Wybieram miasto pewnie dlatego, że nie potrafię tworzyć muzyki, jakiej domaga się forma Harlendera i potrzebuję cudzego rytmu. Wyrafinowana, dokładna i opracowana jest ta struktura - znakomicie i profesjonalnie obchodzi się z nią autor, jej wyraźność imituje to, jakby powstała przypadkiem, jakby mimochodem słowa i metafory stanęły obok siebie. Bez wymuszenia budują one muzyczne frazy, które chciałoby się dołączyć do beatowych kompozycji i wypowiadać jak ostrzeżenia, przestrogi, widma. Dla nietworzących muzyki jak ja polecam lekturę w towarzystwie Scorpius Schafera. Utwór protest-song powstały przeciw postawie pewnego kanadyjskiego premiera wydaje się dobrym towarzyszem frazy Harlendera.
W Nielegalnych kopiach tekst działa i performuje. Świetnie włączona jest w obszar poetyki struktura monologu, pierwszoosobowej narracji - często domagającej się czy obecnej dzięki modalnym czasownikom niepoddającym się logicznej ocenie. Tak zaczyna się choćby ważny programowo dla zbioru tekst tsunami. Pierwsza fraza: "chciałbym uzyskać majestatyczny poziom" realizuje pewną osobność, subiektywność widoczną w całym tomie. Akurat ten utwór bardzo zapada w pamięć - świetnie postawione są miejsca kolejnych bezokoliczników, nazw czynności, przestrzeni. Ekspansja tekstu, jego katastroficzność, ostrzegający charakter wzbudza niepokój. Rzeczywistość wiersza ("nieprzyzwoite ilości danych/ szybkie kompy/ pętla sprzężeń/ segmenty dronów/ dużo lajków") balansuje pomiędzy jedynie niepokojącą przestrzenią science-fiction a humanoidalną, groźnie zinformatyzowaną wizją świata, jaki - choć wyproszony i wynaleziony - przejmuje kontrolę nad tym, co ludzkie.
Ta graniczność, niepewność, groza tekstów w Nielegalnych kopiach zrealizowana jest w o wiele bogatszy niż tylko katastroficzny sposób. W nastroju ostrzeżenia wybrzmiewają wyraźnie też teksty, w których przejmuje uwagę czytelnika automatyzacja i standaryzacja. Zawartość hindusa w hindusie przynosi wizję rezygnacji z metafizycznego, obrzędowego porządku. Stanu świata, do którego przyzwyczajony jest uczestnik cywilizacji.
Nie jest też u Harlendera tak, że ostrzega przed mglistym niewyraźnym i odległym pędem ku sztucznemu światowi. W nieco ironicznym pato apo można odnaleźć pewne elementy przestrzeni która zastąpi to, co ludzkie i żywe. "Bydło z liścia", "trzoda z liścia", "odsłonięty elektroniczny mózg", "kaput atol", "e-misje", "obiecujące bramy bólu", "szkielety raf" - to kilka z określeń zbudowanych przez poetę dla oznaczenia grozy automatu świata. Autor ma też talent w budowaniu neologizmów - nieco prawdopodobnych gramatycznie, imitujących istniejące wyrażenia. Językowy świat zagrożenia wydaje się przez to bliski i już znajomy, choć realnie i użytkowo nieistniejący. To, co zagraża, co potworyczne i niepoddające się kontroli, będzie przypominać znajomą rzeczywistość, zniszczy ją wykorzystując istniejące. Nielegalne kopie mnie przynoszą obraz, w którym "nielegalne kopie e-mnie gonią mnie po mieście / a mówiłem chroń kod źródłowy teraz wie - em/ tej bandy niezrównoważonych kopii nie pomieszczę" - znajomy świat przenosi się do jakiejś e-przestrzeni, która nie wiadomo czy istnieje, czy da się poznać i odczuć.
Nietypowa wyobraźnia autora, zdolność wywoływania katastroficznych obrazów innych niż popularne odwzorowania to ważne elementy, które wyróżniają pisanie Harlendera spośród domorosłych często prób przestraszenia czy zainteresowania groźbą końca niedoskonałego antropocenu. To, jak autor panuje przy tym nad poetyką tekstu, imponuje. Nie ma ryzyka banału, osuwania się w pretensjonalność. Duża zdolność prowadzenia myśli w taki sposób, by aktualizowała się w momencie czytania pozwala na wielokrotne wrażenie świeżości lektury. Ważna publikacja, jaką warto mieć przy sobie, szczególnie że nowy format wydawniczy tylko do tego zachęca.
Michał Pabian
- Paweł Harlender, Nielegalne kopie
- wyd. WBPiCAK
© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2022