Ten początek może wywołać fałszywe wrażenie, że fiński Rok Zająca będzie historią pełną tanich sentymentów, ale nic bardziej mylnego. Przed państwem powieść drogi, pełna przygód i tarapatów, chwilami łotrzykowska!
Vatanenowi teoretycznie niczego w życiu nie brak: ma żonę, dobrą posadę jako dziennikarz, mieszkanie w Helsinkach, nawet własną łódź! A jednak jeden niewielki przypadek decyduje o tym, że rzuca to wszystko w diabły. Ten przypadek ma długie uszy i do samego końca opowieści nie zyska własnego imienia, pozostanie Zającem. Wróćmy jednak do początku - Vatanen przypadkowo potrąca szaraka, a ruszenie mu na pomoc jest jednoznaczne z uporządkowaniem życiowych priorytetów i podjęciem decyzji o rejteradzie z mieszczańskiego, wygodnego życia. Oczywiście łatwo nie będzie, bo w pościg wyruszy i materialistyczna żona, i zaborczy szef, a i sama droga nie będzie bezpieczna, ale za to jaka kolorowa. Powiedzie Vatanena i zająca przez fińskie prowincje, z dalekiej północy na południe, a antagonistami będą i dzikie zwierzęta, i nie mniej bestialscy ludzie.
Mamy tutaj do czynienia z powieścią tak przeładowaną fińskim (momentami przypominającym czeski) humorem, że nie należy się obawiać, że Rok Zająca będzie lekturą przytłaczającą. Absolutnie - ja śmiałam się w głos i zapragnęłam natychmiast poznać jakiegoś Fina, by zrewidować narodowe stereotypy, z których tak rubasznie wyśmiewa się autor. Sam Arto Paasilina to zresztą ciekawa postać w fińskiej literaturze. Wszystkie jego powieści są na dalekiej północy dobrem narodowym, Na portalu kulturacja.pl można odnaleźć wręcz analogię, że "coroczny Paasilinna jest tak samo ważnym elementem fińskiej jesieni jako spadające liście brzozy". Autor wydał 36 powieści, a spośród wszystkich to Rok Zająca uważa się za jego opus magnum.
Dla czytelnika nie-fińskiego to opus magnum może się początkowo wydać dość liche. Ma ledwo 200 stron, a duże zagęszczenie humoru sytuacyjnego mogłoby z niego uczynić prędzej lekturę o randze czytadła. Mogłoby, gdyby nie kilka rozdziałów, w tym końcowy, które każą spojrzeć na Rok Zająca nieco poważniej i nadają mu ton bardzo ponadczasowy.
Wielka przygoda łączy się w Roku Zająca z pochwałą prostej codzienności, ale pod warunkiem, że jest to codzienność spędzona w bliskim kontakcie z naturą. Książka została wydana jeszcze zanim modne stało się zapożyczanie na zachód takich pojęć jak hygge, lykke, sisu i wydawanie kolorowych albumów, które miały nas, zapracowanych i wiecznie znużonych ciepłolubów nauczyć, że tam na północy to dopiero wiedzą jak żyć. A jednak Rok Zająca przynosi więcej niż wszystkie te jaskrawe albumy razem wzięte. Więcej relaksu i uśmiechu, ochoty na przygodę.
Ostatecznie Paasilinna poszedł w ślady swojego bohatera (albo to może bohater poszedł w ślady Paasilinny?). Rzucił zawód dziennikarza, sprzedał łódź i zajął się pisarstwem na pełen etat. Czy zaadoptował przy tym zająca i przeżył ekstremalne przygody na fińskich pustkowiach - nie wiadomo. Mnie Rok Zająca wcale nie zachęcił, by pójść w jego ślady. Ale do tego, by pójść do lasu lub nad rzekę i spędzić tam cały dzień - już tak.
Izabela Zagdan
- Arto Paasilinna, Rok Zająca
- tłum. Sebastian Musielak
- wyd. Książkowe Klimaty
© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2021