Przedstawienie opowiada o losach kilkorga mieszkańców tytułowej ulicy Q: zagubionego Żaczka Przyjemniaczka, świeżo upieczonego magistra bez stałej pracy, przedszkolanki Katki Kudłatki, z którą szybko połączy go uczucie, Maksa i Tomka - dwóch dzielących ze sobą mieszkanie przyjaciół, będących w relacji zwanej love/hate, a także komika Edzia i trzymającej go pod pantoflem wybranki, Anny Marii. Brzmi to wszystko nader znajomo, jednak musical oryginalnie jest amerykański (jego twórcami byli Robert Lopez i Jeff Marx); świadczą o tym m.in. lalki wzorowane na słynnych muppetach, które przeszły do historii popkultury dzięki telewizyjnym programom, takim jak "Muppet Show" czy "Ulica Sezamkowa". Nad "Avenue Q" unosi się więc duch Broadwayu i Ameryki sprzed ponad 20 lat, ale został on odpowiednio zaadaptowany do nadwiślańskich warunków (i to już 10 lat temu - na potrzeby pierwszej polskiej inscenizacji w Teatrze Muzycznym w Gdyni polską wersję musicalu przygotował Jan Czapliński). W oryginale główny bohater nosi imię Princeton - tak jak słynne akademickie miasteczko w stanie New Jersey, stąd w polskiej wersji pojawia się swojski Żaczek. Napięcie między globalnym, zuniwersalizowanym wymiarem tej opowieści a lokalnymi detalami, które znalazły się w polskiej wersji musicalu (takimi jak choćby nawiązania do słynnych dowcipów Karola Strasburgera czy też do nazw miejsc znanych z topografii Poznania - widać, że adaptacja zyskała tu nowe przystosowanie), jest jednym z najciekawszych elementów tego przedsięwzięcia.
Sprawy, o których z uśmiechem opowiada "Avenue Q", są uniwersalne, choć w największym stopniu dotykają tzw. młodych dorosłych: problemy ze znalezieniem pierwszej pracy, mieszkanie w kiepskich warunkach ze względu na szalejące ceny najmu, przedłużające się usamodzielnienie i "stanięcie na nogi", które potrafi przejść w stan długotrwałej wegetacji i samotności... To wszystko znajduje swe odbicie na scenie i dzięki tym doświadczeniom lalkowych bohaterów musical nie traci kontaktu z rzeczywistością. Mimo bardzo umownej formy okazuje się zaskakująco realistyczny. Śpiewacy w "Avenue Q" mierzą się przy tym z podwójnym wyzwaniem: oprócz naturalnych zadań wokalnych i tanecznych muszą także animować lalki (większość postaci - poza trzema wyjątkami - występuje w przedstawieniu w takiej właśnie formie). Napięcie między konwencją lalkową i przerysowaniem właściwym dla "bajek dla dorosłych" a "prawdziwymi" problemami i współczesną warstwą obyczajową to zaskakujący, acz przekonujący koncept, który okazuje się odświeżający i - nade wszystko - zostaje nadzwyczaj sprawnie zrealizowany przez artystów Teatru Muzycznego. Połączenie ruchu scenicznego z animowaniem lalek i śpiewem to niezwykle trudne zadanie, z którym solistki i soliści radzą sobie naprawdę wyśmienicie. Na wyróżnienie zasługują niewątpliwie Aleksandra Daukszewicz jako Katka Kudłatka, Tobiasz Szafraniak w roli Maksa oraz Maciej Badurka w kilku mniejszych rolach, ale obsada jest tu w całości bardzo dobra.
Zawieszona pomiędzy silną umownością i wyrazistą aluzją sfera obyczajowa ukazana została z dużą dozą komizmu i śmiałości. W kolejnych fragmentach "Avenue Q" na wesoło podejmowane są takie tematy, jak uprzedzenia wobec homoseksualistów i ich problemy z akceptacją własnej tożsamości, prekarna praca, uzależnienie od pornografii, prostytucja czy rasizm (tu uobecniony w formie zdecydowanie metaforycznej - dotyczyć ma bowiem społeczności "kudłatych" lalek żyjących wśród pozbawionego nadmiernego owłosienia ogółu). Wszystkie te tematy potraktowano z podobną, gruboskórną czułością. Co chwila na scenie pojawia się jakiś "gruby" żart, ale nie sposób posądzić twórców o złą wolę czy budzenie demonów. Spektakl z pewnością bywa niegrzeczny, dosadny, a miejscami wręcz wulgarny (by wspomnieć tylko postać stetryczałej nauczycielki nazwiskiem Suchoc**ska), ale nie jest przy tym pozbawiony wdzięku i lekkości. "Avenue Q", jak przystało na dzieło operujące rozmaitymi komediowymi chwytami, może wzbudzać ambiwalencję poznawczą - to zawstydzić, to zażenować, by po chwili znów rozbawić. Zrywa się tu bowiem z poprawnością, tak charakterystyczną dla naszych przewrażliwionych na punkcie każdej odmienności czasów, a w jej miejsce proponuje przerysowanie, stereotyp, docinki i obelgi. W funkcji komicznej pojawiają się tu także, choć z rzadka, przekleństwa, ale za to siarczyste. Przewrotna siła komedii powoduje ostatecznie, że uprzedzenia zostają obśmiane i rozbite, a bohaterowie znajdują drogę do szczęścia i własnej emancypacji.
Wydaje mi się jednak, że w pewnym punkcie musical idzie o jeden most za daleko, a konkretnie chodzi mi o wplecione tu i ówdzie żarciki z chorych na zespół Downa. Nie bawi mnie postać Piotra S., dozorcy na Avenue Q, którego imię jest nawiązaniem do odtwórcy roli Maćka z "Klanu", najsłynniejszego polskiego aktora z zespołem Downa. Nie trafiają do mnie, a wydaje mi się, że nie należę do specjalnie przeczulonych, żarty z wad rozwojowych i osób nimi dotkniętych, niezależnie od tego, czy są rozpoznawalne, czy nie. O ile "normalizowanie" rasizmu w musicalowej piosence można uznać za wyłącznie prowokacyjne i przekorne, o tyle już szkolne żary z "dałna" wydają się nie na miejscu - zwyczajnie nie ma w nich potencjału do wywrotowego oswojenia inności. Zwłaszcza że na tę inność nakłada się inna różnica, płciowa. W musicalu rola Piotra S. jest rolą żeńską - po młodzieżowemu chciałoby się zapytać: "czemó"?
Ta rezerwa w odniesieniu do niektórych pomysłów adaptacyjnych nie wpływa jednak na wysoką ocenę przedstawienia Teatru Muzycznego. Przedstawienie brzmi bez zarzutu (za kierownictwo muzyczne odpowiada Dariusz Tarczewski), podobnie na pochwałę zasługuje warstwa plastyczna: od scenografii łączącej w sobie "magazynowe" wnętrze z neonową kolorystyką i rewią świateł, po absolutnie rozbrajające projekty lalek Igora Fijałkowskiego. Wszystko jest tu odpowiednio dynamiczne, przyciągające uwagę, a jednocześnie na tyle zgrane, że nie wywołuje wrażenia nadmiaru. Cieszy mnie więc, że poznańska scena muzyczna wzbogaciła się o ten tytuł, należący do największych musicalowych przebojów dla dorosłych ostatnich 25 lat. "Avenue Q" powinno dostarczać widzom nieprzyzwoitej rozrywki jeszcze przez wiele lat.
Adam Domalewski
- "Avenue Q"
- Teatr Muzyczny
- recenzja z 15.02
© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2025