Cisza. Na szczycie schodów, w mroku, dostrzegamy poziomo rozciągnięte ciało Nagabczyńskiej. W pierwszej chwili trudno tę formę zdefiniować jako ciało ludzkie - performerka zdaje się stapiać z posadzką, przyjmuje pozę, w której zwrócona jest do publiczności kroczem, łydki podwija pod uda, ramiona chowa za plecami, przylegając do marmurowej powierzchni. Nie widzimy jej twarzy, która niemal przez cały performans będzie pozostawała w ukryciu. Nagabczyńska miarowo oddycha - z każdym wdechem i wydechem obserwujemy poruszający się brzuch przypominający brzuch ciężarnej.
Oto jesteśmy świadkami i świadkiniami serii porodów - spod krocza wysuwa się para dłoni, dłoni rodzących. Te "wypychają" najróżniejsze przedmioty, głównie zabawki: jednorożca, dinozaura, samochodzik, szklane kulki, masę slime. W międzyczasie w dłoniach pojawia się też tubka z farbą, która zostaje wymierzona w stronę publiczności. Każdy poród poprzedzony jest skurczami, gwałtownymi ruchami brzucha, torsjami całego ciała. Gdy etap rodzenia dobiega końca, ciało Nagabczyńskiej próbuje wstać, ale zamiast tego wykręca się, wydaje się, że na chwilę zasypia. W końcu się udaje. Co prawda nie wstać - performerka wciąż pozostaje w pozycji czworonożnej, ale porusza się już w stronę publiczności. Nieskoordynowane ruchy pozwalają jej na powolne pokonywanie kolejnych schodów, twarz wciąż pozostaje zakryta, tym razem włosami. Cała sekwencja ruchów Nagabczyńskiej przypomina estetykę znaną z horrorów, performerka wydaje także charczące dźwięki i robi to przez cały proces schodzenia, a więc wystarczająco długo, by wzbudzić uczucie dyskomfortu i wątpliwość: czy obserwujemy ciało ludzkie?
Pozycję wyprostowaną przyjmuje dopiero po zejściu ze schodów, po raz pierwszy widzimy jej twarz - wtedy też salę wypełniają dźwięki piosenki Like a Prayer Madonny. Nagabczyńska śpiewając przyjmuje pozy, które możemy kojarzyć z dalekowschodnimi bóstwami. Po dłużej chwili znajduje slime i przykłada go raz do piersi, raz do brzucha. Zarzuca potem masę na ramię i wchodzi po schodach, obojętnie mijając przedmioty, które jeszcze niedawno "rodziła". Odwraca się w końcu w stronę publiczności przyjmując pozycję kontrapostu, która z kolei przywodzi na myśl ikonograficzne przedstawienia "zwycięzców" czy "zdobywców" prezentujących swoje łupy.
Nagabczyńska eksploruje stan ciąży jako "samoczucia się od wewnątrz", osadza go w aktualnej sytuacji społeczno-politycznej, ale nawiązuje też do historii sztuki i popkultury. Moment porodu (a właściwie porodów) performerki odbiega od "klasycznej" wizji kobiety rodzącej w każdym aspekcie. Nienaturalna poza, rodzące dłonie, które zastępują waginę, plastikowe przedmioty będące obiektami rodzonymi, slime jako element popłodu. Ciało Nagabczyńskiej jest nieme, porodowi nie towarzyszy krzyk - ani ten przypisany do roli matki, ani ten do roli dziecka. Na próżno szukać też zainteresowania czy chęci opieki na urodzonymi obiektami, zostają one niejako porzucone, niczyje (w ostatnich minutach performansu artystka zabiera ze sobą tylko slime). Samo ciało z kolei przechodzi metamorfozy: najpierw wydaje się pozbawionym głowy ciałem rodzącym, potem ulega dekonstrukcji, a na końcu staje się obiektem sakralnym, obiektem kultu.
Bliskie samemu procesowi poprzedzającemu porody Nagabczyńskiej wydają mi się słowa Jolanty Brach-Czainy, które równocześnie znakomicie rozwijają potencjalne tropy interpretacyjne "samoczucia się od wewnątrz", mianowicie: "Każda część całości, jaką jesteśmy, skulona w sobie, zamknięta w koncentracji, przyczajona, czeka. Nie ustaje proces wewnętrznej rozbudowy. Przemieszczenia. Deformacje. Skąd ten lęk? Czy to obawa, by nie zatracić się pod siłami, które w sobie wyzwalamy, oddając się im we władanie? Rozwój wewnętrznych przekształceń każe domyślać się nadejścia mocy, które całym jestestwem szarpać będą, miotać, kurczyć, skręcać, rozsadzać, więc jeszcze przez chwilę czujnie cofamy się w siebie przed wstrząsem."
Należy jednak zaznaczyć, że procesowi porodu artystki towarzyszy pewnego rodzaju izolacja - pytanie jednak czy izolowane jest samo ciało czy obiekty rodzone? Przedmioty rodzone przez dłonie Nagabczyńskiej można także analizować w kontekście pojęcia abiektu, czyli - najprościej rzecz ujmując - w kategorii czegoś, co odrzucone, ale znane. Abiektem może być także performowana przez artystkę kobiecość, która jawi się jako zbiór kulturowych klisz i sytuuje się przez to na obrzeżach jej stereotypowego rozumienia.
Interesujące jest także zestawienie charakterystycznych dla bóstw póz i wybór piosenki - połączenie to prowadzi do kultu Matki Boskiej. W tym przypadku mamy też do czynienia z odseksualnieniem samej ciąży jako konsekwencji aktu seksualnego. Matka Boska nigdy nie pojawia się przecież w kontekście erotycznym, kojarzymy ją bowiem z dziewictwem, a samo ciało postrzegamy jako nieskalane - wystarczy spojrzeć na większość malarskich przedstawień maryjnych. Nagabczyńska przekształca, deformuje i szarpie eksplorując wnętrze własnego czucia się. Jej kobiecość jest pełna kontrastów, a ciało - choć zdolne do reprodukcji - pozostające na obrzeżach heteronormatywnych norm. Artystka opowiada nie tylko o wspomnianym "samoczuciu się od wewnątrz", ale poprzez przyjętą narrację przenika przez wybrane filtry społeczno-kulturowe potwierdzając, że ciało w istocie jest polityczne.
Klaudia Strzyżewska
- Performance Błogo Ramony Nagabczyńskiej
- 14.03
- Klub Tama
© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2024