Nowe miejsca, nowe wyzwania
 
W ostatni październikowy weekend orkiestra, chór i soliści Teatru Wielkiego gościli w Kościele Ojców Karmelitów na Wzgórzu św. Wojciecha. W barokowych wnętrzach świątyni zabrzmiało dzieło wyjątkowe w historii muzyki - Requiem Wolfganga Amadeusza Mozarta. Prace nad mszą żałobną (tym właśnie jest Requiem) przerwała śmierć kompozytora. Pozostawione przez niego szkice i notatki opracowali w niejasnych okolicznościach inni kompozytorzy. Requiem zdążyło obrosnąć w wiele mitów i nieprawdziwych teorii, niepodważalne zostają jednak jego emocjonalne i muzyczne walory, dzięki którym jest najsłynniejszym utworem tego gatunku. Piątkowe wykonanie miało miejsce w kościele. To cieszy, ponieważ muzyka zabrzmiała w swoim docelowym miejscu. Niestety w trakcie koncertu ujawniły się wyzwania, jakim trzeba stawiać czoła podczas występów poza siedzibą - problemem była akustyka.
Jako laikowi w dziedzinie akustyki i architektury trudno mi dyskutować na temat ustawienia muzyków na scenie czy ewentualnych przygotowań do pracy w tak wymagającym miejscu. Przyjmę perspektywę słuchacza, któremu dwu-trzysekundowy pogłos i wzmacniany przez przestrzeń dźwięk bardzo utrudniał odbiór koncertu. Nakładanie się pogłosu na płynącą dalej muzykę stworzyło wielowarstwową dźwiękową masę. Ginęły w niej wszelkie szczegóły partytury - przeprowadzenia tematów, niuanse orkiestracji i linii melodycznych, ozdobniki. Wzmocniony dźwięk powodował, że zatarciu uległa większość dynamicznych różnic i Requiem, zamiast rozciągać się między piano (cicho) i forte (głośno), brzmiało... głośno lub głośniej. Straciło przez to wiele z sakralno-mistycznego nastroju. Ofiarą warunków akustycznych zostali też wykonawcy i ich praca włożona w próby. W nielicznych momentach, które nie przegrały z wnętrzem kościoła, słychać było dobrze przygotowaną orkiestrę i chór. Niestety przez większość czasu efekty tych przygotowań zanikały w masie dźwięku.
Problemy akustyczne to na szczęście tylko jeden z aspektów wieczoru. Zaistniały również elementy, które należy pochwalić i można jedynie żałować, że warunki nie pozwoliły rozkwitnąć im w pełnej krasie. We wspomnianych wcześniej fragmentach z gry orkiestry wybijała się wrażliwość na styl Mozarta i adekwatne brzmienie. Chór poznańskiej opery udźwignął wiodąco rolę wokalną jaką kompozytor mu wyznaczył. Szczególnie efektownie zaprezentowała się jego żeńska część. Z solistów najlepiej w niełatwym otoczeniu odnalazł się dźwięczny i opanowany głosowo bas Damian Konieczek. Puryści mogliby mieć zastrzeżenia do dość szybkich temp wybranych przez prowadzącego koncert Marco Guidariniego. Nie zmienia to faktu, że nowy Dyrektor Muzyczny Teatru Wielkiego pieczołowicie i z wyczuciem przygotował zespół.
Z zasłyszanych wśród widowni pokoncertowych rozmów wyłaniały się i zastrzeżenia dotyczące wspomnianej akustyki i głębokie artystyczne przeżycia. Skupmy się na tych drugich, zwłaszcza, że Requiem poprzedza dzień Wszystkich Świętych i Zaduszki. Zaduma i nastrój tych dni nierozerwalnie łączą się z utworem Mozarta, który w kościelnych wnętrzach - nawet tak nieprzyjaznych dla wykonań muzyki - nabiera wyższego wymiaru.
Paweł Binek
- Requiem Wolfganga Amadeusza Mozarta
- Teatr Wielki / Kościół ojców Karmelitów na Wzgórzu św. Wojciecha
- 29.10
© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2021
Zobacz również
 
Pamiętajmy o tych, którzy odeszli
 
Po nitce do kłębka
 
Historia kredą pisana
 
 
 
 
 
