Kultura w Poznaniu

Muzyka

opublikowano:

Pożegnanie z matką naturą

Elegijne, splecione z poznańskim krajobrazem Requiem dla Warty okazało się niezwykle inspirującym, poruszającym i zapewne najlepszym dziełem Poznańskiej Orkiestry Improwizowanej. Było to również wydarzenie dla wszystkich tych, którzy tęsknili za oryginalną, uliczną, miejską formułą Festiwalu Malta. "W czasach zarazy", niejako pod wpływem pandemicznych obostrzeń, została im ona zwrócona.

. - grafika artykułu
fot. Maciej Zakrzewski

"Dlaczego zaczynać pod Mostem św. Rocha?" - zastanawiam się zdezorientowany, stojąc pół godziny przed rozpoczęciem wydarzenia na ścieżce Wartostrady, mijany przez hałaśliwych rowerzystów i spacerowiczów, wykrzykujących co jakiś czas "Uwaga!". Staram się nie zostać przez nich rozjechany i zadeptany. Dodatkowo, osaczają mnie zapachy jedzenia i jednolity hałas prostolinijnego techno z lokalu Barbarka, przerywany przez huk przejeżdżających mostem tramwajów. Wokół nic jeszcze nie zwiastuje, że zaraz odbędzie się tu coś zgoła artystowskiego, osobnego, teatralnego.

Pierwsi pojawiają się trochę zmęczeni dziennikarze, dźwigając swój ciężki sprzęt, w tym nieporęczne kamery. Na dziesięć minut przed rozpoczęciem wydarzenia do mostu zbliżają się w ciszy członkowie orkiestry i stają przy brzegu rzeki. Otacza ich aura pociągłej, dusznej melancholii i skupienia. Nie pasują zupełnie do powoli zbierających się wokół nich ludzi, którzy ku mojemu zdziwieniu ubrani się kolorowo, letniskowo, weekendowo, mają rowery i deskorolki. Zupełnie, jakby przyszli wyszaleć się do KontenerArt, gdzie tego samego wieczoru występuje energetyczny duet tekno BUNTek, a nie na pożegnanie poznańskich rzek. Czy przy requiem jako mszy żałobnej nie powinien obowiązywać czarny strój pogrzebowy, oddający szacunek niszczonej przez człowieka naturze?

Przez chwilę dwóch członków orkiestry gra pod batutą Rafała Ziąbki ubranego w strój dyrygenta, co nieco wybija publiczność z letniej, niezobowiązującej atmosfery. Dyrygent wita zgromadzonych przez megafon, prezentując trochę faktów na temat złego stanu wody: - Warta niedługo osiągnie krytyczny stan poniżej jednego metra. Nie nauczyliśmy się niczego po powodziach. Ponad połowa fauny rzecznej zagrożona jest wyginięciem. To jest ostatni moment, kiedy możemy coś z tym zrobić, albo się z tym pogodzić i symbolicznie pożegnać poznańskie rzeki - mówi w przytłumionym napięciu.

Potem informuje, że pochód zajmie nam dwadzieścia minut, zalecając w jego trakcie milczenie i wsłuchanie się w odgłosy otoczenia. Chętni mogą się dołączyć do członków orkiestry i wziąć udział w wykonaniu utworu improwizowanego za pomocą głosu. Idąc w kondukcie, słucham wesołych rozmów poznaniaków, hałasów otoczenia.

Obojętność natury

Pod Bramą Poznania publiczność jest już trochę utemperowana rytuałem krótkiego, acz koniecznego spaceru, pozwalającego na stopniowe, dla nich samych nie do końca zauważalne wyjście ze świata miejskiego, wieczornego odpoczynku i wkroczenie w sytuację symboliczną, niecodzienną, żałobną. Zostajemy poddani mechanizmowi starszemu od nas. Koniecznemu, by w skupieniu oddać się niespokojnemu, szarpanemu, pełnego pauz i zmian napięć przebiegowi improwizowanego, niepodporządkowanego utworu.

Na schodkach przy Cybinie i placu przez budynkiem słuchamy wykonania Requiem dla Warty, w którym kościołem stała się sama natura - zdegenerowana, zniszczona przez człowieka, a jednak nadal wobec niego hojna. Siedzimy nad upadłą, umierającą rzeką, której brudna, ciemna i ciężka woda ociężale przepływa między nogami stojących w niej improwizatorów. Gdy grają, odbijają się w niej ich połamane, czarne sylwetki żałobników.

Czytam później złośliwe i pełne fałszywego politowania uwagi "kto im kazał wejść do tej brudnej wody?". Zapytałbym raczej, czy requiem na naturę powinno się wykonywać w ostatnich ostojach jej piękna, czy w miejscach jak najbardziej naznaczonych przez człowieka, napiętnowanych, jakby kalekich?  Nad muzykami niebo przecina brutalna geometria kładki nad Cybiną, burząc widok na lecące po nim ptaki i powoli sunące chmury. W wodzie odbija się migające, niebieskie światło radiowozu stojącego przy moście Jordana. Na przebieg samego utworu nakładają się, dziwnie z nim zgrane, dźwięki pociągów przejeżdżających wiszącym nieopodal mostem.

Miła Śmierci

Requiem dla Warty to performatywny, teatralny, a przy tym złożony i bardzo urozmaicony utwór. Spory wpływ na szybkie zmiany jego nastroju ma to, że po raz pierwszy w historii działalności Poznańskiej Orkiestry Improwizowanej przy jednym koncercie było tak wielu dyrygentów. Na przebieg całości wpływ ma nie tylko z góry założona atmosfera poszczególnych części (nie wszystkie są żałobne, jest i jedna wesoła) ale i charakter osób dyrygujących, czy sama skłonność do podporządkowania się wykonawców. Zmiany dyrygenta powodowały naturalne pauzy w utworze, które "zaciemniało" to, że w ich trakcie jeden z muzyków nie przerywał improwizacji, co skutkowało spójną, zwartą całością. Publiczność w trakcie koncertów Poznańskiej Orkiestry Improwizowanej może śledzić też dość uniwersalne gesty dyrygentów, odgadując ich znaczenie po tym, jakie reakcje wywołuje wśród muzyków.

Z całej orkiestry, składającej się z artystów o skrajnie różnych charakterach, w czasie koncertu wyróżniała się szczególnie Dominika Szelążek w kostiumie kościotrupa. Sprawiając wrażenie z natury bardzo pogodnej i uśmiechniętej, jest w tym przypadku taką ludową, rozbawioną Śmiertką, a przez to postacią niezwykle nam bliską. Bo Requiem dla Warty nie jest nadmiernie wielkim, a przy tym ciężkim dziełem stworzonym, by zaspokoić próżność muzyków. To utwór wykonywany z myślą o publiczności, który zapewni jej prostą satysfakcję płynącą z oderwania się od codzienności, zyskania dystansu względem zanieczyszczeń i otaczającego ją zwykle hałasu. Środowe wydarzenie pozwoliło też na powrót do zapomnianego jakby trochę przeżycia wspólnoty. Czy będzie ono również dla słuchaczy zachętą, by trochę głębiej zainteresować się muzyką improwizowaną, posiadającą w Poznaniu tak bogate i długie tradycje?

W finale występu artyści okrywają się wielką, czarną płachtą materiału. Gdy skrywają się pod nią, muzyka jeszcze przez chwilę trwa, a potem powoli ginie, byśmy mogli spokojnie powrócić do miasta i wieczornych rozrywek. I szykować się na kolejne odcinki serialu o katastrofie klimatycznej. W tej chwili lęki z nią związane, przytłaczające prognozy i fatalnie zapowiadającą się przyszłość przytłumiło doświadczenie pandemii. Być może dlatego Requiem dla Warty, przez absolutną obojętność publiczności zajętej walką z koszmarami bliższymi, obecnymi, wybrzmiewa w moich uszach złowróżbną nutą przegapianego właśnie końca świata. Ten finał rozgrywa się w natłoku wielu innych wydarzeń - tak, jak samo Requiem dla Warty nie potrafi uciszyć choć na chwilę zgiełku dużego miasta.

Marek S. Bochniarz

  • koncert Poznańskiej Orkiestry Improwizowanej Requiem dla Warty
  • Most św. Rocha i Brama Poznania
  • 22.07

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2020