Napisałeś prawie sto kompozycji. Od muzyki współczesnej, przez teatralną, filmową, instalacje muzyczne, po operę. Skąd taka wszechstronność?
Od zawsze miałem wiele fascynacji. Gdy napotykam coś interesującego, to mam odruch, żeby się tym trochę pozajmować. Przez takie muzyczne ADHD faktycznie nazbierało się tego sporo...
Wielokrotnie mówiłeś, że nie chcesz się zamykać. Z jednej strony masz wykształcenie klasyczne...
Tak - dwa kierunki muzycznych studiów, habilitacja, mnóstwo kursów i rezydencji. Z drugiej strony punkrockowy rodowód i elektronika. Najciekawsze rzeczy dzieją się pomiędzy.
Opowiedz o Solastalgii - jednym z Twoich najświeższych dzieł.
O operze myślałem od dłuższego czasu. Od paru lat komponuję utwory, w których tekst i performatyka są istotną częścią. Opera była naturalną konsekwencją. Bezpośrednim impulsem było zaproszenie dyrektorki Teatru Wielkiego Renaty Borowskiej-Juszczyńskiej. Zależało nam na zabraniu głosu w kwestii katastrofy klimatycznej. Zainteresowało nas to, jak medialne narracje o klimacie wpływają na najmłodsze pokolenie. Szczególnie zwróciły naszą uwagę nowe psychologiczne nurty, które się z tym wiążą. Glenn Albrecht, kanadyjski naukowiec, stworzył nowy język opowiadający o katastrofie klimatycznej. I tu pojawia się piękne słowo "solastalgia", które mówi o lęku wywołanym tym, że stajemy się uchodźcami we własnym domu. Domu, który się zmienia nie do poznania.
Masz poczucie, że muzyka jest sprawcza?
Uważam, że tak. Sztuka to jedna z form zabierania głosu, tak ją rozumiem. Dlatego ostatnio zacząłem mieć poważne wątpliwości związane z ideą muzyki absolutnej, na której się wychowałem w Akademii Muzycznej. Taka sztuka staje się uroczym, lecz hermetycznym cechem rzemiosł dla wtajemniczonych. Nie zajmuje się rzeczywistością, a skutek jest taki, że rzeczywistość przestaje zajmować się nią. Muzyka współczesna staje się niszą niszy muzycznej. Musimy się zająć światem, wyjść z tego pokoju.
Jesteś akademickim anarchistą...
Zawsze! Ale tak na serio, to uważam, że akademie są potrzebne. Uczę kompozycji. Uważam, że to wciąż ma sens. Natomiast instytucje są do zreformowania. I tu pojawia się Kołorking Muzyczny, który jest rodzajem eksperymentu. Na początku ja go finansowałem, ale dość szybko miasto nas dostrzegło i wsparło. Poza tym jedyną walutą, którą się tu wymieniamy, są nasze nadwyżki czasu i zaangażowania. Dużo rzeczy się tam dzieje. Nie są tak dopracowane jak koncerty w wielkich salach czy instytucjach. W ogóle unikamy słowa koncert, który trochę stał się produktem w systemie obrotu sztuką muzyczną... Preferujemy raczej tzw. "otwarte próby" z publicznością.
Inną formą jest Sensorium, które przez półtora roku można było odwiedzać m.in. w Zamku.
Dla mnie obszarem kreacji jest nie tylko sama muzyka, ale też cała "maszyna muzyczna", czyli forma koncertu. To, jak w nim uczestniczymy, jak jest zorganizowany, gdzie stoją muzycy, to wszystko odtwarza relacje społeczne. Z tej perspektywy patrząc, Sensorium było próbą rozmontowania hierarchicznej sytuacji: scena, muzyk, publiczność, bilet, kasa. Sensorium to sytuacja antymasowa. Cały wysiłek tworzony jest dla jednego odbiorcy, jakby na przekór dyktaturze exelowych słupków, wyliczeń.
Jesteś artystą pełnym sprzeczności. Z jednej strony indywidualistyczne podejście, z drugiej - Polmuz - masowy.
Jest wiele muzycznych obszarów, które mnie kręcą, i gdybym miał więcej czasu, to byłoby ich dużo więcej. Chciałbym mieć starodawny punkowy band - choćby żeby grać covery Dead Kennedys. Trzonem mojego zainteresowania jest tworzenie nowych sytuacji muzycznych. Grałem w wielu zespołach. Później kompozycja mnie pochłonęła całkowicie. Polmuz przyszedł z propozycją powrotu do tej energii. Więc jest tu rock'n'rollowe granie w zespole, który jeździ na koncerty, i to jest fajne.
Ale stypendium Fulbrighta, wybitne i rzadkie w świecie artystycznym, wyniknęło właśnie z niechęci do tradycyjnych koncertów.
Z kalifornijskimi uczelniami mam regularne kontakty. Głównie ze Stanfordem i UC Berkeley. W ramach stażu w CNMAT Berkeley zaproponowałem projekt, który uznano za ciekawy, i zaproszono mnie na pół roku. Projekt dotyczył tego, jak zreformować formę koncertu w kierunku partycypacyjnej, interaktywnej formy otwartej. Czas przełamać tę z góry ustaloną, linearną strukturę zdarzeń muzycznych, w których publiczność jest sprowadzona do roli biernego konsumenta. Po doświadczeniu internetu, wszechobecnej interaktywności, to, że 90 procent zdarzeń muzycznych wygląda w ten sposób, wydaje się jakimś anachronizmem. Niezależnie od typu muzyki wygląda to tak samo od 200-300 lat. Problemem jest brak wygodnych, technicznych możliwości, by publiczność mogła być w kontakcie z muzykami, by dostawała do ręki narzędzia współtworzenia tego nowego muzycznego spotkania. Trzeba je wymyślić. Ja do utworów tworzę konsole na telefony. Słuchacze w czasie koncertu wysyłają informacje do muzyków, w którym kierunku utwór ma ewoluować. Muzycy muszą się nauczyć wszystkich możliwych ścieżek, kompozytor napisać dużo więcej, niż zostanie zagrane, ale za to każde wykonanie jest inne. To badania nad partycypacyjną funkcją koncertu - społeczny wymiar takiej ewolucji wydaje mi się ważny. I to zostało docenione stypendium Fulbrighta.
A czym jest Pracownia Telematyczna?
To pracownia na Akademii, którą chciałbym rozwijać w kierunku muzycznych zdarzeń telematycznych. Pandemia pokazała, jak potrzebne są narzędzia, dzięki którym moglibyśmy mieć próby i grać przez internet z różnych miejsc na ziemi. Dziś "wspólne" wykonania w sieci nie są możliwe w czasie rzeczywistym. Na razie. Po to eksperymentujemy. Działania pracowni dziś to projekt Maszyna Koncertowa, który ma dać niezależnym muzykom możliwość tworzenia utworów interaktywnych w internecie, oraz moje regularne koncerty telematyczne z muzykami ze Stanfordu.
A co dla Ciebie znaczy Nagroda Artystyczna Miasta Poznania?
Znaczy dla mnie zadziwiająco dużo. Nie jestem poznaniakiem. Do Poznania przeniosłem się prawie 30 lat temu. Współtworzyłem tu masę projektów, fundację, festiwal, dwa pierwsze poznańskie zespoły muzyki współczesnej (an_ARCHE i Sepia Ensemble), pracowałem z większością instytucji kultury. Świetnie jest się dowiedzieć, że ktoś to dostrzega. Dzięki tej nagrodzie poczułem, że jestem u siebie.
Rozmawiała Agnieszka Nawrocka
*Rafał Zapała - kompozytor, artysta dźwięku, improwizator, doktor habilitowany sztuki muzycznej, profesor Akademii Muzycznej w Poznaniu, stypendysta Fulbright Senior Award 2021, laureat Nagrody Artystycznej Miasta Poznania 2022.
© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2022