Jest więc trochę tak, że czytając Wszystkie szczęśliwe rodziny Hervé Le Telliera, prędzej czy później stawiamy i naszą rodzinę przed lustrem - by mogła się w nim nie tyle przejrzeć, ile naprawdę zobaczyć i spojrzeć w głąb siebie. A my oczywiście razem z nią, inaczej wszak się nie da, to taki organizm, którego zawsze - czy chcemy, czy nie - będziemy częścią. Możesz się odciąć od rodziny, ale rodziny ze swego wnętrza nie wyjmiesz.
Tytuł tej niedużej objętościowo powieści (w polskim wydaniu liczy niecałe 200 stron) francuski autor zaczerpnął oczywiście z osławionego początku Anny Kareniny Lwa Tołstoja. Nie ma chyba wielbicieli literatury, którzy nie znaliby tego zdania: "Wszystkie szczęśliwe rodziny są do siebie podobne, każda nieszczęśliwa rodzina jest nieszczęśliwa na swój sposób". Teraz, u Le Telliera nie sposób podczas czytania nie zastanawiać się nieraz, czy ten tytuł to ironia, czy niedopowiedzenie, które każdy z nas może sam sobie rozwinąć w myślach podczas lektury, czy też coś na kształt wrzuconego do pokoju granatu, który jeszcze nie wybuchł, ale właśnie wszyscy widzimy, że pokulał się pod stół podczas - a jakże! - rodzinnego obiadu. Powieść Wszystkie szczęśliwe rodziny jest bowiem, jak wspomniałam, objętościowo książeczką niedużą, lecz nie dajcie się zwieść - gęsto tu od gorzkiej ironii, emocji na skraju zenitu, animozji, pretensji, gier pozorów, zresztą już samo wyrysowane przez autora drzewo genealogiczne pokazuje, jak bardzo gęsto może być w rodzinnym życiu, jak się te wszystkie nasze historie mogą ze sobą niewiarygodnie wręcz splatać, żeby nie powiedzieć - plątać.
Jest więc w tym wszystkim kilkuletni chłopiec (oczywiście to autor, bo Le Tellier nie kryje, że powieść jest autobiograficzna) rozciągnięty przez dorosłych między Francją i Wielką Brytanią gdzieś w latach 60. XX wieku. Jest Francja, ze swoją już na finiszu obecnością w Algierii, jest i angielska prowincja, i brytyjski system edukacji. Ale cała ta atmosfera to jedynie tło, na którym autor sportretuje swoją matkę, ojca, ojczyma, babcie i dziadków. Wszystkie te postacie i łączące je relacje złożą się z kolei na fenomenalny wręcz portret francuskiej wyższej klasy średniej.
Wszystkie szczęśliwe rodziny zdają się chwilami drugą stroną medalu Bliskich Annie Ernaux. Podczas gdy noblistka pokazała nam wojenną i powojenną rzeczywistość na normandzkiej prowincji oraz ubogą rodzinę zmagającą się z niełatwą codziennością, wreszcie swoją ucieczkę z tego świata, u Le Telliera mamy Paryż w dzielnicach wcale niebiednych, skrajnie inne od normandzkich problemy na co dzień i chłopaka, który, gdy tylko staje się dorosły, w geście buntu opuszcza rodzinny dom. Warto przeczytać obie te książeczki, by zobaczyć, jak bardzo są awersem i rewersem.
Polski czytelnik poznał prozę Le Telliera dzięki wyróżnionej kilka lat temu Nagrodą Goncourtów powieści Anomalia, absolutnie brawurowej i porywającej na każdym niemal poziomie. Wszystkie szczęśliwe rodziny nie są prozą aż tak odkrywczą ani w formie, ani w treści. Ale i tak warto tę książkę przeczytać. Choćby po to, by z odwagą postawić potem lustro przed swoją rodziną.
Aleksandra Przybylska
- Hervé Le Tellier, Wszystkie szczęśliwe rodziny
- Tłum. Wiktor Dłuski
- Wydawnictwo Filtry
© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2023