Taka przynajmniej jest perspektywa osoby, która znalazła się na samym szczycie artystycznego olimpu. Lydia bowiem, można rzec, osiągnęła już wszystko - łącznie z tym, że jako pierwsza kobieta w historii została główną dyrygentką orkiestry Filharmonii Berlińskiej. Jej wybrane osiągnięcia, tuż przed wspomnianym wywiadem, wylicza zresztą dziennikarz, co zajmuje jakieś 2-3 minuty ekranowego czasu. Teraz Tár przygotowuje się do ostatniego etapu swojego monumentalnego projektu - nagrania wszystkich symfonii Gustava Mahlera z jedną i tą samą orkiestrą. Nagrane zostały już wszystkie poza piątą, najtrudniejszą, a w finalizacji przeszkodziła jej pandemia. Teraz, miesiąc przed koncertem, wydaje się, że wszystko idzie zgodnie z planem, ale jedno tragiczne zdarzenie, do którego Tár się przyczyniła, i wiszący w powietrzu skandal, sprawiają, że stopniowo traci ona kontrolę nad swoim życiem - zarówno prywatnym, jak i zawodowym.
Lydia dyryguje nie tylko orkiestrą, ale także całym otoczeniem, również życiową partnerką. Wszak wiadomo, że wybitnemu artyście wolno więcej. W przeciwieństwie jednak do Terence'a Fletchera z Whiplash nie rzuca instrumentami w tych, co się z nią nie zgadzają, lecz gra subtelne, choć równie brzemienne w skutki nuty. Najwyraźniej widać to w scenie, w której finezyjnie sprowadza do parteru studenta odrzucającego muzykę Bacha z uwagi na jego zawikłania kulturowe i biografię. Pytania stawiane przez reżysera o naturę władzy rodzą tym samym kolejne: o to, czy wybitnego artystę można oceniać wyłącznie przez pryzmat tworzonej przezeń sztuki, w oderwaniu od moralności jego postępowania.
Stwierdzenie, że Cate Blanchett stworzyła rolę wybitną, byłoby bardzo nieścisłe. Laureatka dwóch Oscarów przyzwyczaiła już widzów do tego, że tworzy wspaniałe i niezapomniane postacie, a różnica między nimi tkwi w tym, jak zostaną napisane. Wedle tego kryterium Lydia Tár jest jedną z najważniejszych kreacji w jej filmografii - ogrom niuansów, które prezentuje widzowi, pod batutą reżysera i scenarzysty Todda Fielda, który ponoć pisał Lydię specjalnie z myślą o Blanchett, pokazuje, że nie mamy do czynienia z potworem w ludzkiej skórze, lecz postacią tyleż genialną, co tragiczną. Za jej destrukcyjną siłą w realnym życiu, stojącą w kontrze do wybitnej wrażliwości na polu sztuki, skrywa się bowiem prawdopodobnie poczucie bezradności. Zapewne również nieprzepracowane krzywdy i - jak zasugerowała aktorka w jednym z wywiadów - nieumiejętność przebaczania.
Pierwsze partie Tár są mocno przegadane - rozmowy teoretyczne o sztuce satysfakcjonują koncepcyjnie, ale stosunkowo długo trzymają dramaturgię w ryzach. Kiedy jednak fabuła rusza do przodu, to bez fałszywego kroku. Nie prowadzi do jednoznacznych osądów, rozstrzygnięć o winie czy wskazywania etycznych granic. W jednej ze scen, w której bohaterowie rozmawiają - a jakże - o sztuce, pada stwierdzenie, że to pytania, a nie odpowiedzi, angażują umysł odbiorcy. Konsekwentnie wedle tej filozofii Todd Field zrealizował opowieść o światowej sławy fikcyjnej dyrygentce.
Adam Horowski
- Tár
- reż. Todd Field
© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2023