"Po podwórzach chodzi rozśpiewana ludzka niedola... Nędza, głód, brak wszelkich środków do życia każe ludziom chwytać się ostatniej deski ratunku - pukać o miłosierdzie swych bliźnich. Jedno chodzą od drzwi do drzwi, inni od podwórka do podwórka... Wierzą w swe muzyczne zdolności, za które spodziewają się kilku gorszy, rzuconych litośnie z któregoś tam piętra na bruk podwórka. Im większa bieda i bezrobocie, tem więcej hałaśliwe i «muzykalne» stają się nasze podwórka"* - pisze niewesoło "Iks." we wstępie swojego równie niewesołego reportażu Śpiewająca nędza ("Nowy Kurier", nr 139/1932). Tekst napisany został w czasach kryzysu, który podobno miał się skończyć. Dla niektórych jednak nie skończył się nigdy i nie miały z tym wcale wiele wspólnego międzynarodowe rynki finansowe.
Po zaułkach Poznania prowadzi nas dziennikarz. Podczas tej nietypowej wędrówki napotkać można, ale przede wszystkim jednak usłyszeć, grajków i muzykantów wszelkiej maści i usposobienia. Wygrywają oni melodie różne - każdy na tyle, na ile i jak potrafi. Spotykamy staruszka, który śpiewa ochrypłym głosem Gorzkie żale - "To jedno tylko umie i nie zważając na porę wielkanocną czy zielonoświąteczną - jedno tylko śpiewa: «Gorzkie żale». Dla niego zawsze Chrystus na krzyżu umiera jednako".
Dalej, gdy tylko staruszek znika, być może doczekawszy się wreszcie upragnionej monety rzuconej przez litościwego słuchacza, "pojawia się cała kapela rżnięta, skrzypce, harmonja i klarnet". Ta serwuje już zgoła inne melodie, rumba podrywa mieszkańców kamienicy. Ciekawskie głowy wychylają się z okien. Muzykanci nie mogą narzekać - ich trud zostaje wynagrodzony, "na bruk sypią się »bejmy«", publiczność domaga się bisów, "na specjalne życzenie panny Kasi, służącej u państwa X, grają «Ty i moja gitara»". I nie szkodzi wcale, że tylko udają jazzband, a głosy ich zdradzają nadużywanie pewnych trunków. Najważniejsze, że "wprowadzają oni ze sobą na podwórko ożywienie i rwetes" taki, że konkurencję zazdrość zżera!
Kogo tu jeszcze możemy spotkać? Ano nawet tych, którzy zdradzają talent i wykształcenie w sztuce muzycznej. Usłyszymy "młodego, dość elegancko ubranego skrzypka". Gra solo utwory klasyczne, czym zdobył sobie pewną popularność, choć nie tak wielką jak ci, którzy na potrzeby gustów lokatorów kamienic serwują szlagiery. Uwagę zwraca także rozśpiewany muzyk z gitarą. Ten wybiera utwory raczej nieskomplikowane, ale to nieważne! Bo głos jego nadawałby się znakomicie, jak sugeruje "Iks.", do repertuaru znacznie ambitniejszego. Gdy pewna starsza kobieta rzuca przez okno monetę i prosi, by zagrał Serenadę Griega, musi odmówić, ponieważ nie zna tego utworu. Proponuje natomiast Ave Maria. I wykonanie wychodzi mu "pięknie i nienagannie". Reporter notuje po występie: "Jeżeli tak dalej będzie, przynosić nam będą na podwórko nietylko węgiel i ziemniaki, ale i kulturę i sztukę... Życie schodzi na podwórko...".
Są i ci, którzy wprost proszą o jałmużnę. Prośby te budzą smutek, są wyrazem trosk ludzkich wagi ciężkiej. Niektóre jednak powodują też wątpliwości. Są bowiem muzycy, których podejrzewać można o kłamstwo i interesowną chęć wzbudzenia litości wcale nie z powodu trudnej sytuacji życiowej, ale skorzystania na współczuciu naiwnych, życzliwych potrzebującym dusz. Dalej spotykamy jeszcze staruszka, który gra na harmonii. Wygrywa i wyśpiewuje "miłą kakofonię". Są tu też całe muzykalne rodziny, "familijny chór, śpiewający posępne podwórzowe ballady o zbójcach", które nijak się mają do takich rodzinnych formacji...
Pośród tych wszystkich solistów i zespołów jest i człowiek niemy. Stoi na środku podwórka i wydając z siebie wszystkie dźwięki, które potrafi, całym sobą prosi o cokolwiek, co utrzyma go jeszcze przy życiu. Wspomina tę scenę "Iks." w sposób - co nie dziwi - bardzo uczuciowy, oddając cały tragizm zdarzenia: "Skóra cierpnie na plecach. Zamykamy okno, ale przez szyby, przez mury, przez story wdziera się do pokoju to okropne, niesamowite wycie kaleki... Jest w nim tyle prośby i błagania, tyle zwierzęcego strachu przed śmiercią, tyle cierpienia... Uciekamy do domu, aby nie słyszeć, ale wszędzie za nami biegnie ta przeraźliwa, wstrząsająca prośba... Krzyk o litość... Od rana do nocy na podwórko nasze zachodzi nędza i śpiewa, gra, krzyczy, woła o litość".
Niewesołe jest zakończenie tego specyficznego reportażu, który dotyczy niełatwej doli kultury w czasach kryzysu, ale też spraw zwyczajnych, wręcz pospolitych, jednocześnie ważnych i poruszających. Może i jest w tym jakieś upomnienie, by zachować mimo wszystko odruchy ludzkie w ich najlepszej odsłonie?
Justyna Żarczyńska
* We wszystkich cytowanych fragmentach zachowano oryginalną pisownię.
- Książka Justyny Żarczyńskiej Felietony z nie pierwszej strony. Rewelacje kulturalne w poznańskiej prasie dwudziestolecia do kupienia tutaj
© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2024