Kultura w Poznaniu

Film

opublikowano:

PROSTO Z EKRANU. Rewers

Bezkresne australijskie peryferia, ciasna lokalna społeczność i niewyjaśniona, mroczna  sprawa kryminalna sprzed lat. Pozbawione kolorów i nadziei Limbo to filmowa propozycja dla widzów, którzy chcą się skutecznie zatrzymać.

Piaszczysty teren. Mężczyzna opiera się o maskę samochodu. - grafika artykułu
fot. materiały dystrybutora

Detektyw Travis Hurley (w tej roli Simon Baker, polskim widzom znany dobrze z takich tytułów jak Mentalista czy Chciwość) zjawia się w odludnym, położonym w południowej Australii mieście Limbo, aby zająć się wciąż nierozwiązaną sprawą zaginięcia miejscowej Aborygenki Charlotte Hayes, do którego doszło 20 lat temu. Od tamtej pory wiele się zmieniło, a jednocześnie nie zmieniło się nic. Mieszkańcy Limbo - jak sama nazwa miasteczka wskazuje - żyją w ciągłym zawieszeniu, czekając na lepsze jutro, o którym wszyscy wiedzą, że nie nadejdzie nigdy.

Główny bohater, detektyw Hurley, sam mierzy się z demonami: uzależnieniem od heroiny i tęsknotą za synem, którego wychowuje jedynie biologiczna matka. Ten typ postaci - dobrego gliny z osobistymi problemami -  nie jest może w kinie czy literaturze czymś nowym, jednak kreacja Bakera i tak zapada w pamięć po seansie. Jego bohater jest dokładnie taki jaki powinien być, jest "w punkt", doskonale balansując pomiędzy profesjonalnym podejściem do sprawy i przebłyskami empatii wobec napotkanej tragedii, a chłodnym dystansem wobec otaczającego świata.

Reżyser tego niespiesznego filmu, Ivan Sen, doskonale wie co robi kiedy daje swoim postaciom dużo czasu na oswojenie się ze sobą. Dialogi bohaterów są maksymalnie okrojone, mówi się tylko to, co powiedziane być musi. Akcja toczy się tutaj tak niespiesznie, jak przesypuje się piasek w klepsydrze, kadry są szerokie, sceny rozciągnięte zawsze o te kilka sekund za długo. Powoduje to, że oglądając Limbo sami zapadamy w pewien rodzaj przyjemnego otępienia, sennej hipnozy. Klaustrofobiczny klimat uwięzienia i braku szansy na zmianę dodatkowo potęguje mała liczba twarzy, które oglądamy na ekranie. Ma się wręcz wrażenie, że wszyscy mieszkańcy miasteczka albo są ze sobą spokrewnieni, albo znają się od zawsze.

Czarno-białe kadry i księżycowy krajobraz terenów górniczych, poprzetykanych ziejącymi czernią otworami w ziemi, z których miejscowi wydobywają opal by złapać dodatkowy grosz, dodatkowo podkreśla mroczny charakter tej opowieści. Świat dookoła jest surowy i nieprzyjazny, mało w nim roślin i zwierząt, nie licząc dzikich psów dingo błąkających się w okolicy starych kopalni. To nie jest łatwe miejsce do życia, a już na pewno nie dla Aborygenów, od zawsze traktowanych przez przedstawicieli białych władz jak obywatele drugiej kategorii. Właśnie to tło, społeczno-polityczno-historyczne, najbardziej rezonuje w Limbo. Jest jak przedłużenie głośnego reportażu Chloe Hooper pt. Wysoki (w Polsce wydanego 13 lat temu nakładem Wydawnictwa Czarne), przekrojowo opowiadającego o stosunkach białej i rdzennej ludności Australii przez pryzmat śmierci Camerona Doomadgee, który zginął w niewyjaśnionych okolicznościach na komisariacie policji. Policjant zamieszany w tę sprawę również nosił nazwisko Hurley, podobnie jak bohater Limbo. Ten drugi wydaje się jednak jego całkowitym przeciwieństwem.

Anna Solak

  • Limbo
  • reż. Ivan Sen

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2023