - tworzy formę pewnego koncept albumu, zamkniętej, poruszającej całości, mającej wielką wartość zarówno w swej strukturze narracyjnej, jak i na poziomie czysto muzycznym.
Ów internetowy krążek (bo opublikowany w sieci, nie wydany na CD) to muzyczna podróż śladami uchodźców - w sensie podstawowym przypominająca wędrówkę Polaków w latach 40. ubiegłego wieku. Jak same artystki piszą - to uchodźczy szlak nadziei (odwołujący się do terminologii Normana Daviesa): "od Kresów Wschodnich, przez Związek Sowiecki, Persję, Królestwo Iraku, Palestynę, aż po Liban, kraje wschodniej Afryki i Indie". Ale to bolesna wędrówka otaczająca również swą uwagą współczesny kryzys uchodźczy - w Europie i na świecie. Takiej koncepcji sprzyja stosunkowo surowe, kameralne brzmienie, wykorzystujące ograniczony zasób instrumentów i świadomie ograniczający ekspresję wykonawczą. To nie ma być popis i pokaz muzycznego bogactwa. To ma być - i jest - wciągająca opowieść włączająca elementy "napotykanych" na drodze kultur: żydowskiej, perskiej, kurdyjskiej, hinduskiej. Świetna rzecz - godna uwagi nie tylko z powodu jej muzycznych walorów.
- Kasia Kapela i Patrycja Betley, Szlak Nadziei
Kiedy jeden z najważniejszych dziś (od lat!) śpiewających poetów wydaje nową płytę, należy się jej szczególna uwaga. Bo też Antoni Muracki z równym pietyzmem podchodzi do słownego przekazu swych piosenek, jak też do ich wartości muzycznych - i wykonawczych. Wszystkie elementy składające się na tę ważną opowieść, są tu szczegółowo dopracowane. Tym razem Murackiemu (słowa, gitary, śpiew) towarzyszy, grając na fortepianie, ale też śpiewając, kompozytor repertuaru Piotr Golla. Do tego świetnie znany sympatykom piosenki poetyckiej Robert Kuśnierski na akordeonie, a w dwóch utworach jeszcze śpiewające gościnnie Aleksandra Drzewiecka i Dominika Świątek.
Piękna to płyta, wielobarwna i o różnych nastrojach. Dominujący nurt stanowią tu mądre, refleksyjne pieśni o naszym tu i teraz - albo o tu i teraz doświadczonego poety. O świecie widzianym z jego perspektywy. Śpiewa on także gorzko o naszej rzeczywistości - również tej politycznej, "o ciemnych rycerzach nocnej zmiany", na szczęście minionej już władzy. Są i piosenki lżejsze jak: Na sześćdziesiątkę mojej żony, Kapuśniaczek (przywodzący na myśl, siłą gastronomicznych skojarzeń, słynny Żurek Młynarskiego) czy Scena zazdrości - wyborny pastisz nurtu typu criminal tango. Są jednak i poruszające piosenki, jak odwołująca się do dramatu ukraińskiej wojny Dziecięce zabawki. I wiele jeszcze innych emocji: zmiennych jak życie, niedopowiedzianych czasami, ale wartych wielokrotnego przesłuchania. Kolejna świetna płyta Pana Antoniego i jego przyjaciół.
- Antoni Muracki, Piotr Golla, W moim przedostatnim domu (Fundacja Artystyczna TST)
Tomasz Janas
© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2024