Kto wie, czy i kiedy doczekalibyśmy się zebrania w jednym miejscu kilku przemów Mariana Turskiego, gdyby nie - jakże zacny - jubileusz 95. urodzin autora, którego życie każe wierzyć w cuda. Kto wie, czy i kiedy byśmy się doczekali, gdyby nie ubiegłoroczne wystąpienie Turskiego przy okazji 75. rocznicy wyzwolenia Auschwitz, gdy prostotą i siłą przekazu o XI przykazaniu "Nie bądź obojętny" autor pokazał nam nie tylko historię obozów koncentracyjnych, ale i to, w jakim miejscu w wielu sprawach społecznych jesteśmy dziś.
Urodzony w 1926 roku polski historyk, dziennikarz i działacz społeczny żydowskiego pochodzenia był nastolatkiem, gdy wybuchła II wojna światowa. W 1944 roku trafił do Auschwitz, a dzień, w którym się to stało, był - jak pisze sam Turski - "najszczęśliwszym dniem w jego życiu". Tego dnia bowiem w obozie koncentracyjnym ci, którzy dali sobie prawo do decydowania o życiu i śmierci innych ludzi, nastoletniego Turskiego posłali w stronę życia. Inaczej niż jego ojca i braciszka. Potem były dwa marsze śmierci i - już w połowie lat 60., gdy Turski był na stypendium w USA - słynny marsz protestu Afroamerykanów z Selmy do Montgomery. Wreszcie szeroko zakrojona działalność społeczna, którą sam Turski określa chyba najtrafniej już w tytule jednego z tekstów - Pamiętać, ale nie być pamiętliwym. Gdzieś po drodze przydarzyła się i prawdziwa wiara w komunizm, i możliwość emigracji do USA, z której jednak nie skorzystał, choć życiorys ma naprawdę na znakomity film z Hollywood.
Marian Turski jest współczesnym strażnikiem pamięci. Zebrane w XI Nie bądź obojętny jego przemowy i teksty są uderzająco proste, a ich siłą jest właśnie ta prostota, która nie pozwala pozostać obojętnym. Autor ma też fenomenalny dar - potrafi budować mosty między okrutną obozową rzeczywistością czy obrazami z łódzkiego getta, a naszą jakże przesyconą populizmem współczesnością. Gdy pisze o prześladowaniach mniejszości żydowskiej (także przed wojną, w czasach sanacji), to nie waha się porównać tamtych historii z tym, jak dziś w Polsce władza traktuje osoby LGBT+. Instrumentalnie, przedmiotowo, jak kartę, którą można zagrać w doraźnych politycznych potyczkach. Turski mówi i pisze wprost: tak nie wolno. I niesłychanie prosto diagnozuje obecną sytuację w Polsce i Europie jako szerzącą się nienawiść do drugiego człowieka. Wreszcie przestrzega: Auschwitz nie spadło z nieba! Zanim pojawiły się komory gazowe, hitleryzm dzień w dzień zdobywał nowe przyczółki, bo nikt w porę niczego nie zauważył, a jeśli nawet zauważył, nie powiedział wyraźnego "stop!". To właśnie dlatego nie wolno nam być obojętnymi. Jeśli bowiem historia ma być - jak stanowi porzekadło - nauczycielką życia, to nie szanując dziś Innego, Drugiego, kim byśmy byli?
Napisałam wcześniej, nieco zbyt pochopnie, że XI Nie bądź obojętny powinno stać się lekturą obowiązkową w szkole. To się naturalnie za ministra Przemysława Czarnka nie zdarzy, ale może i dobrze, bo wiemy przecież, że im bardziej obowiązkowa lektura, tym większa niechęć tych, którym ją polecamy. Taki to już szkolny paradoks. Pozostaje ufać, że młodzi i tak sięgną po tę książkę jako świetne źródło wiedzy o historii i współczesności Polski. A gdy sięgną, zrozumieją krótki w formie i mocny w treści przekaz niejednego przemówienia Mariana Turskiego, strażnika pamięci. Bo XI Nie bądź obojętny nie jest tylko kolejną pozycją o Holocauście, lecz niemal traktatem o naszej pamięci i tym, dokąd dzięki niej podążamy. Lektura tej książki udowadnia niemal do bólu, że o pewnych sprawach nigdy dość mówienia, nigdy dość przypominania.
Aleksandra Przybylska
- Marian Turski, XI Nie bądź obojętny
- Wydawnictwo Czarne
© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2021