Kultura w Poznaniu

Historia

opublikowano:

ZAPISKI Z LAMUSA. Ze sceny czy zza kulis?

"Jakże mało mamy obecnie w Polsce dobrych aktorów, artystów miary Modrzejewskiej, Wisnowskiej, Hoffmanowej, Królikowskiego, Leszczyńskiego, Kotarbińskiego, Żelazowskiego! Jest jeszcze kilkanaście wielkich artystów starszej generacji i kilkanaście indywidualnych, utalentowanych młodszych sił artystycznych. Ale naogół przeważają przeciętne, niemniej jednak pożyteczne typy, nie mające aspiracyj do podniebnych lotów, ale pracowite, pełne dobrych chęci"* - tak Jerzy Barwicz podsumowywał stan polskiego aktorstwa w artykule Kapłanka u ołtarza sztuki ("Nowy Kurier", nr 187/1931). Na tle tej jednak surowej opinii wybrzmiało pewne wyjątkowe nazwisko: Jadwiga Zaklicka.

Kobieta obejmuje mężczyznę czytającego książkę. On ma spuszczony wzrok, ona patrzy prosto w obiektyw. - grafika artykułu
Przedstawienie "Roxy" w Teatrze Polskim w Poznaniu, na zdjęciu: Jadwiga Zaklicka i Janusz Nowacki, sierpień 1931, fot. ze zbiorów Narodowego Archiwum Cyfrowego

Wstęp ten z pewnością dla wielu aktorów, którzy trafić mogli na niego w trakcie codziennego przeglądu prasy, musiał być bolesny. Zachęcał bowiem do rozważań, czy stoi się po stronie tych wielkich "kilkunastu", czy też może tej smutnej większości, co najwyżej poprawnej w swoich scenicznych wysiłkach. Krytyczny początek, w którym ujawnia się nuta udręki, poprzedza apel, by "wyszukiwać, chronić i z największą troską hodować nowe a prawdziwe talenty, jeżeli teatr ma wrócić do dawnego poziomu". Apel przybrał w pewnym momencie formę ironicznego przytyku. Powołując się na fakt powstania Towarzystwa Ochrony Żubra, Barwicz wniósł postulat, by założyć też Towarzystwo Ochrony Dobrych, Utalentowanych Aktorów...

Z pewnością "pod ochroną" znaleźć się powinna Jadwiga Zaklicka. Wywiad z tą gwiazdą sceny stanowił najważniejszą część tekstu. Pretekstem do rozmowy były występy utalentowanej artystki, bardzo entuzjastycznie przyjętej w Teatrze Polskim przez poznańską publiczność, podziwiającą ją w spektaklu Roxy. Można pozazdrościć epitetów, jakimi obdarzył Zaklicką dziennikarz: "niezwykle utalentowana, kulturalna, literacko oczytana, przystępująca do swej pracy z pedantyczną sumiennością, stosując wobec siebie samej surową miarę krytycyzmu i zbyt wiele od siebie samej wymagająca, żyjąca tylko sceną i dla sceny, którą ukochała gorąco i wyłącznie". W obliczu "dewastacji kultury i etyki" prezentowała ona zdaniem Barwicza wszystko to, co stało naprzeciw kulturalnej degrengolady. Choć w chwili udzielania wywiadu aktorka miała za sobą wciąż jeszcze krótką karierę artystyczną. Stanęła jednak przed swoim rozmówcą taka, jaka była na scenie: "prześliczna i oszałamiająca".

Jednym z kryterium oceny artystów musiała być dla dziennikarza prezencja podczas wywiadu. Zażenowanie wynikające z wielkiej skromności oznaczało postawę godną, pełną pokory i zasługującą na uznanie. Z dużym prawdopodobieństwem można też było sądzić, że osoba o takich cechach nie pozwoli sobie nigdy na "jarmarczną reklamę, jakiej się dopuszczają rozmaite renomowane, a często wątpliwej wartości artystycznej «gwiazdy» sceny polskiej". Przejdźmy jednak do treści rozmowy.

Najpierw pada pytanie o to, która rola była dla aktorki ulubioną. "«Św. Joanna»... «Pocałunek Kopciuszka»..." - pada odpowiedź. Tu Barwicz przypomina czytelnikom, że w Krakowie podczas jednego z przestawień pt. Święta Joanna, po scenie w katedrze, oklaski widowni trwały cały antrakt, a Pocałunek Kopciuszka był przebojem sezonu 1925/1926 w Teatrze im. Juliusza Słowackiego. Po tym dziennikarz referuje dalej. Zapytał aktorkę, czy planuje wyspecjalizować się w jakiejś jednej dziedzinie. Trudno podejrzewać, by osoba kreatywna, żyjąca przecież graniem różnych ról, chciała się w taki sposób ograniczać. Zaklicka odpowiada więc z przekonaniem, że "nie chciałaby się zasklepiać w żadnej specjalności". Dała tym wyraz ogólnie przyjętej tendencji, że aktorzy i aktorki marzą o rolach nierzadko zupełnie sprzecznych w sztukach rozmaitych, klasycznych i współczesnych. Musiało też ciekawić miłośników zdolności Zaklickiej, czy zmiana partnerów i partnerek scenicznych wpływała jakoś na jej grę. Padła kolejna dojrzała odpowiedź: "Szukam zawsze kontaktu z partnerami i zżywam się z nimi odrazu".

Niekiedy zastanawiamy się, czy aktor na scenie myśli cokolwiek o publiczności, czy wśród tych wszystkich świateł widzi ją i obserwuje reakcje widowni. Rozmówczyni Barwicza stawia sprawę jasno: będąc na scenie, nie zastanawia się nad oglądającymi spektakl, choć "aktora podnieca reagowanie publiczności". Jakżeby mogło być inaczej? W tym miejscu powinnam może przytoczyć najważniejsze zdanie, jakie padło podczas wywiadu. Zdanie to jest w mniejszym stopniu związane z profesją aktora, a w większym, metaforycznie, łączy się z filozofią życia. Kolejny już raz widzimy, jak niezmiennie blisko życia właśnie jest teatr.

Zanim jednak postawię tę kropkę nad "i" i fragment ten zacytuję, wspomnę tylko, że rzecz jasna nie mogło zabraknąć również pytania o publiczność poznańską i Poznań jako taki. I ponownie lokalni patrioci musieli poczuć się ukontentowani. Oczywiste, że Zaklicka była "oszołomiona i oczarowana poznańskiem przyjęciem", a co zaś tyczy się publiczności, to "krakowska jest bez porównania zimniejsza". Kto by po takich słowach mógł pomyśleć, że widowni poznańskiej brakowało ognia i entuzjazmu?! Co więcej, aktorce w Poznaniu było najzwyczajniej w świecie dobrze. Po tym obowiązkowym elemencie każdej rozmowy, przyszła kolej na prośbę. Barwicz zaproponował bowiem, by Zaklicka zacytowała kwestię z przedstawienia Roxy, o kulisach.... Artystka, jak na prawdziwą gwiazdę przyznało, wczuwając się w rolę, odpowiedziała: "Cały świat jest jedną wielką sceną, ale większość ludzi na niej nie gra, tylko ustawia kulisy". Grajmy i my!

Justyna Żarczyńska

* We wszystkich cytowanych fragmentach zachowano oryginalną pisownię.

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2024