W swojej nowej książce Honek w formie krótkich opowiadań przedstawia splecione losy mieszkańców niewielkiej podgórskiej miejscowości. Opowiadań, które w miarę czytania okazują się raczej zachowującymi pewną autonomię rozdziałami niedługiej powieści. Honek pisze językiem obrazowym, rytmicznym, zręcznie przeplata typy narracji. Czas akcji, dookreślany za pomocą rekwizytów i transformacji rzeczywistości, to początek lub połowa lat 90. Bohaterów poznajemy wielu: m.in. Pilota, Piotra, Henię, Andrzej, Zosię, Małgorzatę czy Agnieszkę. Mają marzenia - o stawie z karpiami, sobotniej zabawie w pobliskiej miejscowości, znalezieniu drugiej połówki, wyjeździe do Niemiec czy powrocie mamy. Pracują w piekarni, na polu lub w lesie, zakochują się i poznają gorycz rozczarowań, ubijają zwierzęta, odwiedzają bar Finezja, zaraz potem cmentarz na górce. Śladem żywych podążają ich bliscy zmarli, ciągnąc ich na dno jak kamienie zaszyte w kieszeniach. W końcu więc śladem zmarłych idą żywi.
Honek opisuje ten ponury korowód językiem poetyckim, który jeśli czerpie z turpizmu, to nie poprzez efekciarstwo, lecz przez ostateczną afirmację. Śmierć, strata i żałoba są tu od pierwszych stron antycypowane, niemalże - wyczekiwane. Gdy narracja przechodzi z pierwszo- w trzecioosobową, do głosu dochodzi sama trauma zbiorowa. Przy tym żywych od martwych w gęstej prozie Honek niełatwo oddzielić, tak jak wbrew pozorom nie zawsze łatwo oddzielić dzień od nocy - jak zauważyła Antonina Tosiek na łamach "Dwutygodnika", klucz do interpretacji książki tkwi w jej tytule.
Białe noce to książka na wielu poziomach postromantyczna. Autorka uwypukla destrukcyjną moc natury - bohaterowie giną od żywiołów, wody, ognia i błyskawic, wszystkich chętnie przyjmuje w swoje objęcia rozpulchniona śniegiem ziemia. Chrześcijaństwo, chociaż wpisane w beskidzki krajobraz, pełni raczej rolę elementu folkloru, a moc sprawczą, jako instancja najwyższa, ma złowroga przyroda upominająca się o ofiary. Błędem byłoby jednak mówienie o przyoblekaniu jej w togę. Samobójcy, topielcy i spaleni, niczym XIX-wieczne zjawy, przyciągają do siebie żywych - przyjaciół, krewnych czy kochanków. Prozie Honek towarzyszy aura niesamowitości, grozy, a nawet, nie bójmy się użyć tego słowa - horroru. W klimat ten wprowadza już drugie, świetne opowiadanie-rozdział Dzwoneczek. Znajdziemy też u pisarki coś z tego makabrycznego, wywodzącego się z preromantycznego gotycyzmu pragnienia przywracania życia zmarłym. Na przykład wtedy, gdy w Dzwoneczku nieświadoma wnuczka usiłuje karmić zmarłą babcię.
Struktura - przyjmijmy dla uproszczenia - powieści, jej fragmentaryczność i zaburzona chronologia wydarzeń, utrudnia zrozumienie wszystkich relacji między bohaterami i ich traumami. Tym samym książka zachęca do obsesyjnego wstecznego kartkowania. Osobiście często wracałem do poprzednich wątków, próbując zrozumieć, kto komu jakie zło uczynił i kto w jaki sposób opuścił ten łez padół. Zaraz po przeczytaniu podziękowań dla Andrzeja Stasiuka i innych zaczęło mnie korcić, aby powrócić przynajmniej do początkowych opowieści, czym prędzej zakręcić kołem hermeneutycznym.
Można narzekać, że książka z czasem nieco traci na wyrazistości. Realizm przeradza się w nadrealizm, a metaforyzacja każdego zdarzenia zaczyna męczyć. Znowu też mamy do czynienia z mitologizacją prowincji, na co narzekał Piotr Kofta w radiowej Dwójce, i typizacją, eteryzacją postaci, na co narzekał również. Taki jest już jednak urok tej prozy poetyckiej, która pragnie indukcyjnie prowadzić nas od doświadczeń osobistych do zbiorowych. A w zasadzie to do grobu. Bo rozpacz po stracie jest tu czynnikiem kształtującym zarówno tożsamość poszczególnych postaci, jak i spajającym więzi społeczne.
Zwykłem powtarzać, że w polskiej literaturze o prowincji pewne są dwie rzeczy - śmierć i realizm magiczny. Wielce ucieszyłem się z faktu, że Honek nie uprawia tego drugiego w tym przaśno-groteskowym wydaniu, który dla wielu autorów stał się pędzlem do malowania obrazu wsi i miasteczek. Zdecydowanie wolę jej podskórny romantyzm, czarną melancholię, niedopowiedzenia zamiast gadulstwa, a w końcu estetyzowany ból, który ostatecznie przynosi oczyszczenie. Przynajmniej czytelnikom.
Jacek Adamiec
- Urszula Honek, Białe noce
- Wydawnictwo Czarne
© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2022