W książce Leopolda Tyrmanda, Życie towarzyskie i uczuciowe, jeden z głównych bohaterów, Andrzej, martwi się, że jego książki "nie schodzą". Żona pociesza go jednak, że czytelnicy znają już teksty zebrane w Pikielhaubie z pleksiglasu z czasopism, a pisarz nie może przecież sprzedać im tego samego towaru dwukrotnie. Twardoch jednak próbuje, serwując nam wybór publikowanych w latach 2016-2020, na Onecie i nie tylko, felietonów. Na marginesie zaznaczę, że Tyrmand nie pojawia się tutaj przypadkiem, ponieważ w Królu, największym przeboju Twardocha, znajdziemy fragment (a pewnie i dużo więcej), który świadczy o pewnej inspiracji kultowym Złym. I tyle w temacie - zawsze chciałem o tym napisać i w końcu miałem ku temu okazję. Takim jak ja zresztą - poszukiwaczom nawiązań na siłę - Twardoch poświęca jeden z felietonów.
Poddając próbie autodystans autora (jego zdaniem tego właśnie naszym pisarzom brakuje), chcę nadmienić, że zawsze, obcując z jego publicystyką, mam ochotę zagrać w bingo. Wypisać najczęściej przewijające się w Twardocha felietonach tematy, motywy czy sformułowania (np. kick-boxing, "mogłem dać w mordę", "na kopalni", Spitsbergen, pamięć historyczna, "170 kg w martwym ciągu", "byłem gruby", liberalna inteligencja) i po odnalezieniu przynajmniej kilku z nich w przeczytanych właśnie tekstach złożyć sobie wyrazy najwyższego uznania. Wielkie Księstwo Groteski pozwala tę radosną zabawę zakończyć wygraną bardzo szybko. I w zasadzie lekturę też - to bowiem książka akurat na podróż pociągiem z Wrocławia do Koszalina z niezbyt długim postojem w Pile.
Zbiór zapewnia jednak - trzeba uczciwie przyznać - sporo satysfakcji czytelniczej płynącej z obcowania ze zgrabnymi zdaniami. A przy tym zasiewa nasionka sceptycyzmu, właśnie takie, z których z czasem wyrasta kwiat kontestatorów homogenicznej wizji historii polskiej, narodowych mitów, konserwatywnej prawicy i kawiorowej lewicy. No i Nowoczesnej. Kwiat tak piękny jak Szczepan Twardoch. Pod względem literackim Wielkie Księstwo Groteski potwierdza, że wśród kolegów nazywanych (czy nadal?) młodą polską prozą, Żulczyków, Orbitowskich czy Małeckich, to właśnie Twardoch wypracował najlepszy warsztat językowy. Mimo że tych dwóch ostatnich wydaje się postaciami o wiele bardziej dobrodusznymi, Twardoch w omawianym zbiorze jest bez dwóch zdań przyjemniejszy w obyciu niż zazwyczaj na Facebooku i mniej nadęty niż w takich Wielorybach i ćmach.
Jakie zagadnienia roztrząsa felietonista? Pisząc o bingo, celowo pominąłem temat tożsamości śląskiej, bo nie godzi się żartować z uciskanych nadal mniejszości. Wskazując jednak na fakt, iż autor przedstawia siebie jako pisarza śląskiego, nie polskiego, warto podkreślić, jak bardzo tym samym wystawia się na ataki z prawej strony. Mógłby przecież, jako Polak, jak jakiś świecki Ignacy Krasicki, z inteligenckiej ambony piętnować wady narodu. A tak? Skazany jest na uprawianie antypolskiej propagandy jako agent niemiecki. Szczególnie pięknie pod tym antypolskim względem wypada (prawie) tytułowe Królestwo Obojga Histerii i Wielkie Księstwo Groteski, w którym bardzo brutalnie pisze o mentalnym polskim niewolnictwie, wzajemnym antagonizmie plemion, szlacheckiej tradycji lizusostwa i po równo rozdaje kopniaki (które trenuje, a jak) na prawo i lewo. Jest przy tym Twardoch uroczo arogancki i wie, że inteligencję czytelnika obrazić trudno. Ale to nie o nas, tylko o jakichś innych czytelnikach, racja?
W zbiorze znajdziemy też polemiki z tekstami innych publicystów, w których autor broni oryginalności Króla lub tłumaczy, dlaczego nie pisze po śląsku; wyjaśnienia, dlaczego lubi tyć i chudnąć, czy też nieco gorzkie refleksje na temat prowincjonalnej klasy średniej. Twardoch krytycznie przygląda się scenie politycznej (dużo jest o wyborach), pisze o strajkach kobiet i początkach pandemii. Prawdziwą perełką jest budująco szczery tekst o tym, jak wiele zawdzięcza swoim rodzicom, dzięki którym mógł ostrzyć pióro, a nie zabijać talent w nędznej robocie. Dziwnie kontrastuje to jednak z Twardochem, który na Facebooku drwił z ustawionego od początku Maty, mimo że sam na Instagramie lubił pochwalić się rodzinnymi wakacjami pod żaglami. I to nie nad Jeziorem Jamno. Przecież w obu przypadkach - nic w tym złego!
Pisarz bawi, gdy mówi, że woli być chamem niż tym, który "marszczy nosek" i wymyśla sobie adwersarzy oraz ich ataki (na które brawurowo odpowiada). Albo wtedy, gdy fantazjuje o tym, jak poradziłby sobie z obecnymi w barze zakapiorami (niskie kopnięcie, które umie bardzo dobrze i które zrywa więzadła). Czy też wtedy, gdy jako najbardziej medialny polski pisarz kreuje się na outsidera.
Bawi, ale też uczy. Nie wszystkie teksty w zbiorze są bowiem lekkie i niezobowiązujące. O nie. Twardoch pisze o Zagładzie, powstaniach, prześladowaniach - Ślązaków, Żydów czy osób LGBT. Ważną dla twórcy pozycją jest Prześniona rewolucja Ledera, którą przywołuje kilkakrotnie, i która stanowi ważny punkt odniesienia podczas dyskusji - zwłaszcza na temat uwłaszczenia się klasy średniej czy postszlacheckich modeli zachowań. Autor potrafi ponadto być urzekająco erudycyjny, np. wtedy, gdy mówi o telosie, przebóstwieniu, teofanii historii czy porządkach natury i kultury. Ładną ma składnię, szyk przestawny kiedy trzeba i bogate słownictwo.
Twardocha felietony czyta się po prostu dobrze. A jeśli do tego pewne olśnienia autora staną się i naszym udziałem, będzie to, jak zwykło się brzydko i potocznie mówić (na wszystko) w świecie marketingu - wartość dodana. Jakby na złość Twardochowi, Wielkie Księstwo Groteski to pozycja, która może przypaść do gustu zwłaszcza inteligencji liberalnej. A tej przecież autor nie darzy płomiennym uczuciem.
Jacek Adamiec
- Szczepan Twardoch, Wielkie Księstwo Groteski
- Wydawnictwo Literackie
© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2022