Sama siedzę i piszę ten tekst w dresie. Polubiliśmy luźne bawełniane ciuchy odkąd dopadła nas globalna pandemia koronawirusa, odkąd lockdowny i praca zdalna stały się czymś na kształt codzienności, odkąd nie trzeba (wreszcie!) stroić się co rano przed lustrem, pacykować, malować, nakładać na siebie oszałamiających ubrań i takowych zapachów. Choć jestem w stanie wyobrazić sobie, że są i tacy (nie tylko takie!), którym jednak tego codziennego przywdziewania barw wojennych czy strojenia się w pawie piórka bardzo, bardzo brakuje.
Modę, choć towarzyszy nam na co dzień, nauczyliśmy się traktować często jak błahostkę, nieistotny temat, a może i temacik. Tymczasem poprzez pryzmat tego, co modne (i mniej lub bardziej wygodne) można opowiadać o rzeczywistości i o historii w sposób zaskakująco interesujący, nietuzinkowy. Takiego właśnie zadania podjęła się Magdalena Idem w swojej książce Manekin w peniuarze. Moda w II RP.
Oto mamy 20 lat między końcem jednej wojny, a początkiem kolejnej. Oto mamy dość szczególny kawałek Europy - kraj, który po 123 latach zaborów trzeba jakoś scalić i budować praktycznie od nowa, którego społeczeństwo też trzeba jakoś sklejać po pokoleniach germanizacji i rusyfikacji. Mamy więc tytanów płci męskiej, których znamy z podręczników - tych Dmowskich, Piłsudskich i całą rzeszę innych - mniej lub bardziej udolnie budujących II RP. U Magdaleny Idem te 20 lat odradzającej się Polski wygląda całkiem inaczej. Nie żeby nie było tutaj mężczyzn, bo są. Ale tacy, którzy mają domy towarowe, którzy kursują do Paryża po najświeższe katalogi mody i wykroje strojów, w jakich tworząca się polska elita chciałaby się pokazywać. To mężczyźni budujący całą gałąź przemysłu tekstylnego - nawet jeśli sami o sobie tak te sto lat temu nie myśleli.
Mnóstwo jest też u Magdaleny Idem kobiet. Manekin w peniuarze. Moda w II RP to właściwie historia pełna kobiet. Są pokazy mody, bale, rauty, pomysły na to, jak się ubrać, gdy trzeba wyjść na miasto. A gdzieś spomiędzy prześwituje też wielkomiejska bieda, dla której najcenniejsze są metki od markowych ubrań (po co? przeczytajcie!) czy pończochy, w których oczka da się jednak pozaciągać. Jest w tej książce i opowieść o jedwabnikach z Milanówka, i o tym, co wiosną 1939 roku zapowiadano jako modne na jesień... Jest i opowieść o tytułowym manekinie w peniuarze, ale jej nie przytoczę, by nie popsuć przyjemności z czytania.
I z oglądania - dodam, bo książka Magdaleny Idem jest prawdziwym graficznym cudem na polskim rynku wydawniczym. Od okładki stylizowanej na okładkę międzywojennego czasopisma, do przebogatego wyboru międzywojennych zdjęć, na których zobaczymy i oszałamiającą żonę ministra Józefa Becka (tak, to ten, który wiedział, ile wart jest honor), i aktorkę Hannę Ordonównę w pepegach. Uwaga dla młodszych czytelników - pepegi to były takie ówczesne kalosze, idealne na słotę i śnieżycę; a że produkowały je zakłady Polskiego Przemysłu Gumowego, to stały się pepegami. Buty te miały jeszcze co najmniej jedną zaletę, ale tej naturalnie nie zdradzę - odsyłam do książki Manekin w peniuarze, która o II RP opowiada tak smacznie jak żaden szkolny podręcznik.
Aleksandra Przybylska
- Magdalena Idem, Manekin w peniuarze. Moda w II RP
- Wydawnictwo Czarne
© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2022