"Na podwórku wielkopolskim, jak już donosiliśmy, wśród przeróżnego ptactwa kur, kaczek, gęsi, pawi, łabędzi i pelikanów zjawiła się niedawno «Różowa kukułka». W wielkanoc, nie odbiegając od tradycji, która jest instytucją wielce, o czem wiadomo, pożyteczną, «Różowa kukułka» urządziła święcone, na które podano potrawy wyśmienite, choć może nieco dla niektórych pieprzne, ale zato prawdziwie zdrowe"* - pisze "Iks." w Nowym Kurierze (nr 77/1932) w artykule pt. Satyra prawdę mówi, względów się wyrzeka. Zapyta ktoś: o jaką prawdę chodzi? I jakie względy autor ma na myśli? Na pierwsze pytanie możemy odpowiedzieć, że o najprawdziwszą! Co zaś względów się tyczy, to najpewniej w tym wyjątkowym przypadku mowa o względach świątecznych. Wydawałoby się przecież, że w tym szczególnym okresie należałoby zachować się równie szczególnie, przez co niektórzy mogliby rozumieć chociażby zachowanie bardziej wobec bliźnich litościwe i wybaczające. Jeśli jednak uznamy prymat prawdy nad nastrojem świątecznym, który dekorowany bywa nienaturalną powściągliwością w ukazywaniu spraw takimi, jakimi w istocie są, wówczas o żadnej litości mowy być nie może!
Oto bowiem w tym wyjątkowym czasie Różowa Kukułka zniosła równie wyjątkowe jajo, a mianowicie nowy program, "jeszcze lepszy, niż poprzedni, czyli poprostu mówiąc «pierwsza klasa»". Czym się najnowszy, kukułczy repertuar wyróżniał? Satyrą oczywiście. W tym nowym programie było jej dużo, a wszystko w oparciu o to, co działo się w mieście - wydawałoby się statecznym i powściągliwym niczym starszawy dżentelmen z innej epoki. Ale właśnie - wydawałoby się. Kronika Poznańska nie powstałaby bowiem, gdyby nie odpowiednie bodźce w postaci zdarzeń, których nie sposób było nie skomentować! Pisze dalej "Iks.", że "skandalów w Poznaniu jest tyle, że jeden poradzić nie może". Jeśli dla jednego człowieka to za dużo, musi on wesprzeć się pomocą ze strony wiernych i szczycących się równie wielkim talentem i dowcipem druhów. "Konferansjerkę prowadzi sympatyczny mistrz «otretino« (zdradzę wam: Ludwik Puget). Śpiewa (ale jak!), deklamuje (ale jak!) pani Tola Korjan, która jest perłą «kukułki», obsypywaną kwiatami nieskończonych braw i oklasków. Przy pianinie zasiada prof. Kamiński, autor nieśmiertelnych kurdeszów i nowego tanga (ale jakiego!)". To wybitne grono zasila także Lucyna Bracka, "która śpiewa ballady podwórzowe, z taką znajomością psychologji i terenu, jakby przez całe życie po podwórzach śpiewała".
Kropką nad "i" były wciąż powstające, nowe karykatury wychodzące spod ręki znakomitego Smuczyńskiego, umieszczane na ścianach lokalu ku pamięci i radosze tych, którzy lokal ten odwiedzali, oczekując i godnego towarzystwa, i wspaniałej, kulturalnej rozrywki.
Na koniec pisze dziennikarz, ewidentnie dając wyraz swojemu zachwytowi i poparciu dla tej formy sztuki, którą proponuje Różowa Kukułka: "Wskrzeszającemu tak wspaniałe tradycje «Zielonego Balonika» teatrzykowi «Różowej kukułki» należy się «bis», głośne jak strzał armatni". A gdyby ktoś jeszcze nie wiedział, gdzie zaznać można tych wszystkich niezwykłych wrażeń oferowanych przez niewątpliwie utalentowaną trupę artystyczną, padła istotna informacja, że wystarczyło udać się na drugie piętro "Warszawianki" po wcześniejszym zapoznaniu się z repertuarem kabaretowym, by zaznać niewątpliwych, kulturalnych rozkoszy.
Niestandardowe były to życzenia i nietypowy upominek, jaki miastu przygotowała Różowa Kukułka, znosząc to kukułcze, wielkanocne jajo...
Justyna Żarczyńska
* We wszystkich cytowanych fragmentach zachowano oryginalną pisownię.
- Książka Justyny Żarczyńskiej Felietony z nie pierwszej strony. Rewelacje kulturalne w poznańskiej prasie dwudziestolecia do kupienia tutaj
© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2024