Kultura w Poznaniu

Książki

opublikowano:

To jest dość seksi temat

- Oglądając wiadomości jako dziecko miałem wrażenie, że w kółko mówi się o kopalniach. Zamknąć, nie zamknąć... Później strasznie mnie wkurzało - wyzbyłem się jednak tej wrogości - że w szkole podstawowej z okazji Barbórki, musiałem kleić czapki górnicze w grudniu. Po co mnie to było na wyspie? - pytał na spotkaniu w Zamku Piotr Oleksy, autor książki Wyspy odzyskane. Wolin i nieznany archipelag. Odpowiedział mu Zbigniew Rokita, który napisał Kajś. Opowieść o Górnym Śląsku: - Eksportowaliśmy Wam węgiel i turystów...

. - grafika artykułu
Spotkanie Piotra Oleksego i Zbigniewa Rokity, fot. M. Kaczyński

Do tej pory "czarno na białym zajmowali się problematyką Europy Środkowej i Wschodniej". Ale ich ostatnie książki traktują o zupełnie innych miejscach. Piotr Oleksy opowiedział o Wolinie i nieznanym archipelagu, a Zbigniew Rokita wrócił do Gliwic i napisał książkę o Górnym Śląsku. Obie ukazały się niedawno w serii Sulina Wydawnictwa Czarnego. Obie też dotyczą regionów, które po 1945 roku zostały opowiedziane "na nowo".

Rzeczy banalne w swojej wyjątkowości

Dlaczego Oleksy z Rokitą zmienili kierunek swoich literackich wędrówek? Co się stało, że z Europy Środkowo-Wschodniej wrócili do "hajmatów"? - Znamy się i lubimy z Piotrem pewnie od dekady. Nawet w tym roku wakacje razem spędziliśmy. Piotr gościł mnie na swoich wyspach dwa miesiące temu, więc doświadczyłem tej przestrzeni wszystkimi zmysłami. I rzeczywiście, połowa z tych mądrzejszych rozmów była "hajmatowa", a druga wschodnia, bo tymi właśnie wschodnimi rzeczami się zajmujemy. Ja jakoś łączę te dwa charyzmaty - mówił Zbigniew Rokita. -  Chyba jedno wynikło z drugiego, bo tak sobie myślę, że jeśli zajmować się czymś osobistym, to dobrze złapać do tego dystans. Po prostu trudno o intymnych rzeczach opowiadać w sposób interesujący dla szerszego czytelnika - a takie jest zadanie osoby piszącej. Zatraca się granica pomiędzy tym, co prywatne a publiczne - wyjaśniał dalej. - Jeżdżenie po wschodzie pokazało mi, tak sobie myślę, różne mechanizmy, które są właściwe dla małych grup etnicznych czy narodowych. I zobaczyłem, że bez względu na to - czy to na Wileńszczyźnie, północnym Kazachstanie albo Armenii czy Naddniestrzu, dzieją się bardzo podobne rzeczy. Po latach te mechanizmy zaczęły mi się układać w jedno - dodał. Zdaniem Rokity na Górnym Śląsku nie jest inaczej, bo są "rzeczy banalne w swojej wyjątkowości". - Wschodu nie zdradzam, tylko jakoś tak naturalnie przechodzę.

Piotr Oleksy wyjaśnił, że dopiero teraz jest świadomy niezwykłości miejsca, z którego pochodzi. A wcześniej zajmował się kwestią wschodnią, bo myślał, że właśnie tam dzieje się historia, ta pisana wielką literą, że właśnie tam kształtują się nowe tożsamości, tworzą nowe państwa. - Ta długa podróż przez ziemie dalekie, które nadal mnie fascynują, dały mi dystans i możliwość innego spojrzenia na teren, który jak się okazało bardzo dobrze znam i rozumiem - tłumaczył autor.

Tożsamość dziedziczona i doświadczana

Rozmowę zdominował termin "tożsamość", który, jak zgodnie stwierdzili goście spotkania, jest obecnie odmieniany przez wszystkie przypadki, wciąż powtarzany. Jest w książkach, mediach, opracowaniach. - U odbiorców mojej książki często pojawia się myśl, że jest ona o poszukiwaniu tożsamości przez mieszkańców regionu, a u Ciebie jest to powiedziane wprost. Opisujesz dochodzenie do swojej tożsamości śląskiej poprzez historię regionu. Świat obecnie oszalał na punkcie tożsamości - mówił Oleksy. Zdaniem Rokity, jeśli piszesz o tożsamości w "pop sposób", to nie jest to trudne. - To jest dość seksi temat - dodał. Gorzej, jeśli chcesz przedstawiać chociażby liczby.

Oleksy stwierdził, że ich obserwacje poszukiwania tożsamości na terenach Europy Wschodniej wpłynęły na to, jak postrzegają swoje własne regiony. - Tak myślę o swojej książce i widzę to w Twojej - zaakcentował. Jego zdaniem obaj piszą również o dwóch rodzajach tożsamości, które obecne są zarówno w Polsce, jak i Europie Wschodniej. Rokita o tej dziedziczonej, bo opowiada o Śląsku i śląskości z perspektywy swojej historii rodzinnej. A on sam o doświadczanej, czyli takiej, która "buduje się w ramach przeżywania czegoś nawet w krótkim okresie". - Ale Twoja tożsamość nie jest konkurencyjna wobec tożsamości polskiej - wtrącił Rokita. - Na wyspach nie było ciągłości historycznej. Mamy rok 1945, który w jakimś sensie jest rokiem zerowym. Zaczyna się osadnictwo polskie, ludzie przyjeżdżają w swojej perspektywie trochę na ziemię niczyją i budują własny świat na gruzach cywilizacji, która odchodzi na ich oczach, bo część Niemców już wyjechała - mówi Oleksy.

Poniemiecki, powojenny

Na spotkaniu była także mowa o wymianie ludności na terenie Górnego Śląska i Pomorza Zachodniego, korzeniach i kwestii "poniemieckości", tym, że ta "poniemieckość" ma twarz. O tym, że wciąż w Polsce mało się pisze o Ziemiach Odzyskanych. - Na Górnym Śląsku nie tylko nieożywiona materia jest poniemiecka, ale też ożywiona. Więc jeśli można odziedziczyć poniemieckość, to ja jestem poniemiecki - mówił Zbigniew Rokita. - To słowo kluczowe dla mojej opowieści i autoopowieści o Śląsku. Definicja jednak zmieniała się razem z zagłębianiem w temat śląski, bo rzeczywiście na Górnym Śląsku, słowo poniemiecki jest znacznie lepsze niż powojenny. W Gliwicach wojna trwała kilkadziesiąt godzin. Dla nas wojną było wkroczenie sowietów i ze trzy doby rzezi, która się tam odbyła - opowiadał dalej. - Słowo poniemieckie więcej komunikuje, ale jednocześnie jest z nim problem. Bo słowo poniemiecki, które ma klarowne zastosowanie u Ciebie, u mnie rozmywa niektóre znaczenia i przeocza fakt, że jesteśmy jeszcze my - ludzie, którzy przeszliśmy przez te dzieje. To słowo kryje w sobie tajemnicę. - Nie mam tej intuicji, że to, co niemieckie jest złe.

- W świecie naukowym tematy te zostały przerobione, ale w życiu publicznym czy nawet bardziej ambitnej popkulturze były zupełnie nie ruszane przez długi czas. Sięgając jeszcze do kultury PRL - uwielbiam Prawo i pięść. Ale film jest nieznany, choć kapitalnie opowiada tę historię. Mamy też Samych swoich, których wszyscy oglądamy dwa, trzy razy w roku - kontynuował wątek Piotr Oleksy. Jest też ciekawy, na co wskazałyby wyniki badań, gdyby zapytać Polaków - gdzie dzieje się akcja, jaki procent widzów wie, że jest to epopeja o zasiedlaniu poniemieckich ziem?

Autor jednocześnie zwrócił uwagę na pewne przebudzenie w tym temacie, pojawiające się seriale, choćby Rojst - z akcją w bliżej nieokreślonym nadodrzańskim miasteczku - oraz że zadziało się też coś w literaturze faktu. - Chyba jesteśmy pierwszym pokoleniem, które może o tym wszystkim spokojnie pisać - mówił Zbigniew Rokita. - Po pierwsze to osoby, których większość życia przypadła na po 1989 roku, na ten czas, kiedy pompowano temat odkrywania małych ojczyzn, i w pewnych kręgach demitologizacji Ziem Odzyskanych. Po drugie - być może ważniejsze, albo również ważne jest to, co powiedziałeś, czyli, że w świecie naukowym ten temat jest dość dobrze rozpoznany - mówił dalej. - My Ślązacy nie mamy praktycznie białych plam...

Monika Nawrocka-Leśnik

  • spotkanie z Piotrem Oleksym i Zbigniewem Rokitą wokół książek Wyspy odzyskane. Wolin i nieznany archipelag oraz Kajś. Opowieść o Górnym Śląsku, z cyklu Zamek Czyta
  • CK Zamek, Sala Wielka/transmisja na profilu FB
  • 19.08, g. 18

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2021