Kultura w Poznaniu

Opinie

opublikowano:

JA TU TYLKO CZYTAM. Wszystko co widać pod pojedynczą poziomą linią

Cudze słowa Wita Szostaka są książką niesamowitą. I to wielu płaszczyznach. A główny bohater, wokół którego autor buduje całą historię, tak naprawdę nie jest chyba najważniejszy. Nie wiem, czy czytałam cokolwiek lepszego w 2020 roku.

. - grafika artykułu
rys. Marta Buczkowska

Zadziwień i zaskoczeń nie ma w tej fabule końca, mimo że to nie książka sensacyjna, lecz opowieść o człowieku. Oto Benedykt, facet koło czterdziestki. Ma swoje pasje, miłości, lubi śródziemnomorskie smaki. Życie Benedykta jest raz mniej, raz bardziej zagmatwane, jak to życie facetów koło czterdziestki. Generalnie banał. Bohater zdaje się pospolity, chwilami wręcz nudnawy. Ale to tylko pozory! Bo Wit Szostak stworzył opowieść doskonałą pod względem formy.

Choć Cudze słowa są portretem Benedykta, to tak naprawdę dostajemy siedem różnych portretów, a w konsekwencji siedmiu różnych Benedyktów. Czy to bardziej ten znany krakowski restaurator, rozsmakowany dosłownie i w przenośni w Śródziemnomorzu? A może jednak mężczyzna, o którym opowiadają nam jego życiowe partnerki w różnych okresach życia? I czy ten Benedykt ma jeszcze coś wspólnego z opowieścią ojca o jedynym synu?

Jest tu też Benedykt - ukochany uczeń mistrza, profesora filozofii. Jest i Benedykt - kolega z lat dziecięcych Jakuba. Każdy z tych portretów to literacki majstersztyk - Wit Szostak nieraz tak bawi się formą, tak do granic wytrzymałości rozciąga język polski, że nie sposób odegnać od siebie myśli, czy jakikolwiek tłumacz nie poległby przy tej książce. Taka jest opowieść Magdy. Jakub ma swój pospieszny rytm opowieści, jakby cały czas przed czymś uciekał. Przez ojca Benedykta nieraz płakałam podczas lektury, gdy sięgał do najdalszych i najgłębszych wspomnień. A Weronika... Weronika pisze i skreśla. Który to zabieg zdaje się zresztą zapowiadać wspaniale graficznie zaprojektowana okładka książki. I co tu czytać? Tylko cudze słowa, które zostały? A może jednak i to wszystko, co wciąż widać pod pojedynczą poziomą linią? Autor zdaje się dawać nam wybór. Nie zmarnujcie tego...

Kim tak naprawdę jest bohater Cudzych słów? I czy dowiecie się tego, gdy skończycie lekturę książki Szostaka? To są trudne pytania, na które niełatwo znaleźć odpowiedź. Chwilami podczas lektury miałam wrażenie, że autor stawia przed nami lustro. Zmusza - niejako poprzez postać Benedykta, którą kreśli na swój sposób kilkoro malarzy - do zastanowienia, kto i jak opowiedziałby o nas samych. Kim jesteśmy, kim byśmy byli, gdyby opowieść o nas mieli snuć inni ludzie? Ten wgląd w samych siebie, w portret człowieka, jest w Cudzych słowach niesłychanie mistrzowsko skonstruowany.

A jakby tego było mało, książka Wita Szostaka nie jest jedynie introwertyczną historią, skupioną na pojedynczej postaci i jej mikroświecie. To, niejako przy okazji, opowieści o każdym malarzu - życiowych partnerkach Benedykta, kolegach z podstawówki i ze studiów, wpatrzonych w niego młodych ludziach... Te opowieści mogą nam się złożyć w spójny obraz, lecz wcale nie muszą.

Jest tu też refleksja ojcowska, chwilami bardzo głęboka. Dzięki niej uświadomiłam sobie, co czują rodzice, gdy dorosłe już dzieci opuszczają rodzinny dom. Tę perspektywę powinien poznać każdy, kto jest rodzicem.

Wreszcie Wit Szostak daje nam też w Cudzych słowach - na nie wiem już której płaszczyźnie opowieści - obraz życia w PRL-u. I to zarówno w wielkomiejskich blokowiskach, jak i w mniejszych miejscowościach, gdzie głównym życiowym marzeniem młodych jest wyrwać się jak najprędzej. Ta książka to też rzut oka na polską transformację lat 90. Znów jakby mimochodem i przez przypadek patrzymy, jak w nowych warunkach odnaleźli się (bądź nie) niektórzy z nas.

Ta nieskończona ilość poziomów i płaszczyzn książki Wita Szostaka powoduje, że Cudze słowa są opowieścią niesłychaną. Wartą uważnego, niespiesznego czytania, dzięki któremu można delektować się słowem.

Aleksandra Przybylska

  • Wit Szostak, Cudze słowa
  • Wydawnictwo Powergraph

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2021