Kultura w Poznaniu

Rozmowy

opublikowano:

Fenomen Hammershøia

- To rzeczywiście był skomplikowany proces, bo była to nie tylko pierwsza wystawa w Polsce, ale i w naszej części Europy. Rosnące zainteresowanie Hammershøiem na świecie przekłada się na trudność w zdobyciu jego obrazów - mówi Martyna Łukasiewicz, kuratorka wystawy Vilhelm Hammershøi. Światło i cisza w Muzeum Narodowym, która zwyciężyła w kategorii Wydarzenie kulturalne sezonu 2021/2022 w Plebiscycie IKS-a i portalu Kulturapoznan.pl.

. - grafika artykułu
Wystawa "Vilhelm Hammershøi. Światło i cisza", fot. Klaudia Strzyżewska

Gratuluję wygranej w imieniu redakcji IKS-a i portalu Kulturapoznan.pl.

Dziękuję bardzo, to niesamowite wyróżnienie!

Zacznijmy od początku. Jak trafiła Pani na Vilhelma Hammershøia?

Z obrazami Vilhelma Hammershøia zetknęłam się przy okazji badań nad duńską sztuką przełomu XIX i XX wieku. Miałam wtedy wiele okazji, żeby przebywać w duńskich muzeach i oglądać ich kolekcje.

To była miłość od pierwszego wejrzenia?

Zdecydowanie! Chyba nigdy nie zapomnę momentu spotkania z malarstwem Vilhelma Hammershøia. Przechodziłam przez kolejne sale Galerii Narodowej Danii i trafiłam do części galerii poświęconej w całości jego obrazom. Świat na chwilę się zatrzymał. To malarstwo naprawdę powoduje, że można wyłączyć się na moment z otaczającej rzeczywistości. Zaniemówiłam, stając przed jego obrazami, to było w pewnym sensie magiczne i przyciągające.

Pamięta Pani, który to konkretnie był obraz?

Akt siedzącej kobiety, który zresztą był u nas na wystawie, a jest bardzo rzadko pokazywany poza Danią. Ten akt był zestawiony z jednym z widoków wnętrz. W tamtym momencie to także było uderzające, bo wiedziałam, że Hammershøi związany był przede wszystkim z malarstwem wnętrz, więc ten kontrast tym bardziej mnie intrygował. Ale też to, że im dłużej patrzy się na te obrazy, tym więcej się odkrywa. Pamiętam późniejszą rozmowę z kuratorem Galerii Narodowej Danii, który też stwierdził, że obrazy Hammershøia mają w sobie coś takiego, że łatwo dać się unieść ich niesamowitej strukturze, kompozycji, relacji między kolorem i światłem. Tak też było w przypadku tego aktu, który choć w pierwszym momencie wydaje się wyłącznie szary, to im dłużej się patrzy, można dostrzec, jak spod tej warstwy szarości wydobywa się róż.

Gdy pierwszy raz widziałem płótna  Hammershøia, w Kopenhadze w roku 1985, miałem wrażenie, że znalazłem się w kadrach filmów Ingmara Bergmana. Co się zmieniło, że na nowo odkryto malarstwo duńskiego mistrza?

Hammershøi był zapomniany na długo po śmierci, dopiero lata 80. były czasem odkrywania go na nowo, początkowo przez samych Duńczyków. Wtedy też organizowane były pierwsze retrospektywne wystawy. Dla współczesnego odczytywania Hammershøia znacząca była także wystawa Hammershøi and Europe, która pokazała artystę w szerszym kontekście malarstwa europejskiego jego epoki. Cały czas też odkrywamy związki Hammershøia z fotografią czy filmem.

Poświęciła Pani trzy lata, by zorganizować wystawę  Vilhelm Hammershøi. Światło i cisza w Muzeum Narodowym w Poznaniu. To pierwsza jego wystawa w Polsce. Jak się to udało?

To rzeczywiście był skomplikowany proces, bo była to nie tylko pierwsza wystawa w Polsce, ale i w naszej części Europy. Niezwykle wymagające okazało się pozyskanie dzieł z tak wielu zagranicznych muzeów, w tym obrazów o szczególnej wartości narodowej czy nigdy wcześniej niewypożyczanych rysunków. Rosnące zainteresowanie Hammershøiem na świecie przekłada się na trudność w zdobyciu jego obrazów. To także najbardziej ceniony duński malarz, którego dzieła pobijają rekordy na rynku sztuki.

Jakie były refleksje osób zwiedzających wystawę?

Kontakt z publicznością to dla mnie najpiękniejszy moment wystawy. Miałam około setki spotkań z widzami, podczas których dyskutowaliśmy wspólnie o odbiorze malarstwa Vilhelma Hammershøia. Towarzyszyły temu rozmaite emocje. Wiele osób mówiło o możliwości wyciszenia się, innych przyciągała ich skandynawska atmosfera. Byli też widzowie, którzy znaleźli w tej wystawie coś kojącego, wyciszającego przy naszym tempie życia. Na tym właśnie polega fenomen Hammershøia, że jego malarstwo jest wciąż aktualne i uniwersalne, każdy może dostrzec w nim coś ważnego dla siebie.

Wystawie towarzyszyły warsztaty, które rozszerzały wiedzę o epoce i recepcji  Hammershøia. Jaki klucz Pani przyjęła w wyborze ich tematów?

Od początku zależało nam na zbudowaniu skandynawskiej aury wokół tej wystawy. Dlatego też zaprosiliśmy do współpracy wiele poznańskich instytucji, w których odbywały się wydarzenia towarzyszące, a także zorganizowaliśmy cykl w oddziałach Muzeum Narodowego. Odbyły się m.in. pokazy i wykłady wokół duńskiego designu, plakatu czy ilustracji, pokaz grafik Muncha i Zorna czy duńskiej porcelany, a także koncert fortepianowy miniatur Carla Nielsena.

Jaki był odbiór tej wystawy w świecie muzealników, biorąc pod uwagę choćby trudności logistyczne w przygotowywaniu ekspozycji? Czy wystawa Vilhelm Hammershøi. Światło i cisza pokazała, że Muzeum Narodowe w Poznaniu potrafi zorganizować projekty o randze - nie bałbym się tak jej nazwać - światowej?

Wiele ze światowych muzeów, które wypożyczały nam dzieła Hammershøia, współpracowało z nami po raz pierwszy, był to więc dla nas spory kredyt zaufania. Jednak tak dobry odbiór wystawy, zarówno ze strony publiczności, jak i partnerów, pokazuje, że możemy organizować międzynarodowe projekty. Wszyscy mamy chęć dalszej współpracy.

Rozmawiał Przemysław Toboła

*Martyna Łukasiewicz - doktorantka Zakładu Historii i Teorii Badań nad Sztuką w Instytucie Historii Sztuki UAM. Pochodzi z Ostrowa Wielkopolskiego, na co dzień pracuje w Muzeum Narodowym w Poznaniu. Trzy lata przygotowywała cieszącą się ogromną popularnością wystawę Vilhelm Hammershøi. Światło i cisza, którą można było podziwiać w Poznaniu od 21.11.2021 do 23.01.2022.

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2022