Internet spodziewał się egzekucji. Po nieszczęsnym występie u Stanowskiego, w trakcie którego nie do końca wiedział, jak się nazywa, miał zostać upokorzony, zmiażdżony i sprawicowany przez Ziemowita Kossakowskiego. Wyluzowanego dziennikarza w czapeczce z daszkiem, rzucającego na prawo i lewo (zwłaszcza na prawo) parafrazami dwóch wersów hip-hopowych. Normalnego chłopaka, co lubi dziewczyny i co go lubi ulica, a nawet wojsko. Tak się jednak złożyło, że Kapela w kilkadziesiąt sekund upokorzył orędownika wartości normalnych w oktagonie Prime MMA, wywołując jeszcze większe zamieszanie wokół swojej osoby. Mowa więc o splocie wydarzeń idealnym dla promocji sztuki tak niszowej jak poezja nowoczesna.
Wojownik MDMA to książka poetycka licząca około 170 stron zapełnionych liryką i światłem. Obok poezji aktualnej, naznaczonej piętnem wojny, kryzysu uchodźczego i widmem nieuchronnej katastrofy klimatycznej, czy (prawie) tytułowego manifestu Jak zostałem wojownikiem MDMA, znajdziemy utwory zdecydowanie starsze. Mimowolnym współautorem pokaźnej części książki jest Jarosław Kaczyński, którego wypowiedzi (Wiersze prezesa i Wiersze o Polsce) podzielił na wersy i tytułami opatrzył Kapela. Do zbioru trafiły też trzy tomy poetyckie twórcy wydane w latach 2005-2017 nakładem Korporacji Ha!art - Reklama, Życie na gorąco i Modlitwy dla opornych.
I to właśnie od tych ostatnich radziłbym zacząć komuś, kto dopiero zapoznaje się z Kapelą. Fakt, sporo tam tego "studenctwa" i ironicznej deprecjacji poezji. Pojawiają się oczywiście miłostki, zwłaszcza w formie zaimków osobowych, antykonsumpcjonizm oraz papież. Wadą lub zaletą części utworów jest ich doraźność. Można wpaść w pułapkę nostalgii, czytając o tych wszystkich celebrytach z czasów TV, którzy co najwyżej mogli potańczyć i wygrać niejednogłośną decyzją Wodeckiego. Przeglądając wczesne tomiki, warto w perspektywie ostatnich poczynań Kapeli przyjrzeć się dojrzewaniu wyalienowanego, antysystemowego podmiotu, w pełni świadomego swoich niedomagań, który z każdym wersem wystawia się na kolejny cios. Darujmy sobie bowiem rozterki natury teoretyczno-literackiej i przyjmijmy, że podmiot to po prostu Kapela. Gdy mowa o stronie formalnej, autor-polonista, świadomie lub nie, inkorporował to, co przeczytał, do swoich wierszy. Dają o sobie znać m.in. fascynacje poezją lingwistyczną i neolingwinizmem.
Rzecz jasna poezja Kapeli zawsze trawestacją stała (przypomnijmy sobie procesy w sprawie hymnu). I gdyby nie fakt, że kreatywne parafrazy tekstów biblijnych to fetysz większości poetów, można by rzecz, że Jaś (poza żalem do Kościoła umacniającego ludzi w poczuciu winy) wyraża jakieś poczucie pustki, które wynika z przekonania o nieistnieniu transcendentalnej instancji najwyższej. Ale tu już trzeba by bawić się w psychoanalizę i uwzględnić atmosferę domu rodzinnego pisarza, a szkoda czasu. Do omówienia jeszcze sporo.
Po przewertowaniu starszych zbiorów Kapeli (i nie tak starej Modlitwy dla opornych, tomiku-śpiewnika, promowanego przez takie hity jak Jesteśmy debilami, Mazurek Kapeli czy Rota 2017), wypada zapoznać się ze słowami Jarosława Kaczyńskiego, które wprowadzą nas w rzeczywistość Polski A.D. 2022. A następnie przejść do crème de la crème książki.
A tu zaczynamy od Prologu: wojny. Kapela przestaje być sowizdrzałem, by za pomocą mowy wiązanej konfrontować doświadczenia, których źródłem stała się inwazja Rosji na Ukrainę. Zestawia uchodźców z ich gospodarzami, przekaz propagandowy z prawdą gruzowisk, człowieka z naturą i naturę ludzką z rynsztokiem. W tej poezji moralnej atrofii nawet braterski zryw serc nie jest w stanie wyegzorcyzmować polskich demonów - ksenofobii i rasizmu.
Jak zostałem wojownikiem MDMA to z kolei coś w rodzaju manifestu, opowieści założycielskiej nowego Jasia Kapeli. Podmiot może nie do końca bez bicia, ale przyznaje: "Zawsze trochę marzyłem, że kiedyś mi się uda / zmonetyzować wszystkie krzywdy, które mnie spotkały". Niczym raper (ale na szczęście nie rymuje) rozlicza się z miażdżącym hejtem, pozostaje przy tym w typowy dla siebie sposób autoagresywny, kwitując: "Śmieciem się urodziłem / i śmieciem umrę. / Przegram, nawet jeśli wygram". Nie mogę pozbyć się wrażenia, że Jak zostałem... to najmocniejszy ze znanych mi utworów Kapeli. A przynajmniej z tych, z których można czerpać perwersyjną przyjemność. Satysfakcję osób uciskanych, mniej wyszczekanych od urągających, po latach upokorzeń w końcu podejmujących rzuconą rękawicę. W swym straceńczym locie Kapela płonie żarem świątyń, kipi pogardą dla toksycznej męskości i skrajnej prawicy. Przejawia energię i vibe wczesnego Brunona Jasieńskiego, jednak zamiast Buta w butonierce mamy tu front kick ścierający uśmiech z twarzy "promotorom patriarchatu", "youtuberom wyzysku" czy "celebrytom celebrującym ruchanie dzieci". Podmiot-Kapela nie zapomina przy tym o aktywizmie na rzecz planety i społeczeństwa (którym jednak nie daje już najmniejszych szans) i przedstawia się nam jako "wegańska bestia", "don janusito, pogromca kapitalistów" "mefedronowy strażnik jeziora, wszystkich jezior i każdego lasu". Świat płonie, ale Kapela nie jest na tyle naiwny, by wierzyć, że popiół użyźni glebę.
Jeśli zatem próbowałbym przekonać do Kapeli jednego z jego sceptyków, podesłałbym mu ten właśnie tekst. Na dokładkę Nowe wiersze. Zaczynają się bardzo sztubacko, jednak szybko chichot trolla przeradza się w lament Kasandry. Jak nietrudno się domyślić, Jaś wysuwa na pierwszy plan naturę zarzynaną przez człowieka, w godle ludzkości umieściłby pewnie brojlera. Katastrofizm dotyczy zresztą nie tylko środowiska, ale i samego podmiotu, nieustannie balansującego na granicy samoakceptacji i samounicestwienia.
Historia Kapeli wydaje się wręcz fabularyzowana. Skandalista z lewicowej bańki nagle trafia na usta wszystkich i staje się jedną z najbardziej znienawidzonych osób w kraju. A gdy internet pieni się z nienawiści, on realizuje swój mały redemption arc, odbierając hejterom wiarę w Boga. Od strony literackiej Wojownik MDMA (zwłaszcza jego najświeższe partie) jest zbiorem ciekawie intertekstualnym, będącym w stanie pozytywnie zaskoczyć trafnością spostrzeżeń podmiotu, turpistycznym konceptem, czy błyskotliwością i dosadnością poszczególnych wersów. Uważam tę książkę za jedną z platform, za pośrednictwem których powstaje opowieść transmedialna Jaś Kapela. Historia poety, w którym na hasło "Japonia" budzi się shinobi. Niech ta narracja trwa. Bo choć Kapela potrafi zirytować i zażenować jak nikt inny, potrzebujemy osób z jego siłą przebicia, które w środowiskach konserwatywnych i do bólu samczych będą głośno mówić o seksizmie, homofobii, rasizmie, śmieciówkach czy braku ubezpieczenia zdrowotnego. Niech Kapela dodaje choć troszkę otuchy wszystkim tym, których zawsze przekrzykują głośniejsi.
Jacek Adamiec
- Jaś Kapela, Wojownik MDMA
- wyd. Staromiejski Dom Kultury
© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2022