Północna Anglia, rok 2016. Do małego, górniczego miasteczka, przybywa autobus pełen uchodźców z ogarniętej wojną Syrii. Część lokalnych mieszkańców nie jest - mówiąc oględnie - zachwycona tym faktem. Nie kryją niezadowolenia, w kierunku wysiadających z bagażami rodzin sypią się niewybredne komentarze i pokrzykiwania. Taka jest pierwsza scena The Old Oak, pomysłowo zaaranżowana przez scenarzystów na kształt fotoreportażu, w którym główną rolę odgrywają ludzka postawa, mimika i gesty - a te, jak wiemy, nie wymagają nawet mówienia w jednym języku. Aparat, którym dokumentuje je Yara - młoda kobieta przybywająca z matką i młodszym rodzeństwem do miasteczka, będzie zresztą punktem wyjścia do dalszego, zaskakującego obrotu spraw, które w międzyczasie nie raz wymkną się bohaterom filmu spod kontroli, by jednak czasem powracać do stanu względnej równowagi.
Fakt, że ekranowa historia opiera się na bezinteresownej przyjaźni właściciela lokalnego, podupadającgo pubu, TJ'a Ballantyne (w tej roli Dave Turner) i młodej syryjskiej kobiety, Yary (Ebla Mari) nie jest wcale zaskakujący. To, że część lokalnej społeczności wkrótce przekona się do przybyszy - również. Że po drodze będziemy świadkami słodko-gorzkich scen, wzlotów i upadków bohaterów, zbłądzeń i nawróceń - jak wyżej. Nie zmienia to jednak faktu, że i takiego kina nam trzeba, zwłaszcza w dzisiejszych, niepewnych i niebezpiecznych czasach. W filmie Kena Loacha pada wiele trafnych spostrzeżeń, jak to o wspólnym jedzeniu posiłków, które zawsze - niezależnie od szerokości geograficznej - niezaprzeczalnie zbliża ludzi do siebie. Albo o potrzebie rekompensowania własnych strat kosztem innych, czasem nawet tych, którzy stracili w życiu jeszcze więcej. Dające do myślenia dialogi spod szyldu "Nie jestem rasistką, ale..."/ "Nie mam nic przeciwko uchodźcom i imigrantom, ale..." dokładają do tej refleksji kolejną cenną cegiełkę. Jest tego więcej, a śledzenie i wyłapywanie tych momentów w trakcie seansu to prawdziwa przyjemność dla świadomego widza.
Jakby tego było mało, scenariusz skonstruowano w ten sposób, że całość wypada naprawdę wiarygodnie. To właśnie posmaku sztucznego lukru bałam się najbardziej decydując się akurat na wybór tego tytułu spośród piątkowych premier kinowych. Twórcom udało się tego uniknąć, co zasługuje na osobny akapit. Bohaterowie The Old Oak są ludźmi z krwi i kości, naprawdę dają się polubić (lub znielubić) już od pierwszych scen filmu. Jednocześnie noszą w sobie słabość i siłę, upadają i podnoszą się, ale gdy trzymają się razem ocieplają to zimne miejsce w sercu, gdzie rzadko dociera światło.
Słowem - Loach jak zawsze w formie, jak zwykle nie zawodzi swoich fanów. 87-letni (!) twórca znany jest polskim widzom głównie z takich filmów jak m.in. Whisky dla aniołów (2012) czy Ja, Daniel Blake (2016). To właśnie ten ostatni - historia bezrobotnego stolarza, który na swojej drodze spotyka matkę samotnie wychowującą dwójkę dzieci i odtąd razem starają się pokonywać przeciwności losu i bezduszny system - najbardziej przypomina o wartościach, o których opowiada ostatnie dzieło reżysera. Jeśli więc Blake chwycił Was za gardła i serca, TJ Ballantyne z pewnością zrobi to ponownie.
Anna Solak
- The Old Oak
- reż. Ken Loach
© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2024