Wszystkie produkty używane do przygotowywania dań w Hawthorn pochodzą właśnie z tej wyspy - to tu z miłością pielęgnowane są warzywa, z pasją i czułością łowi się ryby i pozwala się dojrzewać różnym rodzajom mięs. Kolacja kosztuje majątek i trwa wiele godzin, a miejsc jest tylko dwanaście. Tego wieczoru przybywają tu między innymi znana krytyczka kulinarna ze swoim wydawcą, trzech zamożnych pracowników korporacji, gwiazdor kina i jego sekretarka, dwoje starszych zamożnych ludzi, można rzec: stałych bywalców, a także wielki fan szefa kuchni Tyler i jego niezbyt pasująca do tego miejsca towarzyszka Margot. Szef kuchni Slowik tym razem przygotował dla swoich gości coś spersonalizowanego i wyjątkowo zaskakującego. Jednak z pewnością niektórym nie w smak będzie czekająca na nich niespodzianka.
Po samym opisie nietrudno się domyślić, że Menu ma być satyrą na wyższe sfery, zblazowanych bogaczy, którym nie wystarcza wyjście do nawet najlepszej restauracji - wszak zawsze może być lepiej, można przecież wykupić miejsce w epikurejskim salonie smaków czy też biomie kulinarnych odkryć. I rzeczywiście - ciężko polubić aroganckich gości w Hawthorn, może poza wyróżniającą się Margot, graną przez błyszczącą talentem, ale i modowym gustem Anyę Taylor-Joy (jej bojówki w zestawieniu z elegancką suknią wyglądają wspaniale). Partneruje jej Nicholas Hoult, który tylko potwierdza swoje predyspozycje do komediowych ról.
Na pierwszym planie jest także Ralph Fiennes, czyli szef kuchni Slowik, tak demoniczny, że mógłby uczyć musztry sierżanta Hartmana z Full Metal Jacket, i tak utalentowany, że Gordon Ramsay w swoim prime timie mógłby mu czyścić buty. Jego dania są estetycznie zachwycające i na dodatek odpowiednio wyeksponowane, co podkreślają filmowe zdjęcia - każde bez wyjątku mogłoby uświetnić dowolne influencerskie instagramowe konto. Nie o samą estetykę tu wszak jednak chodzi - jako że mamy do czynienia z czarną komedią, z każdym daniem robi się coraz bardziej krwawo i makabrycznie.
Mogłoby też być Menu metaforą totalitarnego państwa, ale nie ma co ukrywać, najważniejszy jest w tej produkcji aspekt rozrywkowy. A zatem sam punkt wyjścia, a także rozwinięcie, wyczekiwanie na kolejne upiorne pomysły kulinarnego szaleńca-geniusza, są filmowo satysfakcjonujące, choć finał już nieco zbyt mocno pogrąża się w absurdzie. Nie zmienia to faktu, że warto - dla całkiem oryginalnej wersji domu/wyspy pułapki, dla Fiennesa, Houlta i Taylor-Joy, dla wyjątkowo smakowitych ujęć i zwyczajnie dla przedniej rozrywki.
Adam Horowski
- Menu
- reż. Mark Mylod
© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2022