Kultura w Poznaniu

Historia

opublikowano:

ZAPISKI Z LAMUSA. W powodzi plotek i domysłów

Wiem, że istnieją ludzie, którzy na myśl o zbliżającej się jesieni odczuwaj ulgę. A wiem to, bo ich znam, sama się do takowych zaliczając! Wypatrują oni tej pory roku z nadzieją i utęsknieniem, przy czym wcale nie mam na myśli jedynie nadziei na meteorologiczną zmianę, ale również oczekiwania na nowy sezon teatralny.

Grupowe zdjęcie skąpo ubranych artystów na scenie w otoczeniu scenografii przypominającej błuszcz. - grafika artykułu
Jedna ze scen przedstawienia "Sen nocy letniej" Williama Szekspira w Poznaniu; widoczni m.in. Maria Nochowicz, Adam Raczkowski i Jadwiga Fontanówna. Fot. Stanisław Markiewicz - Poznań, 1932, ze zbiorów Narodowego Archiwum Cyfrowego

"Nowy sezon w Poznaniu ciągle jeszcze owiany jest gęstą mgłą tajemnicy. Z powodzi plotek i sensacyjnych domysłów dookoła sezonu 1932-33 w naszych teatrach udało się nam wyłowić niektóre ciekawsze szczegóły"* - pisał 28 sierpnia 1932 roku "k.j." w Powodzi plotek i sensacyjnych domysłów ("Nowy Kurier", nr 197/1932), zapowiadając tym samym gratkę dla tropicieli i tropicielek elektryzujących wiadomości kulturalnych.

Pierwszy na tapet poszedł Teatr Polski i nowinka na temat Jana Kreczmara, który "odchodzi do Warszawy, do teatru Zasp'owego na Karowej, pozostawiając w nieutulonym żalu szesnastoletnie wdowy i pozbawiając zarobku głównego dostawcę podobizn tego popularnego artysty, p. Markiewicza". Przyznajmy, że ta ostatnia uwaga była nieco nieelegancka... Co więcej, dziennikarz nie omieszkał nadmienić, że fotograf wzbogacił się dzięki Kreczmarowi "wcale niezłą sumką". Zmiany czekały też Zofię Wierzejską i Jerzego Michała Kordowskiego, których zatrudniono w teatrach lwowskich. Publiczność musiała pożegnać Janinę Biesiadecką - ta z kolei zamieniła Poznań na Katowice. Opuszczali stolicę Wielkopolski także: Stanisław Janowski i Stanisław Oskard-Iwański.

Wyjazd każdej z wymienionych osób był dla poznańskich miłośników teatru olbrzymią stratą, którą należało niewątpliwie wypełnić i to nie "jakoś", a jak najlepiej! "Ubytek tych cennych sił mają nam wynagrodzić nowozaangażowani p. Jadwiga Zaklicka i dyr. Teofil Trzciński, ten ostatni na stanowisku reżysera" - czytamy. Przy wzmiance o Trzcińskim, "k.j." wspomniał, że "brak reżysera jest zresztą w ostatnich czasach największą bolączką Teatru Polskiego, która walnie przyczyniła się do łysin, jakiemi widzownia tego teatru świeciła w ostatnim sezonie". Wytykał, że mimo wcześniejszych zapowiedzi dyrektora Bolesława Szczurkiewicza, które publikowano w codziennej prasie, publiczność nadal nie wiedziała, na czym Teatr Polski w zasadzie stoi, co się ziści, a co pozostanie w sferze mrzonek i próżnych życzeń.

Zamiast tego zadowolić się musiano przypuszczeniami. Takimi chociażby, że - jak pisał "k.j." - "w skład zespołu tego «reprezentacyjnego» teatru dramatycznego naszego miasta wchodzą znani już z Teatru Nowego pp. Helena Czarnecka i Adam Bystrzyński". Wrócić mieli też "po roku tułaczki na prowincji pp. Sachnowska, Płonka-Fiszer i Piotrowski", a ten ostatni "nie jednak w charakterze sekretarza, jak dawniej, lecz w charakterze «artysty dramatycznego»". Pojawić się też miały twarze młode, np. wileński aktor Józef Wasilewski, a w roli "lekkiego amanta" w nowym sezonie zjawić się miał Edward Fertner. Część starego zespołu w teatrze planowała zostać. Czy jednak ten nadal nie do końca pewny skład wróżył pełną widownię i aplauz publiczności? "Trudno powiedzieć".

Na tle tej niepewności co do przyszłości Teatru Polskiego zgoła inaczej przedstawiała się sytuacja w Teatrze Nowym. Tu "życie, inwencja i praca twórcza, wprost fanatyczna, wre"! Wiele znakomitych person, które swoim talentem zachwycały poznańską publikę, miały Teatr Nowy zamienić na inne polskie sceny, ale dyrektor Mieczysław Rudkowski działał wytrwale, żeby tę lukę wypełnić gwiazdami warszawskimi. W tym celu udał się do stolicy, by "zakończyć pertraktacje z wybitnemi talentami aktorskimi". Wymieniano m.in. Brackich i reżysera Konstantego Tatarkiewicza. Ku uciesze wielbicieli Haliny Cieszkowskiej dziennikarz informował, że aktorka miała dalej zasilać zespół teatralny. Co więcej - wcielić się miała w rolę Anny Kareniny w spektaklu, po którym spodziewano się "ewenementu artystycznego". Został też m.in. "«papcio» Kaden" i "ulubienica poznańskiej publiczności p. Jadwiga Fontanówna". Co jednak najważniejsze, Rudkowski "na wzór fuzji warszawskich teatrów szyfmanowskich z kabaretem literackim «Banda», rozszerza swoją działalność artystyczną na dwa fronty". W teatrze przy ulicy Dąbrowskiego planowano "przedstawienia dramatu, komedji i farsy". A "w sali byłego teatru «Uśmiech», w gmachu P.K.O. (ul. Marszałka Focha) zobaczymy operetkę z prawdziwego zdarzenia i tak modną dziś zagranicą komedję muzyczną". Przygotowywano się gorączkowo do wystawienia Snu nocy letniej. Stanisław Jarocki projektował dekoracje, Maksymilian Statkiewicz czuwał nad baletem, a Bronisław Kubik - nad muzyką.

Dalej zapowiedziano przebój z gościnnym udziałem Eugeniusza Bodo i Marii Modzelewskiej pt. Jim i Jill. To jednak nie wszystko. Wymieniać można jeszcze długo, ale postawmy kropkę nad "i": szykowano się do zaprezentowania Gospody pod białym koniem, który w sezonie wcześniejszym okazał się sukcesem Reinharda w Berlinie. Ale cofnijmy się nieco w czasie - na inaugurację sezonu Teatru Nowego wybrano Bolesława Śmiałego, czyli dramat Stanisława Wyspiańskiego. Na scenę miał tu wkroczyć Władysław Bracki, a całość uświetnić dekoracje projektu Jarockiego, wykonane przez Feliksa Worsztynowicza.

Co z Teatrem Wielkim? Czy tutaj również spodziewano się wspaniałych, godnych cierpliwości występów? Na pewno wiele obiecywano sobie po inaugurującym sezon Strasznym Dworze z udziałem "fenomenalnego młodego tenora" Łuczyńskiego. Siłą rzeczy więcej uwagi poświęcono w artykule temu, co wydarzyć się miało w samym Poznaniu, ale należało też okazać uznanie niewątpliwie utalentowanej Toli Korian-Kopczyńskiej, która z Poznania udać się miała do Warszawy, by tam stać się "gwiazdą sfuzjowanych warszawskich teatrów Szyfmana i «Bandy»". Krótko mówiąc: chwalono się, że tak wyjątkowa osoba występowała właśnie tutaj, uświetniając swoimi popisami wiele znakomitych wieczorów. A żeby uwydatnić, jak ważny poruszono tu temat i jakie było jego znaczenie dla kulturalnego życia miasta, wspomnę na koniec, że tekst zajął niemalże całą stronę "Nowego Kuriera". I nic to nawet, że dopiero dwunastą! Ważne, że całą, drobnym drukiem zapisaną. I myślę teraz jeszcze, kogo i czego spodziewać się można po poznańskich teatrach w tym zbliżającym się sezonie? Kto zaskoczy? Kto zawiedzie? Czekam.

Justyna Żarczyńska

* We wszystkich cytowanych fragmentach zachowano oryginalną pisownię.

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2024