Don Juan jest spektaklem, który w miarę rozwoju akcji coraz bardziej dryfuje w stronę eksperymentów z wideo artem. Postęp tego procesu zapowiada zresztą od początku osobliwa scenografia. Regał z sześcioma rozregulowanymi telewizorami kineskopowymi nadającymi nieczytelne obrazy staje się tłem dla monologów Sganarela, który w ekscentrycznej interpretacji charyzmatycznego Alana Al-Murtathy wypluwa z siebie słowa z doprawdy dziką energią. Operatorzy Dariusz Kujawski i Norbert Wojciechowski filmują jego twarz w zbliżeniach z perspektywy jeżdżącego po scenie odkurzacza roomba. Ta nadmierna bliskość pozwala nam nieprzyjemnie silnie doświadczyć klaustrofobicznego życia bohatera.
To jakoby operatorska wycieczka Bagińskiego w kierunku kluczowego dla myśli Zapffego biologa Jakoba von Uexkülla, który ukuł termin Umwelt dla tego, jak istoty żywe postrzegają swoje otoczenie. Wizualność Don Juana staje się przez to mieszanką subiektywnych punktów widzenia postaci spektaklu. Sganarel - ubrany w śmieszne skarpetki, spodnie od piżamy w kratę i mięciutki szlafrok - przypomina przebodźcowanego osobnika. Typowego dla pandemicznej rzeczywistości, znerwicowanego odbiorcę rzeczywistości zapośredniczonej.
"Z ręką w majtkach"
W kontraście do wybuchającego nagłymi emocjami, zagubionego Sganarela sytuuje się zimny, psychotyczny Don Juan. Konrad Cichoń gra go jako oszczędnego w gestach, przemocowego mężczyznę, który gry w umizgi i seks traktuje jako sposoby na kontrolowanie innych czy zdobywanie władzy. U Bagińskiego to postać panseksualna, bo Don Juan równie dobrze może kopulować z Donną Elwirą, co i ze swym służącym - byle rozładować stale powracające w nim napięcie. To również pozbawiony wyrzutów sumienia gwałciciel i trudno powiedzieć czy w ogóle rozróżnia on przemoc od seksu, zabijanie od stosunku płciowego. Miecz i penis są u niego wymienne. Gdy z lubością szarżuje z rapierem na Komandora (Ewa Szumska), wcześniej go oblizuje. A gdy dominuje Sganarela przygniatając go do podłogi, to zapytuje go: "Lubisz w dupę?". Don Juan oczywiście nie poprzestaje na tym i również się "samogwałci", oglądając na taśmie VHS zagadkowy filmik z napinającym cięciwę łucznikiem o zasłoniętej twarzy. Dla bohatera nie liczy się w żaden sposób tożsamość czy cechy wyróżniające jego kolejne obiekty zainteresowania, a raczej utrzymanie szybkiego tempa żonglerki uprzedmiotowionymi, dręczonymi przez siebie ludźmi.
Pewne zakłopotanie wywołuje w spektaklu kreacja postaci Sganarela, który u Molière'a był krytykiem swego pana, a u Bagińskiego stał się doszczętnie skorumpowanym sługą. Podczas gdy Don Juan zabijanie i kopulację traktuje jako rozrywki prowadzone na zimno, to jego (dosłowne) "popychadło" przejmuje prawie że nieobecny u pana pierwiastek pożądania, by "zmysłowo wić się" z Małgośką czy kompulsywnie "raz za razem uderzać kroczem w odkurzacz". Jeszcze większe zakłopotanie wywołać może kreacja postaci Małgośki, która w interpretacji Kornelii Trakowskiej jest tandetnie ubraną i wulgarnie zachowującą się kobietą. Jej głównymi grzechami jest chyba jej pochodzenie klasowe i to, że zachodzi w ciążę - co w antynatalistycznym Don Juanie Bagińskiego skazuje ją na szpetotę i potępienie.
Bardzo osobliwie zostało zamyślone przez reżysera wizualne ukazanie braci Donny Elwiry. Don Carlos i Don Alonso w interpretacji Michała Kalety przekształcają się w postać podwójną. To zrośnięte ze sobą bliźnięta - z tym że Don Alonso jest stale ulegającym podnieceniu naroślem na kroczu Dona Alonsa. Druga narośl znajduje się na lewej ręce mężczyzny - w postaci wirującego obiektu przypominającego maszynę do seksu. Ale że takie maszyny raczej poruszają się do przodu i do tyłu niż ruchem wirowym, to zapewne szybciej tę narośl skojarzymy, również choćby ze względu na deformacje ciała, z głównym bohaterem Tetsuo, japońskiego filmu Tsukamoto o mężczyźnie przekształcającym się w metalowego potwora.
Nie do końca rozumiem znaczenie scen, w którym narośl Dona Alonso wpycha wirującego penisa do ust Dona Carlosa. Czy bracia aż tak się wzajemnie nie lubią, czy chodzi o jakiś wewnętrzny konflikt między nimi bądź między światem pozorów a wstrętnym ciałem? A może Bagiński chce nas poinformować, że ci, co w tragikomedii Molière'a zdają się jeszcze prawi, u niego nie mogą liczyć na takie postrzeganie, a każdego w jakiś sposób kompromituje fizjologia i życie seksualne? Widok narośli przypomniał mi też o amerykańskim horrorze Wiklinowy koszyk (1982), który znajduje się w kolekcji MoMA i niedawno można go było podziwiać w odrestaurowanej wersji. Głównymi bohaterami są w nim rozdzieleni bracia. Duane, tak jak Don Alonso, posiada "normalne" ciało, Belial zaś, to zdeformowana głowa ze szponami - istota wiecznie głodna hamburgerów, posiadająca przy tym mordercze skłonności.
Idąc tropem Tetsuo dość "japońska", a przy tym najbliższa konwencji avant porn i body horroru jest w Don Juanie komiczno-obsceniczna scena, w której Don Carlos/Don Alonso odsłaniają ciężarny brzuch Małgośki, który okazuje się skrywać sztuczną waginę. Następuje kopulacja, po czym bracia wciskają kasetę VHS "do szpary w brzuchu Małgośki". W finale Don Juan "brutalnie wyrywa z brzucha szamoczącej się Małgośki skłębione zwoje taśmy". Zresztą - bohaterowie wchodzą i wychodzą ze sceny przez waginalny otwór. To dość oczywiste aluzje do nowego ciała z Videodrome Davida Cronenberga. Porównywanie Don Juana Bagińskiego z obrazami cielesności w filmach Kanadyjczyka zapewne jakoś nam pozwoli zrozumieć opisane przeze mnie sceny.
"Po raz pierwszy i ostatni rozlegnie się jego osobliwe posłanie"
W drugiej części spektaklu Bagiński ubiera Don Juana w kostium Jezusa, co podsuwa publiczności cytaty z finału Ostatniego Mesjasza Zapffego, dotyczące nadejścia człowieka, który "jako pierwszy pośród wszystkich odważy się obnażyć swą duszę i wyda ją żywcem na pastwę najskrajniejszej myśli swego rodu, będącej wyrazem samej idei upadku". Ten Mesjasz poucza ludzkość (zza kadru, głosem Ewy Szumskiej) następująco:
" - Życie światów jest buzującą rzeką, a życie Ziemi jest bagnem i stagnacją.
- Znak upadku wypisany jest na waszych czołach - jak długo jeszcze będziecie wierzgać przeciwko ościeniowi?
- Ale istnieje jedno zwycięstwo i jedna korona, jedno zbawienie i jedna odpowiedź.
- Poznajcie samych siebie - bądźcie bezpłodni i pozostawcie Ziemię w ciszy po waszym odejściu".
Tej lekcji towarzyszy widok Dona Juana przeglądającego kasety (Anna Oramus zapełniła przestrzeń sceny rzędem metalowych regałów zapełnionych taśmami VHS). Bagiński daje aktorom do wygłoszenia fragmenty Manifestu antynatalistycznego Karima Akermy, argumenty za nieposiadaniem potomstwa. W oryginale ten fragment brzmi tak:
"Jeśli od dziś nikt nie miałby już więcej potomstwa, za dobre 100 lat nie byłoby już więcej:
- jakichkolwiek wojen (i okresów pokoju),
głodujących (i otyłych),
- poniżanych (i szanowanych),
- chorych (ani zdrowych),
- torturowanych (ani wspieranych),
- zagrożeń dla egzystencji (ani radości z istnienia),
- domów spokojnej starości (ani szpitali położniczych),
- żadnego strachu przed śmiercią i umierających (ani
nowonarodzonych),
- nigdy więcej ludobójstwa (ani przyjaźni między narodami)
i nigdy więcej Auschwitz (ani: tu brakuje przeciwieństwa).
Tylko ten, kto uważa, że aspekty zapisane w nawiasach przeważają aspekty wymienione jako pierwsze, może opowiedzieć się za posiadaniem potomstwem i co za tym idzie, kontynuacją rozwoju ludzkości".
"Światła gasną. Don Juan upada"
Ci, którzy widzieli produkcję baletową Teatru Wielkiego w Poznaniu Don Juan pamiętają, że Robert Bondara zinterpretował mit zgoła inaczej. Zaproponował tragiczną postać seksoholika - bohatera skazanego na poszukiwanie kolejnych miłostek. Reżyser obrał ścieżkę psychologizmu, szukając problemów bohatera w traumatycznej młodości - tym, co wyniósł z domu rodzinnego.
U Wiktora Bagińskiego bohatera definiuje raczej jakby mu przyrodzona, psychopatyczna natura seksualnego drapieżnika, a w pewnej mierze również nabyte uzależnienie od pornografii, narzucającej mu uprzedmiotawianie kolejnych osób - ofiar jego przemocy. W myśl antynatalizmu najlepsze byłoby dla tej postaci po prostu nie wydać potomstwa, aby nie doszło do międzypokoleniowego przeniesienia jego zaburzonych zachowań. Można jednak odnieść wrażenie, że choć sam Don Juan nie będzie miał potomków, to zarazi swoją chorą wyobraźnią innych - w tym przypadku Sganarela, którego stosunek płciowy z Małgośką jakieś owoce przyniesie - pytanie tylko, czy dobre?
Muszę przyznać, że spektakl Bagińskiego ostro mnie wygrzmocił i nie wiem, czy jestem z tego powodu tak do końca zadowolony. Najbardziej satysfakcjonujące były dla mnie w Don Juanie pierwsze sceny, w których podziwiać można grę Alana Al-Murtathy, Alony Szostak jako Donny Elwiry, czy Ewy Szumskiej z impetem podającej dialogi Gusmana we francuskim oryginale. Ten ostatni zabieg podpowiada nam, że zainteresowanie reżysera było bardzo rozproszone. Wraz z rozwojem akcji potwierdzi się nasze przeczucie, że nużyła go stara sztuka, jej zużyte dialogi i stąd wolał poszukać sposobów na jej przełamanie świeżymi tekstami, uwspółcześnieniami i przetworzeniami. Eksperymentowanie z materią filmową przyniosło tej produkcji jednak tylko połowiczny sukces.
Z kolei same sceny erotyczne mogą budzić obrzydzenie u części publiczności. W efekcie zawartych w nich odwołań widzowie mogą nie potraktować jako wartości dodatkowej, bo same sceny raczej nie zachęcają do poszukania oryginałów, przekopywania innych rejestrów kultury. Jako że źródeł szukać nam przyjdzie w tej sferze kina i wideo artu, do której część widowni teatralnej raczej nie zagląda, obecność tych treści wydaje się wręcz zbyteczna. Wydaje mi się wręcz, że sięganie po element szokowania jest skazane na klęskę, bo ten chwyt stał się jeszcze bardziej w teatrze zużyty niż nieszczęsne sztuki Molière'a. Poza tym body horror, avant porn i związane z nimi media swoje najlepsze lata mają już chyba za sobą, a kino nowej ekstremy dotąd nie znalazło w Polsce większej publiczności, pozostając osobliwością obcej nam kultury Zachodu.
Marek S. Bochniarz
- Don Juan
- reż. Wiktor Bagiński
- Teatr Polski
- 27.03
© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2021