Kultura w Poznaniu

Opinie

opublikowano:

PROSTO Z EKRANU. Smutny dancing

Tytułowe Rimini to włoski kurort nad brzegiem Adriatyku, który po sezonie wygląda dokładnie tak, jak główny bohater filmu, Richie Bravo, po zejściu ze sceny - przygnębiająco, samotnie i smutno.

/ - grafika artykułu
fot. materiały dystrybutora

Ulrich Seidl jak zawsze nie owija w bawełnę. Tym razem autor takich zapadających w pamięć obrazów jak trylogia Raj (Wiara, Nadzieja, Miłość), W piwnicy i Safari, po kilkuletniej przerwie znów sięga po fabułę, która równie dobrze mogłaby być i dokumentem, tak dosłownie pokazuje rzeczy takimi, jakimi w istocie są. Główny bohater Rimini, Richie Bravo (w tej roli genialny Michael Thomas!), to podstarzały austriacki piosenkarz, który na życie zarabia wykonywaniem światowych szlagierów dla grup zorganizowanych we włoskim kurorcie.

Ponieważ publiczności poza sezonem ma jak na lekarstwo, utrzymuje się ponadto ze sprzedaży gadżetów ze swoim dawno już przebrzmiałym wizerunkiem, podnajmowania willi w której mieszka, a nawet świadczenia usług seksualnych starszym kobietom. Poznajemy go w momencie przełomowym - w drodze powrotnej do rodzinnej Austrii, gdzie pogrzeb matki staje się okazją do spotkania dawno niewidzianego brata i ojca, na co dzień mieszkającego w domu opieki i zmagającego się z postępującą demencją.

Wróćmy jednak do Rimini, gdzie Richiego odnajduje córka, Tessa, którą wraz z matką porzucił w dzieciństwie na rzecz hulaszczego trybu życia, a która po latach żąda od niego zadośćuczynienia, czyli mówiąc krótko... pieniędzy. Jako że pieniądze są ostatnią rzeczą (zaraz po sukcesie i relacji z drugim człowiekiem), którą Richie posiada, problemy zdają się piętrzyć jeszcze bardziej. Mężczyzna posunie się o krok dalej we własnym upodleniu by je zdobyć. Ale o tym przekonacie się już sami oglądając film - o ile naturalizm i brutalizm w wykonaniu Seidla nie będzie dla Was nie do zniesienia.

Filmowe Rimini jest bowiem dokładnie takie, jakiego moglibyśmy spodziewać się po austriackim reżyserze - jest zimno, ciągle wieje i pada, na każdym kroku koczują bezdomni imigranci z Afryki, którzy nie mają gdzie się podziać, a architektura i ludzie starzeją się naprawdę brzydko. Niech Was nie zwiedzie pozorna wesołkowatość głównego bohatera, który odziany w brokatowe garnitury w stylu Elvisa, z tlenionymi włosami i mikrofonem w ręku próbuje rozruszać swoich podstarzałych fanów rzucając w ich kierunku kilka znanych sobie włoskich zwrotów i stawiając wszystkim kolejkę przy barze. Kiedy gasną światła Richie wraca do pustego domu, gdzie topi smutki i żal za gasnącym blaskiem własnej kariery w alkoholu i wspomnieniach dawnej świetności.

A przecież i tak - zdaje się mówić nam Seidl - szamoczący się z własnym życiem Richie jest przedstawicielem tej bogatej części europejskiego społeczeństwa, której problemy są niczym w porównaniu z bezruchem i marazmem jaki emanuje z grup imigrantów błąkających się po Rimini jak widma turystów, którzy wyjechali stąd już dawno i być może nigdy tu nie wrócą.

Anna Solak

  • Rimini
  • reż. Ulrich Seidl

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2022