Kultura w Poznaniu

Historia

opublikowano:

ZAPISKI Z LAMUSA. Powiew nowości

Nieznośne bywają utyskiwania na nadejście jesieni, która daje o sobie znać niekiedy wcześniej, nim jeszcze opadnie kartka z kalendarza informująca o ostatnim dniu lata. A raczymy zauważyć, że jesień przy całym powszechnym nacisku położonym na jej powiązania z przemijaniem, ma w sobie powiew nowości, ponownego otwarcia, np. sezonu teatralnego! Niekiedy powiew tej nowości wzmocniony jest jeszcze innymi nowinkami, jak to miało miejsce w przypadku Teatru Polskiego we wrześniu 1938 roku.

. - grafika artykułu
Przedstawienie "Spadkobierca" Adama Grzymały-Siedleckiego w Teatrze Miejskim w Bydgoszcz, na zdjęciu m.in. Władysław Stoma w roli Obierzyńskiego, 1928-1938, fot. ze zbiorów Narodowego Archiwum Cyfrowego

"Na zaproszenie nowego dyrektora Teatru Polskiego, p. Władysława Stomy, zebrali się wczoraj w teatrze przedstawiciele prasy, aby wysłuchać »exposé« dyrekcji na rozpoczynający się niebawem sezon. Konferencja odbyła się w foyer, wśród rozstawionych drabin i rusztowań. Jak widać, odnawianie bardzo już potrzebującego renowacji gmachu toczy się w bardzo intensywnym tempie. Otwarcie sezonu nastąpi w nadchodzącą sobotę, a sporo jeszcze trzeba odkurzyć, odmalować, odświeżyć. Należy się śpieszyć, żeby przed sobotnią premierą zrobić jak najwięcej w granicach, na jakie pozwoli stosunkowo krótki czas na remont przeznaczony"* - pisał "t. krasz." w "Kurierze Poznańskim", który ukazał się 6 września 1938 roku (nr 405/1938). W tekście pojawia się wzmianka o kilku nowościach. Zdaję sobie sprawę, że w przypadku istoty ludzkiej sformułowanie to jest nieco niefortunne, ale niech tak zostanie dla podkreślenia faktów. Bo o nic przecież innego nie chodzi, jak o fakty właśnie. Mamy więc nowość w postaci nowego dyrektora Teatru Polskiego, programu na najbliższy sezon oraz nowość rozumianą jako odświeżony wizerunek tej znakomitej instytucji.

Przed "nowymi" nierzadko stało i zadanie niełatwe, a mianowicie przekonanie innych, że za "nowością" nie idzie brak doświadczenia czy kulejące eksperymentowanie. Miał tego świadomość Stoma, bo jak referuje autor artykułu, "dyrektor W. Stoma, przedstawiając się przedstawicielom prasy, jako nowy gospodarz jedynej poznańskiej placówki dramatycznej, zaznaczył, że nie jest homo novus, ani w Teatrze Polskim, ani na stanowisku dyrektora teatru". I trudno temu zaprzeczyć. Wystarczy wspomnieć, że występował na poznańskiej scenie w czasach dyrektorowania Romana Żelazowskiego i Bolesława Szczurkiewicza, a i sam wykazał się już na kierowniczych stanowiskach. Można jednak rozumieć, że zajęcie dyrektorskiego fotela wiązało się z bacznymi spojrzeniami - tak osób związanych z innymi kulturalnymi placówkami w mieście, jak i publiczności. Stąd najpewniej te tłumaczenia.

Choć powodów można szukać jeszcze w cichej krytyce wcześniejszych włodarzy instytucji, której miarą mogły być słowa o tym, że Stoma "za najważniejsze swoje zadanie, za swój »parol« na zbliżający się sezon postawił sobie: »zdobyć dla teatru widza«". Można domniemywać, że działania swoich poprzedników w tym zakresie nowy dyrektor nie tyle krytykował, co prawdopodobnie uważał za niewystarczające. W przemówieniu pojawiła się również wzmianka na temat konieczności "wychowania" widza dla teatru, przyzwyczajenia go do oglądania spektakli. Jak? Cóż, tu "wypada więc na początek dać mu widowisko lżejsze, łatwo strawne, aby powoli mógł w teatrze rozsmakować i gust sobie na jak najlepszy gatunek teatru wyrobić".

Z tych właśnie względów w Teatrze Polskim nie zamierzano wystawiać wielkich dramatów, które wymagałyby wielkiego teatru. Dlaczego? Wynikało to z ograniczenia niewielką jednak sceną oraz skromną dekoracją, na jaką można było sobie wówczas pozwolić - niewystarczającą do tego, by dawać spektakularne efekty właściwe równie spektakularnym widowiskom teatralnym. Co więc obejrzeć mogli widzowie w nowym sezonie?

Prym wiodła tu polska twórczość. Najpierw Spazmy modne Wojciecha Bogusławskiego, a potem między innymi: Balladyna Juliusza Słowackiego, Pan Benet, Świeczka zgasła, Lita et Compagnie oraz Nikt mnie nie ma Aleksandra Fredry; Ich czworo Gabrieli Zapolskiej, Wicek i Wacek Zygmunta Przybylskiego, Lato w Nohaut Jarosława Iwaszkiewicza, a także I po co zaraz tragedia Romana Niewiarowicza. Znalazło się w repertuarze jednak skromne miejsce dla sztuk zagranicznych, a w tym dla Subretki Jacquesa Duvala, Szóstego piętra Alfreda Gehriego i Cieszmy się życiem Mossa Harta i George'a S. Kaufmana. Co zaś tyczy się aktorów, to "zespół aktorski skompletowany został pod kątem widzenia repertuaru". Reżyserią wybranych  dramatów zająć się mieli: sam Władysław Stoma, Kazimierz Korecki i Jerzy Szyndler. Za dekoracje odpowiedzialny był z kolei malarz Zygmunt Szpingier, a funkcję sekretarza pełnił Władysław Polak.

Sam program, jak i nazwiska realizujących go twórców, miały zachęcić poznańską publiczność do częstszych odwiedzin Teatru Polskiego. Skłoniły również autora artykułu do wystosowania w kierunku nowej dyrekcji życzeń, wyrażających nadzieję, że postawione cele uda się zrealizować i "postawić Teatr Polski na tak wysokim poziomie, jakiego tradycja tej poznańskiej placówki artystycznej wymaga".

Tego samego życzyć możemy w obliczu kolejnego, nadchodzącego sezonu i dzisiaj wszystkim zaczynającym nowy sezon placówkom. Niech się spełniają tylko piękne plany!

* We wszystkich cytowanych fragmentach zachowano oryginalną pisownię.

Justyna Żarczyńska

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2021