Za znakomity Uciekaj! zasłużenie otrzymał Oscara za scenariusz oryginalny, ale w przypadku To my posunął się już zdecydowanie za daleko w wywijaniu ostrzem krytyki, które osobiście połamał w scenie obnażającej liczne dziury i nielogiczności fabularne. Szybko wyciągnął jednak odpowiednie wnioski, zweryfikował schematy, którymi się dotychczas posługiwał, i zwrócił się w stronę gatunkowych korzeni.
Po tragicznej śmierci ojca Otis Junior oraz jego niesforna siostra Emerald próbują za wszelką cenę utrzymać zadłużone, znajdujące się od pokoleń w rękach ich rodziny ranczo. Zadanie to utrudnia fakt, że w okolicy coraz częściej dochodzi do zagadkowych i trudnych do wyjaśnienia zdarzeń. Tymczasem Ricky Park, właściciel położonego nieopodal westernowego parku rozrywki, przyciąga klientów wyjątkowym show, w trakcie którego przekonuje zebranych o swoich kontaktach z pozaziemską cywilizacją. W historii pojawia się także oswojony szympans Gordy, który dwie dekady wcześniej podczas nagrywania jednego z odcinków sitcomu, którego był gwiazdą, wpadł w szał i zmasakrował część ekipy.
Te trzy wątki wraz z rozwojem fabuły łączą się w całość w filmie stanowiącym mieszankę horroru, sci-fi oraz spielbergowskiego kina nowej przygody. Próba reinterpretacji klasycznego motywu UFO wydaje się w dzisiejszych czasach ryzykowna - wszak metafora zagrożenia przybywającego z przestworzy wyczerpała się wraz z zakończeniem zimnej wojny, a globalne bolączki współczesności mają zupełnie inny charakter - niemniej Peele wychodzi z podjętego wyzwania na tarczy. Reżyser zrezygnował bowiem z wcześniejszych krytycznospołecznych ambicji oraz szczegółowego objaśniania niuansów fabularnych, które w kinie spod znaku grozy rzadko się sprawdza. Zamiast tego słusznie postawił na obraz, klimat i bohaterów.
Za ten pierwszy współodpowiedzialnym uczynił operatora Hoyte'a van Hoytemę, absolwenta łódzkiej filmówki, zdobywcę Oscara za Dunkierkę, który doskonale uchwycił ducha opowieści - jego zdjęcia współtworzą odpowiednią atmosferę czającej się w zjawiskach pogodowych grozy, a on sam umiejętnie lawiruje między wizualnym odsłonięciem zagrożenia a niedopowiedzeniem. Hoytema ma zresztą w filmie swoje alter ego w postaci wybitnego operatora Anta Holsta - brawurowo zagranego przez Michaela Wincotta geniusza i szaleńca, bohatera dlatego fascynującego i wyjątkowego, że na wskroś filmowego (z pewnością w żadnym innym medium taka postać nie miałaby racji bytu).
Peele w swoim najnowszym filmie żongluje więc gatunkami, całkiem udanie bawi się nawiązaniami do klasyki mniej ambitnego kina, tworzy wewnątrzfilmowe metafory i, co najważniejsze, serwuje kawał porządnej, bezpretensjonalnej rozrywki. Udowadnia, że To my było tylko chwilową zniżką formy, a on sam wciąż pozostaje jednym z najciekawszych i najbardziej kreatywnych współczesnych twórców kina grozy.
Adam Horowski
- Nie!
- reż. Jordan Peele
© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2022