Kultura w Poznaniu

Teatr

opublikowano:

"Wdał się w ojca"

Matka - tradycyjnie niesmaczna sztuka Witkacego - w nieprzesadzonej, a po klasycznemu pięknej i czystej, acz lekko buduarowej interpretacji Radka Stępnia jest satysfakcjonującą produkcją Teatru Nowego. To spektakl dość surowy i po ludzku wyborny w swej trzeźwej zachowawczości. Zapewni nam miękki, bezpieczny, acz doprawiony smakowitym jadem powrót w przytulne objęcia ukochanego, poznańskiego teatru repertuarowego przy Teatralce.

. - grafika artykułu
Spektakl premierowy "Matka", fot. Monika Stolarska

Oto ta nasza sfrustrowana, manierycznie przegięta na leżance Matka nabrała po raz kolejny swych paskudnych, niezdrowych, trupich rumieńców schyłkowości życia familijnego i familiarnego. Słyszymy zarówno w jej pospolitawym sposobie wypowiedzi, jak i ciemnym, acz istotnym gadaniu wieszczy, głuchy i brzydki ton rychłego rozjechania, rozpuszczenia ogniska domowego i transformacji w przybytek godny wiedeńskiego Niebieskiego Domu, miejsca stołecznej rozpusty fin de siècle'u. Jak to typowa witkiewiczowska rodzicielka, krytykuje ona też swą kaleką, nieodrodną latorośl pod imieniem Leona (promieniujący w swej wspaniałej kreacji bezbrzeżną degradacją i bolesną impotencją umysłu Mariusz Zaniewski). Robi to może i cichym, zrezygnowanym głosem płożącej się Antoniny Choroszy, lecz jak rzadko która aktorka potrafi ona wbić w uszy szpilki matczynej goryczy typu "a niby takiego pięknego syna urodziłam". Dlaczego to musi tak boleć? - pytamy zdziwieni tym, że dziś odbierana wręcz po akademicku Matka dalej nas sztyletuje. "Ponieważ ranimy tych, których kochamy najmocniej" - że przytoczę słowa supermasochisty Boba Flanagana z jego wiersza Dlaczego.

Matka w Matce mimochodem jakby zapowiada też parszywą klęskę i degrengoladę dzieci ludzkości, spadkobierców gorszego jutra. Po kobiecemu, wiedźmowemu przeczuwa zbierające się nad jej zapijaczoną i pozbawioną złudzeń głową przyciężkie chmurzyska nowych, synowskich, a więc bezceremonialnych porządków. Pyszny teatr na pandemię, aż chciałoby się powiedzieć, bo tak na wesoło, milutko odzierający nas z nadziei na lepsze jutro pod płaszczykiem mieszczańskiej, krzepkiej rozrywki. Pewnie i sam Witkacy by się trochę zdziwił tym, że dziś jego dramatopisarstwo potrafi nie tylko wywoływać wybroczyny na substancji szarej mózgu (choćby po takiej zgoła filmowej niestrawności Nienasycenia), ale wciąż truje serduszka coś ostatnio jakby struchlałe końcem końców.

A może znów zadrżymy przy tym nowym wystawieniu Matki na skutek tak pięknie odmalowanego przez Witkacego, rozgrywającego się przed nami upiornego zapętlenia w bezczasie, pułapce möbiusowskiej wstęgi. Z ojca złoczyńcy - syn niedojda erotoman, a z syna szpiega wiadome nieszczęście dla świata... Radek Stępień dobrze czuje tę przykrą, upiorną w swej istocie kołowatość pokoleń, przekleństwo powtórzeń losów z Matki. Nadaje im niebezpiecznie rozchwiany rytm, precyzyjnie prowadząc aktorów na manowce ślepych uliczek, w które wpadają ich bohaterowie.

Witkiewiczkowska wisielczość Matki ożywa, dyszy i łka w Teatrze Nowym w fałszywie kolorowych i podejrzanie schludnych scenografiach Pawła Paciorka, odważnie i stanowczo odbierającego sztuce charakterystyczny dla niej monochromatyzm. To chyba jeden z najciekawszych aspektów tej produkcji, nie licząc narkotycznych wideł Natana Berkowicza w scenie kokainizacji upadłej arystokracji wraz z Leosiem i jego "trzeciorzędną kokotą" Zosią, czy wykwintnych ubiorów Aleksandry Harasimowicz, podbijających po literacku i inteligencku neurotyczny, a po rodzinnemu zazieleniały toksynami, bo nekrofilski charakter tej jakże słonej sztuki.

Idąc na Matkę absolutnie nie spodziewałem się zastanego na spektaklu braku szaleństwa. Interpretacja Radka Stępnia przypomina mi trochę dobrze pojętą poprawność operowych produkcji Franco Zeffirellego, które ogląda się po to, by wiedzieć, jak powinno być. To solidne i uważne, ponowne czytanie aż nazbyt popularnej i zużytej literatury w teatrze przypomniało mi trochę przecież już w ponowoczesności zapomnianą, acz trudną do przecenienia sztukę wracania tekstów. Po tym, jak inni stale od nich ostatnio uciekają, szarżując czasem na oślep w nieznane, wystawienie Stępnia zadziałało na mnie odświeżająco - co zapewne dodatkowo wzmocniła pandemiczna beznadzieja. Z jej powodu każdą wizytę w budynku teatru witam mentalnym kieliszkiem pieniącego się szampana celebrującego dzień piękny, bo świąteczny, poświęcony sztuce. A sztuki i rzemieślniczego, twardego kunsztu jest w tej korpulentnej, solidnie stojącej na ziemi Matce całkiem sporo!

Marek S. Bochniarz

  • Matka
  • reżyseria: Radek Stępień
  • dramaturgia: Konrad Hetel
  • scenografia: Paweł Paciorek
  • Teatr Nowy
  • premiera: 11.09

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2020