Kultura w Poznaniu

Film

opublikowano:

PROSTO Z EKRANU. Kosmiczny głód

Nastało dobre lato dla miłośników filmowych adaptacji komiksów. Niedawno mogliśmy oglądać w kinach bardzo dobrego "Supermana", a teraz na ekrany wchodzi "Fantastyczna Czwórka: Pierwsze kroki" - godne uwagi widowisko, w którym mocno wybrzmiewają zarówno zalety, jak i wady produkcji.

Czwórka superbohaterów w niebieskich kombinezonach stoi na piedestale. - grafika artykułu
fot. materiały dystrybutora

Genezę superbohaterów poznajemy w pierwszych dwóch minutach filmu - oto czwórka astronautów podczas wyprawy kosmicznej została poddana działaniu tajemniczych promieni, które dały im nadludzkie moce. I tak Reed Richards stał się potrafiącym dowolnie rozciągać swoje ciało Panem Fantastycznym, jego partnerka Sue Storm, alias Niewidzialna Kobieta, posiadła zdolności czynienia swojego ciała niewidzialnym i generowania potężnego pola siłowego, Johnny'emu Stormowi, bratu Sue, znanemu teraz jako Ludzka Pochodnia, przypadła w udziale umiejętność manipulowania ogniem, natomiast Ben Grimm, którego skóra została przekształcona w skałę, zyskał nadludzką siłę, wytrzymałość i przydomek Stwór.

Współcześnie, czyli w latach sześćdziesiątych, na alternatywnej, retrofuturystycznej Ziemi, Fantastyczna Czwórka broni ludzkość przed wszelkimi zagrożeniami na tyle skutecznie, że większość narodów, niczym w jakiejś wersji komunistycznej utopii, zgodziła się na rozbrojenie swoich armii. Jednak z kosmosu nadchodzi niebezpieczeństwo o skali dotąd niespotykanej - Galactus, Pożeracz Planet, a jego nadejście ogłasza herold Srebrny Surfer. Superbohaterowie muszą nie tylko uratować mieszkańców planety, ale i zapewnić przyszłość dziecku, które Sue Storm nosi w swoim łonie.

"Fantastyczna Czwórka" to 37. produkcja należąca do Marvel Cinematic Universe i pierwsza od dawna, którą można swobodnie oglądać bez znajomości wszystkich poprzednich filmów i seriali. Akcja dzieje się bowiem nie na Ziemi-616, a na równoległej Ziemi-828, gdzie kwadratowe telewizory współistnieją z kosmicznymi wyprawami i robotami pomagającymi ludziom. Aby zapewnić spójność estetyczną, twórcy stworzyli coś w rodzaju mieszanki stylów architektonicznych od lat czterdziestych do lat sześćdziesiątych XX wieku zmieszanych z ówczesnymi wyobrażeniami rodem z science fiction. I tak samochody unoszą się nad ziemią niczym w "Jetsonach", a loty w przestrzeni kosmicznej z prędkością nadświetlną są jak najbardziej możliwe. Z kolei komputery sterujące wyglądają jak żywcem wyjęte z piwnicy uniwersyteckiej z lat osiemdziesiątych - co robi ogromne wrażenie i jest jedną z największych zalet filmu.

Sami bohaterowie wypadają bardzo dobrze jako grupa i jako indywidualności. Pedro Pascal jako Reed Richards to kierujący się wiedzą, racjonalnością i etyką naukowiec, który przygotowuje się do roli ojca. Nie jest tak charyzmatyczny, jak można by oczekiwać po liderze Fantastycznej Czwórki, ale może starcie z Galactusem to dla niego swego rodzaju origin story, po którym stanie się prawdziwym przywódcą - przekonamy się w zapowiedzianych produkcjach o Avengersach. Pierwsze skrzypce gra za to zdecydowanie Vanessa Kirby jako pełna charyzmy i czaru Sue Storm - jest wspaniała na każdej płaszczyźnie, zarówno jako kobieta, jako superbohaterka, jak i przyszła mama. Johnny (Joseph Quinn) i Ben (Ebon Moss-Bachrach) także mają interesujące charaktery, ale z pewnością będą potrzebowali jakiejś dodatkowej historii uzupełniającej, bo krótka, dwuznaczna relacja ze Srebrną Surferką czy potraktowany po macoszemu platoniczny romans z nauczycielką to trochę mało - wątki te wybrzmiewają, ale zamykają się w kilku niedługich scenach.

Galactus to jeden z najbardziej ikonicznych superzłoczyńców Marvela i na ekranie wygląda absolutnie imponująco - jego pierwsze spotkanie z Fantastyczną Czwórką należy do najlepszych scen w całym filmie. Robi wrażenie również jako kaiju, kiedy przedziera się ulicami Nowego Jorku, siejąc dookoła zniszczenie. Niestety ostateczna bitwa jest niegodna Galactusa - kończy się zanim napięcie sięgnie zenitu.

I nie jest to jedyna wada "Fantastycznej Czwórki". Przede wszystkim praktycznie nie ma w filmie drugiego planu - może poza robotem H.E.R.B.I.E. Świat, który został wizualnie tak dopieszczony, ma się ochotę eksplorować, tymczasem nie ma tu praktycznie niczego poza główną linią fabularną - są główni bohaterowie i za nimi od razu tło. Przez to nie ma się poczucia, że gra toczy się o najwyższą stawkę. Na każdym kroku podkreśla się za to wartości rodzinne - obywatele są rodziną, narody są rodziną, ludzkość jest rodziną i rodzina jest rodziną. Wątek, który tak dobrze przyjął się w Avengersach czy Strażnikach Galaktyki, powoli zaczyna wyciekać nawet z lodówki, zatem niniejszym przysięgam, że jeśli w kolejnym filmie Marvela usłyszę słowo rodzina, zacznę kibicować tym, którzy sieją destrukcję.

Niemniej mimo tych wad "Fantastyczna Czwórka" plasuje się powyżej średniej marvelowej ostatnich dwóch lat - głównie dzięki fantastycznej scenografii i efektom specjalnym, ale także za sprawą przemyślanej kreacji bohaterów i celnych nawiązań do komiksów. Z zapowiedzi producentów wynika, że Pierwsza Rodzina Marvela powróci w kolejnych filmach, jest więc nadzieja, że Państwo Fantastyczni otrzymają wystarczająco czasu, by nadrobić braki i pokazać pełnię potencjału.

Adam Horowski

  • "Fantastyczna Czwórka: Pierwsze kroki"
  • reż. Matt Shakman

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2025