Kultura w Poznaniu

Rozmowy

opublikowano:

ALE KINO. Stalinizm oczami dziecka

- W naszym społeczeństwie nadal tkwią traumy związane ze stalinizmem, których nie udało się nam pozbyć - mówi Moonika Siimets* z Estonii, reżyserka filmu "Mała towarzyszka", prezentowanego w programie festiwalu Ale Kino!

. - grafika artykułu
"Mała towarzyszka", reż. Moonika Siimets

Dlaczego zdecydowałaś się zrobić film dotyczący okresu stalinizmu w Estonii, który będzie skierowany do młodej publiczności?

Gdy robiłam ten film, nie myślałam o tym, do kogo ma być skierowany. Chciałam opowiedzieć tę historię - tyle, że jej głównym bohaterem było akurat dziecko. Myślałam wtedy, że to raczej film dla dorosłych. Okazało się jednak, że w Estonii dzieci i młodzież dobrze go rozumieją. Było to dla mnie pozytywne zaskoczenie.

Dlaczego chciałaś zrobić ten film?

To adaptacja autobiograficznej książki Leelo Tungal "Mała towarzyszka". Bardzo mocno mnie poruszyła. Pomimo tego, że urodziłam się trzydzieści lat później, w trakcie lektury odczułam bliski związek z własnym dzieciństwem. W naszym społeczeństwie nadal tkwią traumy związane ze stalinizmem, których nie udało się nam pozbyć. Ja sama też dźwigam traumę odziedziczoną po babce. Zrobienie tego filmu było dla mnie próbą sprawienia, aby nasze społeczeństwo choć trochę się z tego mogło mentalnie wyzwolić.

Jako Polacy powinniśmy zazdrościć Estończykom "Małej towarzyszki". W naszym kraju nie powstał żaden tak subtelny film o okresie stalinowskim odpowiedni dla dzieci. Czy na autobiografię Leelo Tungal natrafiłaś po lekturze jej książek dla dzieci, czy był to dla ciebie pierwszy kontakt z jej twórczością?

Po prostu odkryłam tę książkę - natknęłam się na nią jedenaście lat temu. Marzyła mi się wtedy realizacja pełnometrażowej fabuły, bo miałam już za sobą krótkie metraże. Dotarło do mnie, że naprawdę chciałabym dokonać adaptacji właśnie tej książki. Po lekturze nie mogłam spać kilka nocy z rzędu. Absolutnie przykuła moją uwagę - zastanawiałam się, jak można przełożyć te doświadczenia i przeżycia dziecka na język kina.

Od czego zaczęłaś?

Około sześć lat temu ogłoszono wielki projekt związany ze 100-leciem uzyskania niepodległości przez Estonię. Zdecydowano, że z tej okazji zostanie zrealizowanych pięć filmów fabularnych o większym budżecie niż typowy dla naszego przemysłu. Do Estońskiego Instytutu Filmowego napłynęło wówczas kilkaset zgłoszeń. Wraz z moim producentem uznaliśmy, że ta historia też jest odpowiednia, zgłosiliśmy nasz projekt - i został wybrany! Cały konkurs trwał przez trzy lata i wymagał bardzo dużo pracy. Byłam zdziwiona, że w ten sposób udało mi się zrobić swój debiut pełnometrażowy.

Czy w estońskim kinie powstawały wcześniej filmy dotyczące stalinizmu?

W latach 90. powstał chyba jeden. Potem długo nikt się tym tematem nie zajmował. Dopiero gdy zaczęłam pisać scenariusz, wyszło kilka filmów o tym okresie. Jeden z nich, czarno-biały i artystyczny, nazywał się "Na skrzyżowaniu wiatrów". Oczywiście żaden z nich nie przyjmował perspektywy dziecka. Były bardziej okrutne i... nie powiem, że trudne, bo "Mała towarzyszka" też nie jest lekkim filmem. Chciałam jednak opowiedzieć o tych trudnych kwestiach w inny sposób. Pojawiają się w tle i rozumiemy je, ale jako dziecko - nie postrzegamy ich jednak tak samo.

Jak na ten film zareagowała dziecięca publiczność w Estonii? Wspomniałaś, że również dzieci mogą zrozumieć, o co w nim chodzi.

Jest tak może dlatego, że cały czas widzą na ekranie dziecko i poprzez tę postać łatwiej jest im zrozumieć całą resztę. Poza tym, w trakcie realizacji tego filmu dwa razy zostałam matką. Było to dla mnie bardzo interesujące doświadczenie. Mogłam dzięki temu lepiej zrozumieć perspektywę dziecka. A uważam, że często nie doceniamy tego, ile może zrozumieć. Być może dzieci pewnych spraw nie pojmują bezpośrednio, ale rozpoznają związane z nimi emocje. Gdy słuchałam muzyki do swojego filmu, moje trzyletnia córeczka zapytała "Mamo, czego słuchasz?". "To muzyka do mojego filmu" - wyjaśniłam. Powiedziała mi: "Och, jest bardzo smutna. To bardzo smutny film".

Moim zdaniem dzieci bardzo dobrze rozumieją mój film. Oczywiście - zadają pytania: jak to możliwe, że czyjaś matka zostaje zabrana i to wszystko może się dziać. Sześcio- czy ośmiolatki często oglądają ten film w Estonii i potem rozmawiają z rodzicami o historiach rodzinnych - o tym, co przytrafiło się ich dziadkom. W ten sposób zaczynają interesować się przeszłością.

To bardzo ciekawe, bo na festiwalu w Poznaniu kategoria wiekowa dla "Małej towarzyszki" to "od 14 lat".

W Estonii i Finlandii przyznano temu filmowi niższą kategorię wiekową - chyba od dziewięciu lat. Ale nie ma to tak wielkiego znaczenia - rodzice i tak przyprowadzą młodsze dzieci.

Jak łączyłaś macierzyństwo z pracą przy filmie?

Było to bardzo trudne. To dziwne przeżycie - bo jest się w pewnym sensie w rękach Boga. Tak się złożyło w moim życiu, że wszystko przyszło w nim równocześnie. Czasem myślisz sobie "tak, chciałabym kiedyś zostać matką" czy "no, zrobiłabym film". U mnie stało się to ot tak - i nic nie mogłam na to poradzić.

Moja rodzina bardzo mnie wspierała. Mąż dużo mi pomagał. Gdy nasz syn miał sześć miesięcy, spędzał z nim czas w domu, aż ten ukończył roczek. Dzięki temu mogłam zająć się castingiem i innymi sprawami. Moja matka świetnie sobie radzi z dziećmi i opiekowała się nimi w trakcie zdjęć.

Scenariusz zaczęłam pisać, gdy moje dziecko miało dwa miesiące. Spało w tym samym pokoju co ja. Wiedziałam, że jak je nakarmię, to będzie spało około dwie godziny, a ja muszę w tym czasie skupić się i pisać bardzo szybko [śmiech]. W ogóle nie było mowy o poszukaniu inspiracji. Po prostu trzeba było pisać i nie marnować cennego czasu na rozmyślania.

Ostatniego dnia zdjęć moja opiekunka zaspała i nie przyszła do naszego domu. Mieliśmy wtedy kręcić za miastem - trzeba było pokonać ze sto kilometrów. Gdy operator wpadł mnie odebrać zapytałam go "co robimy?". Uznał, że zabierzemy dzieci ze sobą. Zawinęłam je w kocyk. Miały wtedy po 2 i 4 lata. To był dla nich bardzo ciekawy dzień, który spędziły na wsi, obserwując zwierzęta i ptaki. Wszystko poszło cudownie - mimo tego, że byłam nerwowa. Od tego czasu zaczęłam bardziej ufać swoim dzieciom.

rozmawiał Marek S. Bochniarz

* Moonika Siimets - estońska reżyserka i scenarzystka. Ukończyła Baltic Film and Media School na Uniwersytecie Tallińskim. Uczestniczyła też w warsztatach Judith Weston ze scenariopisarstwa i reżyserii w Los Angeles. Ma na koncie dokumenty, seriale telewizyjne i krótkie metraże, w tym "Czy to ty?", "Ostatni Romeo", "Różowy kardigan". Wzięła udział w projekcie "Korzenie", w ramach którego sześć estońskich reżyserek zrealizowało nowele dokumentalne.

  • "Mała towarzyszka"
  • reż. Moonika Siimets
  • Multikino 51
  • 3.12
  • kolejny seans: 6.12, g. 17

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2019