Kultura w Poznaniu

Sztuka

opublikowano:

Rzeczywistości wewnętrzno-zewnętrzne

Wystawy twórczości Magdaleny Abakanowicz, które możemy od dziś oglądać w Muzeum Narodowym i w Galerii Piekary, to nie tylko pretekst do przypomnienia sylwetki i najważniejszych realizacji artystki. To przede wszystkim wielkie święto dla naszej percepcji, a równocześnie sprawdzian wrażliwości.

. - grafika artykułu
"Magdalena Abakanowicz. Moje formy to kolejne skóry, które z siebie zdejmuję" w Galerii Piekary, fot. A. Grabowski

Jesteśmy strukturami włóknistymi w Muzeum Narodowym w Poznaniu i Moje formy to kolejne skóry, które z siebie zdejmuję w Galerii Piekary to z wielu powodów wystawy różne. Dobór tego, co w obu przypadkach można było pokazać, uzależniony był w dużej mierze od przestrzeni, która z kolei determinowała założenia kuratorskie. Stąd też monumentalna wystawa w Muzeum Narodowym i skromniejsza ekspozycja w Galerii Piekary. A jednak w obu przypadkach udało się zaangażować widza, sprawić, by poczuł się częścią wykreowanego przez Abakanowicz świata. Pisząc o kreacji, nie mam jednak na myśli tworu odrealnionego i nieprzystawalnego do rzeczywistości, ale taki, który właśnie do tej rzeczywistości się w swojej istocie odwołuje.

Wystawę w Muzeum Narodowym w Poznaniu otwiera zespół abakanów. Wielkogabarytowe, tkane dzieła tworzą przestrzeń przypominającą żywy organizm, a raczej jego wnętrze. Różne formy, kolory, wielkości abakanów skłaniają do penetrowania tej niejednolitej przestrzeni. Dzieła można oglądać z bardzo bliska, tak, że odbiorca ma szansę przypatrzeć się ich tkanej strukturze. Faktura w obrębie jednej pracy może być w różnych jej fragmentach odmienna - włochate, miękkie fragmenty łączą się bądź to z delikatnymi, równomiernymi rzędami plecionych nici, bądź też grubymi wełnianymi splotami. W większości przypadków prace oddziałują nawet na zmysł węchu - jeśli dostatecznie się zbliżmy, poczujemy charakterystyczny zapach.

Aranżacja, chociaż w swojej konstrukcji monumentalna, jest bardzo prosta i minimalistyczna, pomyślana została tak, by widz mógł krążyć, przechodzić pomiędzy abakanami, obserwować je dowolnie z różnych punktów widzenia - również, a może przede wszystkim w zestawieniu z pozostałymi pracami. Bo choć każdy abakan sam w sobie stanowi odrębne, interesujące dzieło, jeszcze ciekawsze wydaje się zauważenie relacji między nimi. Patrząc z pewnego oddalenia, wyraźniej widać tak przypominający wnętrze żywego organizmu układ, złożony ze zróżnicowanych form, gdzie każdy element ma swoje miejsce i swoją funkcję. Słowa "organizm" używam celowo - jest bowiem coś bardzo organicznego w każdym abakanie, traktowanym zarówno jako całość, jak i część składowa. Nie jest to jednak organizm doskonały - w niektórych miejscach rozdarty, poszarpany, jakby okaleczony, zdaje się być w tej niedoskonałości jeszcze bardziej autentyczny.

Dystans, z którego oglądamy prace, dodatkowo tworzy dynamiczne kompozycje form, żyjących rytmem własnego życia. To wrażenie wzmagają efekty światłocieniowe stanowiące o innej jeszcze jakości, która niby przypadkiem wpisuje się w działanie tego wielkiego organizmu.

Od tego, co wewnętrzne, kierujemy swoje kroki ku temu, co zewnętrzne, a więc między innymi do wieloelementowych instalacji tworzonych z form nawiązujących do niepełnych ludzkich, zwierzęcych i hybrydycznych sylwetek. Niepełnych, ponieważ pozbawione są one wielu innych, cielesnych elementów - niektóre głów, inne stóp, rąk oraz pozostałych części. Wszystkie są wewnątrz puste. Mierzymy się więc z odmienną materią, również bardzo namacalną i żywą. Szczególnie odczuć to można przy realizacji przedstawiającej dziwne czworonożne stwory, które niepodobne do niczego znanego z naszego świata, równocześnie nie są nam tak całkiem obce. Uwiecznione w dziwnym oczekiwaniu, zwrócone w tym samym kierunku, gdy przechodzimy obok, sprawiają wrażenie tak żywych, jakby zaraz miały zwrócić ku nam swoje pozbawione oczu i wyrazu łby. Możemy poczuć się nieswojo, przechodząc między nimi, a trudno tego uniknąć - ekspozycja została tak pomyślana, by widz musiał się z tym zmierzyć.

Ostatnim etapem w tej specyficznej narracji są Czarne ubrania, czyli wielkie abakany przypominające płaszcz lub pokrowiec. Kojarzą się z powłoką, a więc czymś bardzo zewnętrznym, a równocześnie zachęcającym do zwrócenia się ku wnętrzu. Same w sobie wydają się bezpieczną kryjówką, choć w gruncie rzeczy nie wiemy przecież, co jest w środku. Czy na pewno warto tam zajrzeć? Czy taka ingerencja nie grozi jakimiś nieprzyjemnymi konsekwencjami?

Inna opowieść toczy się w Galerii Piekary. Atmosfera w tym miejscu jest bardziej intymna. Pokazano tu tylko te prace Abakanowicz, gdzie artystka podjęła rzeźbiarski temat figury. W niewielkiej przestrzeni i przy tak oszczędnej aranżacji, wystawa nie wydaje się mimo wszystko uboga. Ponownie konfrontujemy się z fragmentami sylwetek, sugestią, że mamy do czynienia z czymś ludzkim, ale niepełnym. Przechodząc między pracami, niełatwo uniknąć poczucia, że i my jesteśmy obiektami oglądanymi przez innych. Może równie wybrakowanymi i niewyraźnymi, pozbawionymi cech, które mogłyby nas jakoś wyróżniać. W gruncie rzeczy, czy nie tak właśnie patrzymy na otaczający nas świat? Czy potrafimy na drugiego człowieka spojrzeć jak na całość, uchwycić jego istotę? Jest czymś więcej niż powłoką, a właśnie zaledwie jej elementem? Kiedy zajęci swoimi sprawami przemykamy obok siebie, zazwyczaj nie widzimy przecież wiele więcej, szczególnie unikając spojrzenia, bo ono jest najbardziej niewygodne. Jeśli możemy mówić o jakimś wnętrzu, to przecież właśnie spojrzenie stanowi tunel do tego niepewnego środka. W oczach drugiego przeglądamy się ostatecznie również sami - może to przeraża jeszcze bardziej.

Z jednej strony tak abstrakcyjne, z drugiej stanowiące dosadny element rzeczywistości. Takie były realizacje Abakanowicz. Dziś dla nas wciąż aktualne, wciągające, zacierające granice.

Justyna Żarczyńska

  • Magdalena Abakanowicz. Jesteśmy strukturami włóknistymi
  • kuratorka: Anna Borowiec
  • Muzeum Narodowe we współpracy z UAP
  • czynna do 24.10
  • Magdalena Abakanowicz. Moje formy to kolejne skóry, które z siebie zdejmuję
  • kurator: Cezary Pieczyński
  • Galeria Piekary
  • czynna do 1.10

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2021