Kultura w Poznaniu

Historia

opublikowano:

ZAPISKI Z LAMUSA. La Makowska!

Los bywa przewroty. Chyba nie ma osoby, która się o tym nie przekonała na własnej skórze. Przekonać się mogliśmy o tej właściwości losu także na łamach Zapisków z lamusa. Poprzez życiorysy ludzi ze świata kultury nierzadko jeszcze wyraźniej objawia się owa przewrotność. Bywa na przykład tak, że ktoś jest na szczycie i nagle, nie wiedzieć dlaczego, zostaje z tego szczytu strącony. Niekiedy w obliczu trudnych decyzji schodzi z niego sam. Bywa też i tak, że poturbowany nie domyśla się nawet, że w blasku świateł i w akompaniamencie braw zachwyconej publiczności na szczycie stanie ponownie.

Dwie kobiety i dwóch mężczyzn na scenie. Kobieta w środku kadru ma na sobie białą, rozłożystę suknię balową. - grafika artykułu
Jedna ze scen przedstawienia operetkowego "Kobieta, która wie, czego chce" w Teatrze 8.30 w Warszawie; widoczni od lewej: Elżbieta Dankiewicz, Ryszard Łaciński, Helena Makowska i Marian Wawrzkowicz, fot. Mieczysław Bil-Bilażewski - Warszawa, styczeń 1933, ze zbiorów Narodowego Archiwum Cyfrowego

"W epoce rozkwitu kinematografji włoskiej, gdy - po wojnie światowej - słoneczna Italja przodowała europejskiemu przemysłowi filmowemu, na firmamencie srebrnoekranowym obok Franceski Bertini, Marji i Dionizy sióstr Jacobini, Piny Minichelli, Diany Karenne i Lidji Borelli - jaśniała gwiazda sławy rozległej, a zasłużonej: Helena Makowska. Albo, jak pisali Włosi, krótko: «la Makowska» "* - pisał "kj" w "Nowym Kurierze" (nr 128/1933) w artykule To musi być cudowna rzecz: z zapomnienia wrócić do sławy.... Zaraz potem dodaje, że ta wybitna kobieta, "piękna, złotowłosa Polka o szafirowo-modrych oczach nie używała cudzoziemskiego pseudonimu i nazwisko polskie zdobiło wówczas afisze kinoteatrów włoskich, wabiąc tłumy czarem przedziwnej urody, klasycznej postaci, wspaniałością gestu i niewysłowionym wdziękiem".

Likwidacja włoskich wytwórni filmowych stała się realnym zagrożeniem dla dalszej kariery Heleny Makowskiej, jednak na ratunek - przechwytując tę niezwykłą aktorkę do swoich gwiazdorskich szeregów - ruszyły wytwórnie niemieckie: berlińska "Uta" i monachijska "Emelka". Dzięki temu aktorka mogła dalej podbijać świat. Poważna zmiana zaszła dopiero w 1926 roku, gdy z powodów osobistych Makowska powróciła do rodzinnej Warszawy. W Polsce wzięła jeszcze udział w dwóch produkcjach filmowych, a mianowicie Kochance Szamoty i Czerwonym błaźnie, by później zniknąć, "zrywając ze sztuką dla hymenu". Kilka lat później dała się jeszcze poznać jako królowa mody, a po światku artystycznym krążyły informacje, że "ex-star kinowa studjuje sztukę śpiewaczą, ale... powoli zapomniano o dawnej ulubienicy tłumów".

Z zapomnienia udało się jej jednak wyrwać w 1933 roku, gdy na afiszach znów pojawiło się jej nazwisko. Makowska w warszawskim Teatrze 8:30 miała wystąpić w operetce i to jako "kobieta, która wie czego chce"! Mimo panującego wówczas kryzysu i skrupulatnego liczenia każdego grosza, wielbiciele rewiowych widowisk i najpewniej przebudzeni z letargu fani Makowskiej dopisali. Sukces ten chciano powtórzyć również w innych miastach, choćby w Poznaniu. Kobieta, która wie, czego chce zagościła na scenie Teatru Wielkiego. Do miasta tym samym przyjechała odtwórczyni głównej roli - Helena Makowska. I to w towarzystwie Witolda Zdzitowieckiego - realizatora oraz "pięknego gwiazdora ekranu", Harry'ego Corta. Przybycie do miasta tak znakomitych osobistości był doskonałą okazją, by postarać się o wywiad dla drogich czytelników.

"Wywiad z potrójną królową: filmu, mody i operetki nie będzie chyba rzeczą łatwą! - pomyślałem sobie. Ale gdy w zacisznym hallu hotelu «Continental» rozpocząłem reporterski atak - obawy prysły. Ta piękna, onieśmielająca majestatem urody i postaci gwiazda jest w istocie szalenie prosta, przystępna i pogodna. Mówi ciekawie, niemal błyskotliwie, jak przystało na kobietę tej kultury i tego intelektu" - wspominał reporter wszystkie emocje związane z przygotowaniami do rozmowy i pierwsze wrażenie, jakie wywarła na nim Makowska. Może tylko zauważę, że niezręczne wydaje się sformułowanie "niemal błyskotliwie". Nie będę tu jednak sprawy roztrząsać, skupiając się na wątkach milszych...

"Już właściwie pogrzebałam moje marzenia i sny o sławie... Gdy zrywałam z ekranem, poświęciłam sztukę dla szczęścia osobistego. Okazało się ono... bańką mydlaną. Wróciłam do przerwanych niegdyś przez pracę filmową studiów śpiewaczych bez wiary w siebie" - opowiadała Makowska. Dla tych, którzy patrzyli na nią tylko przez pryzmat sukcesów, słowa te - gorzkie przecież i ludzkie, bo pokazujące, że chwile wątpliwości w swój talent i umiejętności nawiedzają każdego - musiały być zdumiewające. Dalsza część wypowiedzi artystki nie pozostawiała złudzeń - miała momenty zawahania do tego stopnia, że propozycja wystąpienia w operetce nie tylko ją zaskoczyła, ale i przeraziła. Gdyby nie Zdzitowiecki być może by tej oferty nie przyjęła. Niekiedy jednak wystarczy chociaż jedna osoba, która wierzy w potencjał podłamanej istoty, szepnie dobre słowo i zmotywuje do tego, by nie rezygnować, i dzieją się cuda! Debiut Makowskiej w tej nowej dla niej roli okrzyknięto w prasie rewelacją. "Mój Boże, nie marzyłam o takim triumfie..." - wspomina aktorka, wdzięczna tym, którzy ją "wygrzebali" z zapomnienia i otworzyli przed nią nowy, piękny rozdział życia. Nie obyło się jednak bez pracy - tej musiała się Makowska nauczyć od nowa.

Poznań był świadkiem tego podniosłego wydarzenia, którym był powrót gwiazdy na szczyt. Później gościła jeszcze w Wilnie i Ciechocinku i tak zakończyć się miał pierwszy teatralny sezon Makowskiej. Następnie czekała ją dalsza podróż: do Francji i Włoch. Wszędzie wizyty artystki związane były z propozycją zaprezentowania Kobiety, która wie, czego chce na scenach tych wspaniałych krajów. Pojawiła się nawet myśl, by spektakl zaprezentować w Londynie - to jednak były wówczas "luźne projekty". Przy wzmiance o tym aktorka przypomniała, że tam właśnie przebywa jej mąż. Zasugerowała przy tym, że wcale nie oznacza to, że chętna jest na taką podróż. Wręcz przeciwnie. Domyślać się można kontekstu tej wypowiedzi... Mimo osobistych kłopotów i perypetii, których się najpewniej nie spodziewała, Makowska ruszyła w dalszą drogę, dowodząc, że los naprawdę przynosi nie tylko utrapienia. Otucha to dla innych wątpiących.

Justyna Żarczyńska

* We wszystkich cytowanych fragmentach zachowano oryginalną pisownię.  

  • Książka Justyny Żarczyńskiej Felietony z nie pierwszej strony. Rewelacje kulturalne w poznańskiej prasie dwudziestolecia do kupienia tutaj

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2024