Kultura w Poznaniu

Film

opublikowano:

PROSTO Z EKRANU. Przyczajony Gal, ukryty Cezar

Po jedenastu latach przerwy dzielni Galowie wracają w piątym aktorskim filmie zatytułowanym Asteriks i Obeliks: Imperium smoka. Choć wciąż żyją sobie spokojnie w maleńkiej wiosce, od czasu do czasu nękani co najwyżej przez natrętne patrole okupujących ich kraj Rzymian, to można rzec, idą z duchem czasu.

. - grafika artykułu
fot. materiały dystrybutora

Asteriks bowiem przeżywa egzystencjalny kryzys i przechodzi na wegetarianizm, czego nie może zrozumieć jego serdeczny przyjaciel i miłośnik dziczyzny Obeliks. Jego serce zaczyna bić raźniej dopiero wtedy, gdy do wioski przybywa piękna chińska księżniczka z prośbą o pomoc w uratowaniu jej kraju oraz matki, wielkiej cesarzowej porwanej przez zdradzieckiego władcę. Ten ostatni również ma jednak swoje plany i o pomoc w podbiciu Chin prosi samego cesarza Imperium Rzymskiego. Juliusz Cezar, zrozpaczony po tym, jak Kleopatra porzuciła go na rzecz umięśnionego trenera, nękany problemami z tancerkami protestującymi przeciwko nakazowi noszenia zbyt krótkich spódniczek, ochoczo wyrusza na wschód, by dopisać kolejne chwalebne rozdziały swojej historii. Podobnie - choć z innych pobudek - czynią Asteriks i Obeliks, szykuje się więc nieoczekiwane spotkanie w nie mniej nieoczekiwanym, wyjątkowo egzotycznym miejscu.

Można byłoby uznać, że taka fabuła to doskonała okazja, by przedstawić młodemu widzowi różne ciekawostki historyczne i kulturowe dotyczące odległego państwa, ale nic z tego - poza odwołaniami do kina wuxia niewiele znajdziemy tu elementów charakterystycznych dla kultury Dalekiego Wschodu; nawet stroje chińskich żołnierzy różnią się od rzymskich tylko kolorystyką ubioru i kształtem tarczy. Oczywiście nie jest to zarzut ostateczny i o wszystkim przesądzający - wszak świat stworzony przez duet Gościnny/Uderzo od początku był przerysowany do granic, a reżyser Imperium smoka i zarazem odtwórca roli Asteriksa Guillaume Canet pod tym względem oddaje ducha oryginału.

Bo jak Rzymianin od Gala oberwie, to tradycyjnie wypada z kapci i wbija się w sufit, a jak Asteriks wypije magiczny napój, to wkoło strzelają błyskawice. Historia biegnie więc znanym wszystkim, bezpiecznym torem, choć ślepych uliczek jest co niemiara - wiele tu zapchajdziur w rodzaju zbędnego dla opowieści przystanku w Afryce Północnej, a humor polega głównie na słownych skojarzeniach - nikogo więc nie zdziwi, gdy kapitan statku będzie miał na imię Titaniks, chińska wojowniczka to Fan Ga, a ktoś gdzieś tam "za Chiny nie pójdzie".

Humor to rzecz gustu jak mało co, powiem więc tylko, że przez długi czas nic z tego natłoku gagów nie wynika, a czasem bywa to wręcz męczące. Bezsprzecznie zachwyca tylko Robert Makłowicz jako narrator - jego kulinarne porównania brzmią jak najlepsze teksty wyjęte z programu Napoleona polskiej kuchni (nie zdziwiłbym się, gdyby były częściowo improwizowane). Asteriks jest bezbarwny, a jego relacja miłosna z księżniczką polega głównie na rzucaniu tęsknych spojrzeń za lubą. Nadrabia za to Obeliks - jego relacja z Fan Gą została przedstawiona w sposób oryginalny i zabawny, no i przynajmniej zmierza do jakiejś konkluzji w opowieści. Podobnie jak w przypadku Juliusza Cezara, który w swoich planach podbojów będzie musiał przemierzyć pół świata, by zdać sobie sprawę, która bitwa jest w jego życiu najważniejsza.

Imperium smoka znacząco odstaje poziomem od najlepszej części cyklu, czyli Misji Kleopatra, i jeśli twórcy nie znajdą dobrego pomysłu na odświeżenie formuły, to nie obraziłbym się, gdyby film Caneta - w całej swej przeciętności - okazał się częścią ostatnią. Owszem, pomysł na cameo Zlatana Ibrahimovica w przypadku Imperium smoka się sprawdził, bo piłkarz zalicza krótki, acz świetny występ, ale bez większego planu na cykl może się to skończyć spadkiem do coraz niższych lig.

Adam Horowski

  • Asteriks i Obeliks: Imperium smoka
  • reż. Guillaume Canet

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2023