Kultura w Poznaniu

Teatr

opublikowano:

Odżywiaj się dobrze

"Tylko zjedz coś pożywnego", "Posyp ziemniaki natką pietruszki, to ta zielona część na górze bardzo zdrowa", "Kup sobie jakieś ładne buciki", "Pięknie śpiewałaś, ale mogłaś dać z siebie więcej", "W domu musisz się krzątać, mężczyźni to lubią"... Jedna śpiewała w czasie wolnym, na co dzień mając poważną, pewną pracę. Druga ze śpiewu i aktorstwa chciała żyć, choć to nie zawsze gwarantowało, że chleb zje z masłem. Piosenki mojej mamy, czyli w domu bez zmian Ewy Szumskiej to słodko-gorzki monodram, w którym dwie najbliższe sobie kobiety rozmawiają ze sobą na styku dwóch światów za pomocą starych piosenek, fotografii i listów.

Aktorka w zielonej, cekinowej sukience śpiewa do mikrofonu patrząc na muzyków. Za nią, na ekranie, wyświetla się czarno-białe zdjęcie tańczącej pary. - grafika artykułu
fot. BWPictures

Świecie nad Wisłą, 25 tys. mieszkańców, PRL-owski blok, czwarte piętro, dwupokojowe mieszkanie. W kuchni klasyczny taboret, w łazience żółta suszarka Farel, w pokoju dziennym meblościanka, na ławie kryształ i ptasie mleczko. Mała Ewa żyje w świecie wyobraźni, tańczy i śpiewa, marzy o tym, by w ogródku sąsiadki z parteru móc trzymać własnego konia, jak Pippi Langstrumpf. Powoli dojrzewa w niej myśl o zostaniu aktorką. Chce grać na scenie i śpiewać przed publicznością, jak jej mama, która na co dzień wprawdzie jest telegrafistką, ale w czasie wolnym jeździ z męskim zespołem na festiwale piosenki żołnierskiej i radzieckiej. Nim to się stanie, Ewa długo szuka swojego miejsca. By zadowolić mamę, która twardo stąpa po ziemi, dostaje się nawet na filologię bułgarską, ale w tajemnicy przed nią wciąż jeździ na przesłuchania i ćwiczy warsztat aktorski. Dopięła swego. Od 2000 roku jest aktorką Teatru Polskiego w Poznaniu, gdzie publiczność mogła oglądać ją w takich spektaklach jak m.in. Kotka na rozpalonym blaszanym dachu, Krakowiacy i Górale, Ulisses czy Nana.

Piosenki mojej mamy w wykonaniu Ewy Szumskiej to ponadgodzinna sentymentalna podróż w czasie. Jesteśmy w 1973 roku, kiedy mała Ewa przychodzi na świat i już na porodówce udowadnia, że ma kawał głosu; innym razem w 1979, kiedy doprowadza mamę do szaleństwa swoimi dziecięcymi fantazjami; za chwilę w 1996, na Przeglądzie Piosenki Aktorskiej we Wrocławiu, gdzie Szumska zdobywa drugą nagrodę ("Pięknie wyglądałaś, masz takie rewelacyjne nogi. Musisz pokazywać je częściej" - wyrokuje mama); by na koniec wrócić do współczesności i czytać na głos pisane pięknym kaligraficznym pismem listy od mamy, z obowiązkowym "P.S." na marginesie.

Tej karuzeli emocji i zdarzeń stale towarzyszą dwa tła - muzyczne i fotograficzne. Za plecami Szumskiej wolno przesuwają się zdjęcia z rodzinnego albumu. Widzimy na nich jej mamę, zatrzymaną naciśnięciem migawki w wiecznej młodości. Występuje na scenie, uśmiecha się szeroko, pozując na warszawskiej starówce w otoczeniu przystojnych chłopaków, ocieka wodą po tym, jak koledzy wrzucili ją do jeziora, całuje świeżo poślubionego męża - tatę Ewy. To nieobecna, ale niemalże równorzędna aktorka tego spektaklu. Obecna w odtwarzanych gestach, cmoknięciach i spojrzeniach, cytowana z pamięci i korespondencji. Odpowiedzialna za scenariusz i scenografię artystka nie koloryzuje rzeczywistości, a własnej matce nie stawia pomnika. Szybko orientujemy się, że relacja obu kobiet ma charakter szczególny, a przy tym tak bardzo znajomy. To miłość posypana z jednej strony niewypowiedzianą dumą i duchowym wsparciem, z drugiej - nadmierną troską i niekiedy podcinającą skrzydła krytyką. Nie ma w tym toksyczności, ale relacja matki i córki do idealnych również nie należy. Jedno jest pewne - mimo upływu lat są dla siebie ważne. Matka pisze do Ewy wzruszające listy, pełne okruchów codzienności i ciepłych uczuć ukrytych za opiekuńczym "Ale pamiętaj, codziennie zjedz jakiś owoc! W poniedziałek jabłko, we wtorek banan, w środę grejpfrut...". Córka, chcąc oszczędzić jej zmartwień, nie zdradza w odpowiedzi całej prawdy: "Złapałam dobrze płatną pracę", kłamie, choć śpi kątem u znajomych, a na obiad je kisiel. Każda troszczy się o tę drugą, choć ich definicje szczęścia i spełnienia nie zawsze mają wspólny mianownik.

Drugie tło Piosenek... to tytułowe szlagiery z epoki - Do łezki łezka Maryli Rodowicz, Serce to jest muzyk Ewy Bem, Krakowski spleen Maanamu. Każda wykonana w autorski, nieoczywisty sposób, z bardzo osobistą interpretacją Szumskiej. A skoro już o zaangażowaniu mowa - sporym atutem spektaklu jest aktywne uczestnictwo w nim Jacka Piskorza i Grzegorza Kopali. Muzycy nie tylko akompaniują na gitarze i klawiszach piosenkom w wykonaniu Szumskiej, ale też wchodzą z nią w dialog i różnego rodzaju interakcje. Kiedy artystka wraca do Poznania prosto z Aten, gdzie dała znakomity występ nagrodzony oklaskami sześciusetosobowej widowni, Piskorz zmienia się w sprzedawcę na lokalnym ryneczku, u którego ta kupuje warzywa i owoce. Sęk w tym, że Ewa nie może za nie zapłacić oklaskami i uznaniem publiczności, a to jedyna waluta, jaką w tamtym momencie dysponuje. Ot, życie artystki. A mama ostrzegała: "Znajdź sobie jakąś porządną pracę, nauczycielka albo pielęgniarka na przykład". Innym razem, kiedy lekarz oznajmia Szumskiej druzgoczącą diagnozę nowotworu jej mamy, Kopala zmienia się w echo powtarzające jego słowa w przygnębiającym, nawracającym niczym natrętna mucha ciągu medycznych nazw i terminów.

Okazuje się, że w zetknięciu z prawdziwymi artystami nawet tak skromna scenografia (czerwony dywan, taboret, mikrofon - na tym koniec) w zupełności wystarczy. Akcja spektaklu dzieje się całkowicie w naszej wyobraźni, co jest przeżyciem absolutnie niecodziennym. Z pewnością spora w tym zasługa opieki reżyserskiej Uli Kijak i dramaturgicznej Maliny Prześlugi - każdy gest i ruch sceniczny ma tu swoje miejsce i czas, jest w pełni przemyślany i uzasadniony, wręcz naturalny. Niby siedzimy na widowni, jesteśmy w teatrze, a jakbyśmy słuchali intymnych zwierzeń bliskiej przyjaciółki. Pomaga w tym kameralność Sceny Galerii - znać, że wybór miejsca również nie był przypadkowy. Publiczność raz się śmieje, raz przełyka ślinę. Szumska w sposób absolutnie genialny rozwija w Piosenkach... szeroką paletę swoich aktorskich możliwości, jej warsztat jest wprost imponujący, hipnotyzuje. Osobista opowieść o niełatwej, a jednak niemożliwej do zakwestionowania miłości jest tak uniwersalna, jak nierozerwalna jest więź rodzica z dzieckiem, niezależnie od rozwoju tej relacji w dorosłym już życiu.

Anna Solak

  • Piosenki mojej mamy, czyli w domu bez zmian
  • scenariusz: Ewa Szumska
  • opieka reżyserska: Ula Kijak
  • Teatr Polski
  • 14.02

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2024