Kultura w Poznaniu

Muzyka

opublikowano:

MY NAME IS POZNAŃ. Poza strefą komfortu

- Miłość ma wiele form. To nie tylko relacja pomiędzy osobami, ale też szacunek i zrozumienie dla samych siebie. Wbrew pozorom ta druga może być trudniejsza, ponieważ wymaga nieustannej pracy nad sobą. Kochając siebie, taką samą miłość możemy przekazać innym. W każdej relacji ważna jest bliskość, ale poza nią poczucie spełnienia daje też własna przestrzeń - mówią Ania Babrakowska i Emil Nowak, twórcy poznańskiego duetu Youth Novels, który niedawno wydał swój nowy singel 2NITE.

. - grafika artykułu
Youth Novels, fot. Kamil Koźlarek

Kiedy słucham którejkolwiek z Waszych piosenek, mam wrażenie, że jedną z cech Waszej muzyki jest intymność, na którą raczej niełatwo się zdobyć. Czy mam rację?

Ania Babrakowska: Najważniejszą dla nas cechą w muzyce jest autentyczność i szczerość. Mamy potrzebę, by poprzez twórczość opisywać swe uczucia i przeżycia. Robimy to, wchodząc w głąb siebie i otwierając się przed innymi, a to naturalnie wprowadza poczucie intymności. Prezentując nowe utwory podczas koncertów, przed publicznością, czuję, że jestem we właściwym miejscu i czasie, by odkryć swoje emocje. A jeszcze większe spełnienie czuję, gdy słuchacze dzielą się z nami swoimi historiami i nasza muzyka towarzyszy im w tych dobrych, ale i trudniejszych momentach. Przed nami wiosenna trasa koncertowa w kilku polskich miastach, więc zapraszamy na wspólne spotkanie!

Emil Nowak: W naszym przypadku dzieje się to bardzo naturalnie, podczas tworzenia zupełnie się nad tym nie zastanawiamy. Chcemy być prawdziwi w tym, co robimy, szczerzy wobec naszych odbiorców, ale także wobec samych siebie. To chęć uwolnienia własnych myśli, pragnień i przetworzenia ich w formę dźwięków i tekstu.

Kilka tygodni temu ukazał się Wasz nowy utwór, nagrany we współpracy z niemieckim producentem Frankiem Wiedemannem, w kręgach elektronicznych znanym choćby z projektów ÂME, Howling czy Schwarzmann. Jak doszło do tej współpracy? I jaka aura jej towarzyszyła?

E.N.: Wszystko zaczęło się już kilka lat temu, kiedy powstała pierwsza wersja utworu 2NITE, zupełnie różniąca się od tej opublikowanej - z tej pierwotnej pozostał jedynie tekst. Kiedy już nagraliśmy demo utworu, szukaliśmy osoby, która pomogłaby nam go dopracować. Czuliśmy, że potrzebujemy trochę elektroniki, podkreślenia rytmu. I wtedy pomyśleliśmy o Franku. W tym czasie sporo słuchaliśmy ostatniej płyty Howling Colure i stwierdziliśmy, że w 2NITE brakuje nam takiego mocnego bitu, niskich częstotliwości, które słuchacz będzie mógł poczuć w swoim ciele. Odezwaliśmy się do Franka, a on od razu wyraził chęć współpracy. Wszystko odbyło się zdalnie, ale byliśmy w stałym kontakcie, wysyłając wskazówki co do poszczególnych wersji w trakcie produkcji utworu.

A.B.: Frank ma swój wyjątkowy język muzyczny i jego nieoczywiste połączenia dźwięków robią na nas ogromne wrażenie. Wiosną ubiegłego roku zaprosił nas do studia w Berlinie. Tego dnia miał lot na swój set we Francji, a mimo to znalazł dla nas chwilę i spędziliśmy z nim wspaniały czas, dzieląc się doświadczeniami i historiami z tras koncertowych. Ta współpraca była dla nas spełnieniem marzeń. Cały czas mamy z nim kontakt i mamy nadzieję, że na 2NITE nasza wspólna przygoda się nie skończy.

Nie wiem, czy się ze mną zgodzicie, ale dla mnie 2NITE to takie symboliczne ukoronowanie Waszej dotychczasowej drogi. Z jednej strony, w tym numerze zawiera się cała ta hipnotyczność, do jakiej zdążyliście nas w swojej muzyce przyzwyczaić, lecz z drugiej - on jakby daje znak, że nadchodzi coś nowego. Jeśli tak, to pytanie - co?

A.B.: Od naszej pierwszej epki, którą nagraliśmy w wieku 16 lat, przeszliśmy bardzo długą drogę. Wtedy nie mieliśmy zbyt dużej wiedzy na temat tworzenia. Cały czas staramy się dostarczać jak najlepszą muzykę naszym słuchaczom i 2NITE jest dla nas przejściem na kolejny poziom. Długo czekaliśmy z wydaniem albumu, ale nie żałujemy tej decyzji, bo debiutuje się tylko raz, a my potrzebowaliśmy czasu, by odnaleźć własny język muzyczny. Obecnie pracujemy nad nowym materiałem - już z większą pewnością siebie i tego, co tworzymy.

E.N.: Cały czas staramy się szukać czegoś nowego, próbując wykorzystywać to w naszych utworach, a tym samym sprawdzając, co najbardziej oddaje emocje towarzyszące nam w danym momencie. Teraz tworzymy rzeczy z myślą o albumie, ale zobaczymy, jak to się potoczy... Nie chcemy odbiegać od jakości, jaką udało się nam zaprezentować na przestrzeni tych ostatnich dwóch lat, kiedy systematycznie wydawaliśmy poszczególne single i najnowszą epkę Blue. Dlatego to może być nieco dłuższy proces, zwłaszcza że cały czas pracujemy bez wsparcia wytwórni.

Jak sami mówicie, 2NITE to piosenka o "poczuciu uwięzienia i zagubienia we własnym życiu". Wciąż się tak czujecie? A może właśnie udało Wam się z tego wyrwać?

A.B.: 2NITE to dla mnie wyjście ze strefy komfortu - piosenka jest śmielsza od pozostałych, ma więcej energii i mocniejsze brzmienie. Chcieliśmy to pokazać również poprzez kolory. Poprzednia epka Blue była przedstawiona spokojnymi odcieniami niebieskiego, kojarzącymi się z wodą i niebem. 2NITE to z kolei ostra czerwień i pomarańcz - czyli kolory, które odbiegają od naszej dotychczasowej stylistyki, ale ten kontrast pokazuje zmianę w nas samych. Nie ma powrotu do tego spokojnego miejsca. Musimy iść naprzód, przezwyciężając lęk i niepewność.

E.N.: Ja wciąż mam takie momenty, kiedy pojawia się poczucie uwięzienia i zagubienia. Próbuję sobie z tym radzić na różne sposoby, a jednym z nich jest muzyka. Oczywiście nie tylko jej tworzenie, ale również odsłuch albumów ulubionych artystów czy wybranych utworów odpowiadających na konkretne emocje. Lubię to uczucie, kiedy czuję dźwięki, kiedy jestem w stanie się z nimi utożsamić...

2NITE to również rzecz o potrzebie miłości. Amerykański pieśniarz Tom T. Hall lubił mówić, że "jeśli trzymasz miłość zbyt słabo - odleci, a jeśli ją ściśniesz za mocno - umrze". Czy czujecie, że coraz lepiej uczycie się odnajdować w tym balans?

A.B.: Miłość ma wiele form. To nie tylko relacja pomiędzy osobami, ale też szacunek i zrozumienie dla samych siebie. Wbrew pozorom ta druga może być trudniejsza, ponieważ wymaga nieustannej pracy nad sobą. Kochając siebie, taką samą miłość możemy przekazać innym. W każdej relacji ważna jest bliskość, ale poza nią poczucie spełnienia daje też własna przestrzeń. Bardzo podoba mi się cytat, który przywołałeś... Myślę, że on idealnie oddaje istotę tego uczucia.

Coraz częściej można usłyszeć Was w filmowych produkcjach - w netfliksowym serialu Zachowaj spokój na podstawie powieści Harlana Cobena, w krótkometrażówce Lullaby Magdaleny Chmielewskiej... Nie kusi Was, by spróbować swoich sił w pisaniu pełnoprawnych soundtracków? Bo to, że Wasza muzyka ma bardzo filmowy charakter, to już chyba sami najlepiej wiecie...

E.N.: Marzymy o tym, by w przyszłości spróbować stworzyć soundtrack do konkretnej ekranizacji, jednak aktualnie chcemy skupić się na naszym albumie.

A.B.: Pisanie muzyki "pod obrazek" to niesamowicie trudna praca, ponieważ trzeba oddać wiele emocji, a jednocześnie stworzyć spójną historię. Dotychczasowe synchronizacje naszych piosenek z obrazem pokazały nam, że nasza muzyka dobrze pasuje do projektów audiowizualnych, ale też - jak możemy popracować nad tym w przyszłości. Jeśli pojawi się okazja, to bardzo chętnie podejmiemy się takiego zadania. Każdy kolejny projekt to nowe doświadczenie, a my już nie możemy doczekać się kolejnych przygód.

Jak wyliczyliście, w zeszłym roku z piosenkami Youth Novels trafiliście przynajmniej do 158 krajów. Czy czujecie się nietutejsi? Na ile jesteście przywiązani do polskiego podwórka, wszystkich jego cieni i blasków? Macie czasami takie momenty, że po prostu chcielibyście stąd uciec?

E.N.: Tak, to prawda, pokazały nam to w ubiegłym roku statystyki, jednak cały czas czujemy się przywiązani do Polski, bo to tu mamy najliczniejszą grupę odbiorców, tu też żyjemy i pracujemy. Choć, jak mówiłam już wcześniej, nie ukrywamy, że skrzydła chcemy rozwinąć również za granicą. Od kilku lat systematycznie pracujemy z różnymi zagranicznymi muzykami, kompozytorami i producentami, jak wspomniany Frank Wiedemann, ale też Ferry Corsten, Niklas Paschburg, Chris Allen czy Zino Mikorey. Zawsze cieszymy się, kiedy możemy zawrzeć nowe znajomości, z których wynosimy cenne lekcje, wskazówki i doświadczenie, a czasami owocują one nowymi, wspólnymi utworami. Co do ucieczki, o którą pytasz, to w moim przypadku taka chęć pojawia się w miarę często - głównie z tęsknoty za lepszą pogodą - choćby na południe Hiszpanii... (śmiech)

A.B.: Nie ma wątpliwości, że dorastanie w Polsce nas ukształtowało i tu jest nasz dom. Mamy wiele miłych wspomnień z krajowych festiwali i koncertów, i to z tyloma świetnymi muzykami. Nie ukrywamy, że zawsze marzyliśmy o takich karierach jak te naszych ulubionych, zagranicznych zespołów i to też jest nasz cel. Jednak i polska scena ma wiele talentów, które nas inspirują. To choćby Iwona Skwarek z Rebeki, Shyness! i Iwona Sky, posiadaczka jednego z najpiękniejszych głosów, która zaśpiewała w naszym utworze The Moon, tworząc naprawdę magiczną i hipnotyzującą atmosferę.

Rozmawiał Sebastian Gabryel

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2023