Wtedy poezja przychodziła na ratunek
Choć ma Pani duży dorobek pisarski, "dwadzieścia lat niewiedzy co to jest ananas" to pierwszy tom poetycki, który Pani opublikowała. Wyczytałam, że aby sadzonka ananasa wzrosła i zaowocowała, trzeba zachować wyjątkowo dużą cierpliwość - poczekać od 18 do 36 miesięcy. Jak długo dojrzewał w Pani ten owoc?
Trudno mi powiedzieć, czy to długo we mnie dojrzewało, jak ten ananas, bo - jeśli dojrzewało - to gdzieś głęboko pod ziemią. Długo nie miałam świadomości, że właśnie poezja jest tym, do czego moje pragnienia dążą. Wiersze, które znalazły się w tomie, powstały raptem w półtora roku. Zajmuję się zawodowo pisaniem tekstów objętościowo dużych, wymagających przygotowań, skupienia, czasu, niekiedy naprawdę ciężkiej pracy umysłowej, a pisanie wiersza jest momentem, najczęściej bardzo przyjemnym. To jest jedna jego strona, ta jasna - tworzy się go łatwo i szybko, pojawia się prawie że sam, a satysfakcja jest natychmiastowa. Druga strona jest ciemniejsza, bo dzięki poezji zdarza mi się wydobyć rzeczy, których bez niej nie potrafiłabym nazwać, jakieś głęboko pochowane lęki czy trudne wspomnienia. Sposób formułowania myśli przez poezję sprawia, że je od siebie oddzielam, bo myśl siłą rzeczy obudowuje się formą, przez co zyskuje nową, zewnętrzną tożsamość i mogę nań spojrzeć z dystansu. A zatem coś wypływa z głębi mnie, ale za sprawą poezji nabiera fizycznych kształtów i może stanowić obiekt do obserwacji zarówno dla mnie, jak i dla innych.
Jako czytelniczka miałam poczucie intymnego spotkania z Panią. Zapytam więc, czy jest tam Pani, czy jednak wykreowany bohater, podmiot liryczny?
Myślę, że w poezji najtrudniej jest oddzielić od siebie te dwie postaci. Nie będę ściemniać, tak, to najczęściej jestem ja. Mam bardzo kiepską pamięć i strasznie mnie to wkurza, bo zapominam wiele pięknych, ważnych zdarzeń, chwil, sytuacji z mojego życia. Poezja jest dla mnie sposobem zapisu takich istotnych momentów, czy osobistych odkryć. Jak fotografia robiona wnętrzu. To nie tak, że zaczęłam teraz nagle znikąd pisać poezję. Zawsze ją tworzyłam i od poezji w ogóle zaczęła się moja przygoda z pisaniem. Kiedyś to były wiersze - nie chcę mówić, że tandetne - ale były jak niedojrzały ananas, nie były do chwalenia się. Wiele było tam o niespełnionej miłości, o poszukiwaniu miłości, o potrzebie miłości, o miłości na wszystkie możliwe sposoby. Dość szybko jednak poza miłością romantyczną pojawiły się inne sprawy, o których potrzebowałam opowiadać poprzez poezję. Więc tak, to jest wgląd w moją intymność i moje życie. Myślę, że poezja po prostu od tego jest.
Pisanie wierszy towarzyszy mi całe życie, ale dopiero niedawno poczułam, że one nabrały wyrazistości. Stało się to w zasadzie równolegle z chwilą, gdy odkryłam przemijanie. Dość nagle zaczęły nachodzić mnie myśli o odchodzeniu i tym, że niemal wszystko, co najważniejsze, ma kres. Człowiek do pewnego momentu żyje, spychając gdzieś do głębi trzewi prosty fakt, że umrzemy, że się starzejemy, zużywamy, że wszystko się kończy. I nagle pojawia się objawienie - umrę! Nie będzie świata. W moim przypadku wydarzyło się to - banalne - około czterdziestych urodzin. A drugim impulsem, by zwrócić się do poezji, była pięciotygodniowa samotna emigracja. Tyle wystarczyło, żebym poczuła się zupełnie oderwana od czegokolwiek, co znałam, co było doświadczeniem tak fascynującym, jak trudnym. Wtedy poezja przychodziła na ratunek.
Czyli skończenie czterdziestki to była dla Pani ważna cezura?
Tak. Choć zupełnie tego nie przewidziałam. Do tamtej pory podchodziłam lekceważąco do jakichkolwiek dat wyznaczających coś w moim życiu. Zupełnie niespodziewanie, tuż przed urodzinami, w trakcie przygotowywania dużej imprezy dla wszystkich moich znajomych, poczułam, że nie chcę tego robić, nie chcę się tym cieszyć i chwalić. Miałam ochotę gdzieś się zaszyć, pobyć z tym sama. Mnie w ogóle samotność karmi i uzdrawia.
Bardzo w tym kontekście przemówił do mnie obraz z wiersza "z samotni wyszłam". Czy my na co dzień kręcimy się jak chomiki w kołowrotku? I w tym, i w innych tekstach z tomu znajduje się pytanie o cel tego biegu. Może to sztampowe, ale muszę zapytać, czy Pani go odnajduje?
Bardzo lubię to, co jest sztampowe i banalne. Każde, nawet największe dzieło sprowadza się do banalnego pojęcia, jak: miłość, tęsknota, lęk przed śmiercią, wstyd, walka o wolność, potrzeba nieśmiertelności... Banał jest w nas wpisany. Jaki jest cel biegu? Czy jestem chomikiem w kołowrotku? To zależy od perspektywy - czy podchodzimy do tego pozytywnie, czy nie. Ja jestem człowiek misja. Bardzo lubię stawiać sobie przeróżne cele. Gdy mam misję, popadam wręcz w manię, jestem niezwykle pracowita i oddana sprawie, uwielbiam to. Najłatwiej i najprzyjemniej wyznacza mi się cele osobiste oraz twórcze. Ale nie powiedziałabym o sobie, że jestem w kieracie. A to właśnie dzięki temu, że moją pracą i życiem jest twórczość - pisanie do teatru, proza, poezja, ale też malowanie, rysowanie czy ostatnio nawet haft - wszystkie te rzeczy bywają cudownie bezcelowe i niepotrzebne światu, a jednak mnie przynoszą szczęście i ukojenie. To one pozwalają zatrzymać kołowrotek.
Mój ulubiony wiersz z tomu to ten, w którym pojawiają się "szczeliny istnienia". Chyba właśnie o tym mówimy? Życie składa się z drobinek codzienności, ale kiedy się zatrzymamy, odnajdujemy w nich sens egzystencjalny.
Mój syn też bardzo lubi ten wiersz. Ucieszył się, że znalazł się tam sandał jego ulubionej laleczki Playmobil. Poczuł się dzięki temu zauważony. Dzieci to najgłębsza szczelina istnienia, w jaką można wpaść. One sprawiają, że na chwilę wychodzimy z kołowrotka, żeby zwyczajnie sobie postać. Wtedy nic nie musi się wydarzać, po prostu jesteśmy. Bardzo lubię inny wiersz, w którym też pojawia się mój syn. Ten o czarnej dziurze i wannie. On chyba najlepiej opisuje moment wypadania z peletonu i potrzebę pustki, nicości, szczeliny bez bodźców.
Wygląda na to, że ten tom ma wobec tego w pewnym sensie współautora w postaci Pani syna?
Tak, pewnie trochę tak jest. Jestem blisko związana z nim, a dzieci w ogóle są poezją - fajną, absurdalną. Jeśli tylko odpowiednio nakierujemy radary, wtedy to się pojawia. Ale takich współautorów jest znacznie więcej, to są często przypadkowi ludzie, którzy w jakiś sposób zajęli mnie sobą i stali się tematem, myślą przewodnią wiersza. Uwieczniam ich w ten sposób, bo w jakimś sensie stają się ważni, mimo bycia kimś kompletnie obcym. Dzięki temu zostają ze mną w tym opisanym skrawku rzeczywistości. Przypuszczam, że poeta to nie jest ktoś, kto siedzi w czterech ścianach i wymyśla, tylko ktoś, kto naprawdę rezonuje z ludźmi i światem, zaprasza ich do wnętrza. To jest fajna lekcja świadomości, bycia tu i teraz.
Uwaga - Tomik "dwadzieścia lat niewiedzy co to jest ananas" można wygrać w konkursie, który już 6.12 ruszy na naszym profilu FB. Mamy do rozdania 5 egzemplarzy. Każdego dnia o g. 10 opublikujemy nowe pytanie na temat twórczości autorki - pierwsza osoba, która wyśle prawidłową odpowiedź, wygra książkę. Konkurs potrwa do 11.12 włącznie. Szczegóły w postach konkursowych.
Rozmawiała Mirella Kryś
© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2025
Zobacz również
Teatr Wielki w Poznaniu - promocja książki
Klasa władzy, władza klas
Mała forma - wielka sztuka