Kuba Mikurda, filmoznawca, tłumacz, autor wielu książek o kinie i reżyser, w swoim drugim dokumencie przybliża kulisy powstawania największego nieukończonego dzieła czasów PRL-u, choć opowieść, którą snuje autor Love Express. Przypadek Waleriana Borowczyka daleka jest od faktograficznego zapisu. Nie ma tu zwartej struktury, jednoznacznych tez i wniosków - z materiałów archiwalnych oraz z rozmów z rodziną, przyjaciółmi, ludźmi, którzy uczestniczyli w tym projekcie, wyłania się przede wszystkim obraz monumentalnego, niemożliwego wręcz przedsięwzięcia, w którym przecinają się konteksty artystyczne, kinematograficzne, prywatne, polityczne, a nawet szamańskie i mistyczne.
Wszystkie one łączą się w osobie Andrzeja Żuławskiego - niekwestionowanego wizjonera kina o bezgranicznym ego ("Kino to ja" - stwierdził w jednym z francuskich wywiadów), niezdolnym na swojej artystycznej ścieżce do żadnych kompromisów. Jego współpracownicy drżeli przed nim, a akt twórczy był dla niego zawsze czymś totalnym - od Andrzeja Seweryna, odtwórcy głównej roli, ale i innych członków ekipy, wymagał absolutnego podporządkowania i poświęcenia, co oznaczało, że po skończonej pracy aktor nie powinien być w stanie wstać o własnych siłach. Podczas zdjęć kręconych w kopalni w Wieliczce cała ekipa przez wiele tygodni pracowała bez dostępu do światła, co wielu okupiło depresją, a mimo to byli skłonni pójść za reżyserem w ogień. Żuławski był bowiem na planie niczym prorok, mistyk, który oferuje ludziom nie tyle pracę, co uczestnictwo w wyjątkowej idei, w niespotykanym akcie zbiorowej kreacji, którego celem było stworzenie nie tyle dzieła filmowego, co alternatywnej rzeczywistości.
Reżyser Diabła, po upokorzeniu, jakiego doznał ze strony władz PRL-u, do swojego życiowego projektu mógł wrócić dopiero po 11 latach. Nie było jednak do czego wracać - nie było już kostiumów, scenografii, ekipy, która mogłaby dokończyć film, nie było też tego twórczego szaleństwa, któremu zbiorowo poddali się wszyscy członkowie ekipy w drugiej połowie lat siedemdziesiątych. Żuławski zastąpił więc brakujące fragmenty narracją z offu i wypuścił okrojone Na Srebrnym Globie, które do dziś pojawia się w niektórych zestawieniach najciekawszych artystycznych filmów science fiction. Zarówno ono, jak i dokument Kuby Mikurdy, wyraźnie pokazują, że zestawianie niedokończonego dzieła z Gwiezdnymi wojnami nie powinno mieć racji bytu - wizja Żuławskiego była zbyt pesymistyczna i zbyt bogata w konteksty filozoficzne, by podbiła świat popkultury na równi z produkcją George'a Lucasa. Może więc byłoby Na Srebrnym Globie brakującym ogniwem między 2001: Odyseją kosmiczną Kubricka a Łowcą androidów Ridleya Scotta. Na zawsze pozostanie jedynie największym niezrealizowanym marzeniem wielkiego twórcy, jak i polskiej kinematografii.
Adam Horowski
- Ucieczka na Srebrny Glob
- reż. Kuba Mikurda
© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2021