Lisa i Clemens są parą, która aktualnie przeżywa kryzys. Clemens, zmagający się z depresją, krótko po nieudanej próbie samobójczej, dochodzi do siebie komponując i pisząc piosenki. Lisa właśnie zaczyna pracę w szpitalu w Berlinie, w związku z czym mieszkanie wynajmowane przez nich w Hanowerze zostaje spakowane w kartony pełne książek i bibelotów. Ostatniego wieczoru przed wyjazdem para postanawia pożegnać się z przyjaciółmi, przyrządzając kolację. Jak nietrudno się domyślić, od początku nic nie idzie zgodnie z planem: wybuchają nerwowe spory, lazania spala się w piekarniku, a większość przyjaciół w ostatniej chwili odwołuje swoje przyjście. W tle czającej się katastrofy czai się dodatkowo pandemia i związany z nią lockdown oraz panujące zasady sanitarne.
Ostatecznie prócz najbliższych przy wspólnym stole siada zbieranina przypadkowych gości - sąsiadka z góry i dziewczyna która podróżuje przez Niemcy z plecakiem. Przez dom przewija się nawet rowerowy kurier, który dostarcza zamówione jedzenie, by w ostatniej chwili uratować kolację. Rozmowa klei się średnio, napięcie panujące w mieszkaniu ciągle narasta, jest w tym wieczorze sporo niezręczności i zakłopotania, które - to trzeba przyznać - znakomicie udziela się widzom. Chaos wzbiera stopniowo, jak tsunami, którego na początku nikt się nie spodziewa. Jest przetykany momentami porozumienia (na przykład między Clemensem i jego przyjacielem Marcelem, kiedy obaj postanawiają rzucić wszystko i razem zamieszkać, ale uczciwie należy dodać, że spora w tym zasługa zażytych substancji), ale ostatecznie na końcu tej drogi czeka już tylko kłótnia, bójka i złamane serce.
Reżyser Lukas Nathrath chcąc sportretować codzienność, dylematy i rozterki pokolenia Z, do którego niewątpliwie zaliczają się główni bohaterowie i ich towarzysze, wpadł w pułapkę zastawioną na samego siebie. Wprawdzie tematy rozmów (od biodegradowalnych paliw i znachorstwa, przez poliamorię, aż po teatralny performance czy strategie marketingowe w korpo) zdają się bardzo przystawać do rzeczywistości, jednak mniej więcej w połowie seansu zaczynają już być powtarzalne i wtórne. Słowem - nudne i niewiele wnoszące do całej fabuły. Z kolei postaci główne, a więc Lisa (Pauline Werner) i Clemens (Sebastian Jakob Doppelbauer) rozmawiają ze sobą w sposób tak nieudolny, że aż chciałoby się wejść w środek kadru i nimi potrząsnąć. Komunikacyjny chaos i wzajemne niesłuchanie się bohaterów wypowiadających swoje własne kwestie często bez związku z tym, jak reaguje na nie druga strona, z całą pewnością nie są przypadkowe, i jest to jedyne usprawiedliwienie tego, jak wielką irytację widza mogą wzbudzać. Mam w głowie nieco inny obraz zachowań generacji Z, być może niekompletny. Choćby z tego powodu wiodąca diagnoza twórców filmu kompletnie mnie nie przekonuje.
Drugim największym zarzutem wobec Kolacji pożegnalnej jest szereg nietrafionych gagów i dowcipów, które w założeniu (jak przypuszczam) miały zdjąć nieco ciężaru gatunkowego z realizowanego dzieła. Być może to wina różnic kulturowych i niemiecki widz odnajdzie tu nieco więcej parodii i farsy niż polski. Ostatecznie, w moim prywatnym rankingu trafionych zabiegów satyrycznych tego filmu, zamiast postaci głównych prym wiedzie... dostarczyciel jedzenia na wynos, który pewnie miał być w zamyśle twórców jedynie postacią epizodyczną. Żeby jednak nie skupiać się wyłącznie na słabościach Kolacji - jest jedna rzecz, dla której warto było wybrać się na nią do kina. Piosenka Lonely girl skomponowana przez ekranowego Clemensa, która do dzisiaj gra mi w głowie.
Anna Solak
- Kolacja pożegnalna
- reż. Lukas Nathrath
© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2024