Ale zacznę od okładki: oto zielone tło, a na nim - centralnie - dog arlekin. Wielki, jak na doga arlekina przystało. Ponoć w rzeczywistości - potwierdziło mi to kilkoro psiarzy - dog arlekin potrafi mieć parametry podobne do kucyka. Taaaki pies! I taaaki z nim problem, gdy właściciel (bliski przyjaciel narratorki) umiera. Okładka jest na tyle istotna, że dałam się jej zwieść niczym dziecko. Raczej kociara ze mnie, więc pies umiarkowanie przyciągał. Jakbym nie znała starej prawdy: nie oceniaj po okładce!
Nie wiem, dzięki czemu się przełamałam. Może zaważyło to, że Przyjaciel Nunez znalazł się w niejednym zestawieniu książek roku 2019. Coś mi szeptało do ucha: sprawdź! Dobrze nieraz posłuchać takich podszeptów...
Bo też ten pies, wabiący się Apollo, czy jego przyszłość po śmierci właściciela to zaledwie jeden z poziomów prawdziwej literackiej uczty, którą serwuje nam Sigrid Nunez. Problemy z wielkim zwierzęciem w mikromieszkanku na Manhattanie, z administracją budynku, z sąsiadami - zdają się chwilami jedynie tłem do rozważań na zupełnie inne tematy.
Przyjaciel już w tytule jest wieloznaczny. Książka traktuje bowiem nie tylko o psim przyjacielu, lecz także - jeśli nie przede wszystkim - o tym ludzkim, utraconym. Bezimienna bohaterka Nunez snuje wspomnienia, wyciąga z odmętów pamięci przeszłe obrazy, a wszystko to w tak wysmakowanych zdaniach, że nie sposób spieszyć się podczas czytania. Jest dokładnie tak, jak pisze o tej książce Agnieszka Kalus na blogu Czytam, bo lubię - można ją całą przeczytać w jeden wieczór, lecz nie warto. Refleksje polskiego czytelnika siłą rzeczy mogą pobiec podczas lektury w stronę Kontenera Marka Bieńczyka, Rzeczy, których nie wyrzuciłem Marcina Wichy czy Nie ma Mariusza Szczygła. Każda z tych pozycji jest wszak o stracie, o braku. Ale Nunez porusza się wokół tematu śmierci jeszcze inaczej. I ten jej delikatny, czuły taniec pisarski jest niesłychanie ujmujący.
Przyjaciel jest tylko na pozór prostym, wysmakowanym opisem rzeczywistości. To, co tworzy głębię i kolejne poziomy tej literackiej uczty, nierzadko kryje się w refleksjach narratorki. Oto przyglądamy się z bardzo bliska światkowi pisarskiemu, w którym obracali się oboje z nieżyjącym już przyjacielem. Oto mamy wgląd w światek nowojorskich terapeutów. A jakby tego było mało, zaglądamy też na zajęcia kreatywnego pisania, by poznać poglądy młodego pokolenia i jego podejście do literatury.
Nunez potrafi oczarować prostymi na pozór zdaniami - "Byłby", "zrobiłby". Martwi spoczywają w okresie warunkowym, w czasie nieprawdziwym. W Przyjacielu są zdania, które zmuszają do myślenia, chwytają za serce, za gardło, chwilami - naprawdę! - aż brakuje tchu. Są zdania, które potrafią przytrzymać czytelnika na dłużej, na pół dnia nieraz. Trzymają i nie chcą puścić. Zapewne wielki w tym udział ma nie tylko Sigrid Nunez, ale też Dobromiły Jankowskiej, która przetłumaczyła Przyjaciela na polski.
Delektujcie się tą książką powoli, niespiesznie. Niech nikogo nie sprowadzi na manowce wątek powracający niczym refren: czy narratorkę i Apolla młyny nowojorskiej administracji wyrzucą z domu?
Aleksandra Przybylska
- Sigrid Nunez, Przyjaciel
- tłum. Dobromiła Jankowska
- Wydawnictwo Pauza
© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2020