Kultura w Poznaniu

Sztuka

opublikowano:

Mistyfikacja jak żywa

Słubfurt został założony w 1999 roku. W 2000 roku wpisano go do rejestru miast europejskich. Jest stolicą regionu Lubuser Ziemia. W jego obrębie znajdują się dwie dzielnice: Słub i Furt. A może byliście kiedyś w Nowej Americe, czyli republice, która narodziła się nieco później? Nie słyszeliście o tych miejscach? Nie szkodzi. Możecie w nie uwierzyć.

. - grafika artykułu
fot. Grzegorz Dembiński

Nowa Amerika, wystawa, którą można oglądać w Galerii Miejskiej Arsenał, a przede wszystkim projekt artystyczno-społeczny, wpisuje się w prowadzone dzisiaj dyskusje na temat tożsamości, granic i multikulturowości. Autorem tego konceptu jest Michael Kurzwelly, artysta, który w latach 90. przez 8 lat związany był z Poznaniem (prowadząc tutaj Międzynarodowe Centrum Sztuki). Geneza jego pomysłu sięga zatem czasów co prawda nie tak odległych, bo mam tu na myśli nowe milenium, ale odnoszących się do innych realiów społeczno-politycznych i historycznych. Wtedy także zajmowano się kwestią granic i sąsiedztwa ludzi wywodzących się - jak Polacy i Niemcy - z narodów, których wspólna przeszłość naznaczona była bardzo trudnymi momentami i które mimo wszystko zmuszone były dostosować się do dynamiki zachodzących na świecie przemian.Słubfurt to połączenie polskich Słubic i niemieckiego Frankfurtu nad Odrą - miast, które kiedyś były dwiema częściami tej samej całości.  To w tym szczególnym miejscu, gdzie dwie połowy - dziś niezależne byty - rozdziela rzeka, Kurzwelly dostrzegł potencjał stworzenia warunków do spotkania dwóch społeczności i ponownego połączenia miast.

Miasto Słubfurt i państwo Nowa Amerika to rzeczywistości skonstruowane, czy -, jak może powinnam raczej napisać - konstruowane, bo proces tworzenia nie ustaje, w myśl zasady, że "najlepszym sposobem na przewidzenie przyszłości jest jej wymyślenie". Kreowanie rzeczywistości, której realnie nie ma, ale która mogłaby zaistnieć. I w jakiś sposób nawet istnieje, przynosi konkretną zmianę społeczną i staje się narzędziem do rozładowania napięć, znoszenia ograniczeń i tworzenia warunków sprzyjających integracji. Kurzwelly przekonuje, że jeśli czegoś nie ma, trzeba to stworzyć. Manipulowanie rzeczywistością opiera się w tym przypadku na uczynieniu fikcji jak najbardziej prawdopodobną, wręcz alternatywną dla świata, w którym żyjemy. Jest metodą wprowadzania zmian w przekonaniu, że rzeczywistość można dowolnie modyfikować. Zmiana dokonywana jest przez każdą osobę uczestniczącą w tym procesie, a więc biorącą udział w wielkiej mistyfikacji. Siła tej mistyfikacji bierze się z zaangażowania oraz nadania jej specjalnej oprawy, która czyni dwie strefy - wymyśloną i niewymyśloną (chociaż, jeśli się dobrze zastanowić, każda przecież taką jest w istocie) - niezwykle podobnymi i prawdopodobnymi.

Wysoki poziom prawdopodobieństwa polega na posłużeniu się elementami, które sprawiają wrażenie, że nowa rzeczywistość jest już ukonstytuowana, oficjalna. Słubfurt ma m.in. swój herb, budynek ratusza i parlament mający formę obywatelskiego forum. Na wystawie możemy usiąść przy okrągłym stole, zachęcającym do tego, by przejrzeć znajdujące się na nim druki, pozwalające uzyskać wiedzę na temat Słubfurtu i Nowej Ameriki - ich przeszłości i teraźniejszości.

Słubfurt to miasto, które ma swoją kulturę, stanowiącą połączenie wszystkich kultur, które stały się tam obecne dzięki napływowi mieszkańców. Dzisiaj nie chodzi już tylko o Niemców i Polaków, ale także inne osoby, które postanowiły wyemigrować z miejsca swojego pochodzenia i tutaj właśnie się osiedlić. W mieście są zabytki i trasy wycieczkowe, dzięki którym możliwe jest poznanie lokalnych atrakcji. Nie są to, co ważne, lokalizacje wymyślone, istniejące tylko i wyłącznie jako pewna koncepcja, ale miejsca prawdziwe, do których na wystawie można się udać. Informatory i plany miejskie w niczym nie ustępują tym, które znajdujemy wszędzie tam, gdzie gospodarze starają się sprostać oczekiwaniom odwiedzających i udzielić potrzebnych gościom informacji. Nie zabrakło nawet miejsca dla kulinariów - opublikowano kilka przepisów, m.in. na radosny kolorowy omlet po słubfurcku czy lekką kolację wedle słubfurckiego sposobu.

Co z językiem, czyli elementem, który charakteryzuje różne społeczności, nadając im właściwości wspólnotowe, charakterystyczne i rozpoznawalne? W naszym państwie z połączenia języka polskiego i niemieckiego powstał język słubfurcki. Nie obowiązuje tam też żadna religia, ale jak czytamy: "Słubfurt powstał na zasadzie konstrukcji rzeczywistej. Dopiero wiara weń, pozwala uczynić egzystencję miasta realną. Dlatego nasze miasto jest równoznaczne z religią".

Czy Słubfurt i Nowa Amerika, które bez wątpienia są interesującymi projektami z pogranicza sztuki i partycypacji, to utopie? Prowokacje? A może recepta na udane współżycie społeczne? Działania podejmowane przez twórców, a więc właściwie każdego, bo każdy (zgodnie z zasadą "rzeźby społecznej" Josepha Beuysa, niemieckiego artysty, aktywisty i teoretyka sztuki, którego dorobkiem Kurzwelly musiał się inspirować) jest artystą przez fakt wpływania na zastaną rzeczywistość i konstruowanie nowej. Ludzie spotykają się, wspólnie podejmują działania, odczuwają potrzebę zjednoczenia i dzielą się doświadczeniami. Możemy posłuchać ich wypowiedzi, możemy zobaczyć ich różnorodność.

Jednocześnie trudno oprzeć się wrażeniu, że uwidacznia się w tym pewien paradoks. Dobrze widać go w filmie o Słubfurcie, który jest dostępny na ekspozycji. Oglądając go, miałam poczucie, że sami autorzy tego obrazu byli przekonani, że ich rola w całym przedsięwzięciu nosi znamiona pewnej ironii czy groteski. To, co mówi się na temat konieczności transgraniczności, unifikacji życia, przeciwstawiania się dotąd obowiązującym tożsamościom, w tym narodowym czy lokalnym, styka się przecież z tworzeniem nowej tożsamości, opierającej się mimo wszystko na znanych wzorach, tworzeniu pewnych zasad i stawianiu granic, chociaż podobno Nowa Amerika granice ma bardzo płynne. Panuje tu przekonanie, że każdy może wpleść do społecznego pejzażu jakiś element kulturotwórczy. Jeśli tak, to przecież może to być i na pewno nierzadko jest to coś takiego, co posiada pierwiastek jakiejś innej tożsamości.

Nowa Amerika, jak niegdyś Ameryka, ma przyciągać osadników. Ze starą Ameryką i sprostaniem marzeniom imigrantów bywało i wciąż bywa różnie. Czai się za tym pewien mit otwartości na różnorodność. Rzeczywistość okrada z naiwnych mrzonek. Trudno też uniknąć wrażenia, że refleksja, jaką prowokuje Kurzwelly, toczyć się będzie jeszcze długo w świecie, który z jednej strony postuluje wielką otwartość, z drugiej prawo zachowania odrębności i tożsamości -  narodowej, miejskiej, społecznej, którą trudno jakkolwiek podważyć.

Justyna Żarczyńska

  • wystawa Michaela Kurzwelly'ego Nowa Amerika
  • Galeria Miejska Arsenał
  • czynna do 10.11

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2024