Kultura w Poznaniu

Muzyka

opublikowano:

KWADRATURA PŁYTY. Wielodźwięki, wielogłosy

Ostatnie tygodnie przyniosły znów sporo niebanalnych zdarzeń na fonograficznym rynku. Znajdziemy tu zespół Lotto, który równocześnie wypuszcza dwie odmienne w charakterze płyty, Roberta Świstelnickiego, który kontynuuje swoje muzyczne słuchowiska (z udziałem wybitnych wokalistów), Piotra Komosińskiego, który gra piosenki bez słów i Pawła Wójcika, którego mocne i dobitne teksty przywołują najlepsze czasy bardów z gitarą akustyczną.

Dwie okładki płytowe zestawione obok siebie. Jedna w jasnych kolorach, druga w ciemnych. - grafika artykułu
fot. materiały prasowe

Czy można wykonać bardziej autodestrukcyjny gest (przynajmniej w komercyjnym sensie), niż wydanie jednego dnia dwóch płyt? Na szczęście mówimy o wykonawcach, którzy reguły - czy mielizny - komercyjnych zasad mają za nic. Oto zatem alternatywne trio Lotto (dobrze znani na muzycznych scenach Łukasz Rychlicki, Paweł Szupra i Mike Majkowski) opublikowało właśnie równolegle dwa różne materiały. Przypomnieć warto, że jeden z ich poprzednich krążków (Elite Feline) uznany został - głosami wielu muzycznych recenzentów - za płytę w roku w rankingu opublikowanym przez "Gazetę Wyborczą". Na bok jednak sentymenty, bo tegoroczne krążki wymagają odrębnej refleksji.

Pierwszym z nich jest Summer. Materiał nagrany, jak głosi wieść, w upalnym sierpniu roku 2022, ma w sobie jakąś gęstą, duszną atmosferę, mimo że granie jest dość kameralne i stonowane. Może zresztą to właśnie powoduje, że płyta jest tak magnetyczna. Muzyka to niespieszna, oniryczna, z lekko zamgławionej przestrzeni dobiegają dźwięki, które nie poruszają żywiołowo muzycznej akcji, są raczej kontemplacją. Perkusja, kontrabas i dość ascetycznie grająca gitara sprawiają, że całość zdaje się być starannie, misternie przemyślaną konstrukcją, w której każdy dźwięk ma swoje znaczenie. 

Drugi krążek - Axolotl - przynosi bardziej swobodne i radykalne formy. Brzmienie instrumentów zostało całkowicie zdominowane przez elektronikę w nieco posępnych klimatach. Intensywność grania, w którym pojawiają się brudy i sprzężenia, a z drugiej strony: głosy gościnnie pojawiających się wokalistek oraz brzmienie fletu i fletu shakuhachi sprawiają, że jesteśmy raptem w kompletnie odmiennej muzycznej przestrzeni. Dodajmy: równie fascynującej. I być może najistotniejszy jest fakt, że z każdym przesłuchaniem rośnie przeświadczenie jak bardzo zależne od siebie są te dwie płyty, w jak dużym stopniu się dopełniają i jak dobrze, że ukazały się równocześnie.

  • Lotto, Summer (wyd. Gusstaff Records)
  • Lotto, Axolotl (wyd. Gusstaff Records)

Jorgos Skolias ma w sobie tę zdolność (albo ten dar), że jego śpiewanie przykuwa uwagę w każdych okolicznościach. Tak jest i na najnowszej płycie Roberta Świstelnickiego, Skolias pojawia się tylko w czterech utworach (pośród piętnastu), a jednak jest po prostu magnetyczny. Choć wspomnieć trzeba, że mamy na płycie całe grono cenionych artystów, także świetnych wokalistów: m.in. Grażynę Auguścik czy Wojciecha Myrczka, całość jest świetnie zaaranżowana i tak też wykonana. Płyta o której tu mowa, to swego rodzaju concept album, zawierający, jak to trafnie napisano, "tragikomiczne historie o miłości w realiach przemian ustrojowych w Polsce". Jego zawartość poniekąd skrótowo streszcza sam długi tytuł: Piosenki miłosne wczesnej postkomuny i późnego kapitalizmu. Oczywiście trochę tu jazzu, trochę także i bluesa, ballady czy niemal piosenki poetyckiej, są też melorecytacje. Rzecz pełna nostalgii, ale i humoru, godna wielokrotnego przesłuchania. Autor wszystkich tekstów i kompozytor większości utworów, Robert Świstelnicki, nie jest debiutantem. Wspomnieć można, że i na łamach miesięcznika "IKS" pisaliśmy w ubiegłym roku o jego ciekawej płycie nagranej dla poznańskiego Multikulti. Tu gra również na fortepianie, gitarze akustycznej i, tak jak na poprzednim krążku, melorecytuje. Warto zanurzyć się w tę wizyjną, zgoła romantyczną, poetycką opowieść.

  • Robert Świstelnicki, Piosenki miłosne... (wyd. SJ Records)

Piotr Komosiński jest artystą znanym choćby z off jazzowego / off rockowego świetnego zespołu Potty Umbrella czy grupy Hotel Kosmos, ale też duetu Pola, współtworzonego przez Zofię Olszewską, o którego płycie pisaliśmy wiosną tego roku. Tym razem czytamy słowa artysty: "Czasem w samotności, gdy wsłucham się w siebie, czuję napływ dźwięków, które dają się zamienić na głosy instrumentów. Słyszę opowiadaną przez nie historię, która jak wiatr, po chwili, odchodzi i przynosi inną, a potem kolejną" - i właściwie to wystarczy za całą słowną warstwę jego płyty. Dalej są już tylko dźwięki, które znakomicie ilustrują zacytowane wcześniej zdania. Nowa płyta artysty to pełna uroku całość. Krótka, bo zaledwie półgodzinna, ale przecież cechą dojrzałych artystów jest ta niełatwa umiejętność, by nie przegadać, nie nadać zbyt wielu komunikatów, nie zagrać zbyt wielu niepotrzebnych dźwięków. Mamy tu kameralne, niemalże solowe granie - w kilku utworach wspiera lidera tylko na trąbce Michał Mike lub Wojciech Jachna. Dominuje narracyjny żywioł. Sam Komosiński gra na kontrabasie i gitarze basowej, ale też  na basowym ukulele, kalimbie, subtelnie wykorzystywanym elektronicznym instrumentarium. Powstaje z tego niebanalna, a ujmująca całość: kameralna i niemal bajkowa, ilustracyjna, pełna kolorów i też jakiejś, chyba nieskrywanej, melancholii. Powstaje muzyka pełna wdzięku, pastelowych brzmień, refleksyjna, a zarazem bardzo zdyscyplinowana.  

  • Piotr Komosiński, Wietrzne historie (wyd. własne)

Kto by chciał raz jeszcze uwierzyć w nieoczywisty sens piosenek śpiewanych w towarzystwie gitary akustycznej i fortepianu, powinien posłuchać nowej płyty Pawła Wójcika i Tomasza Sarniaka. Płocki duet zaprasza nas bowiem po raz kolejny na wycieczkę bez pasów bezpieczeństwa. Warto spotkać się ze światem kreowanym opowiadanym przez Wójcika. Powszechnie lubiane są wszak kojące melodie i lekko wzruszające teksty. Tu jest egzystencjalna, może nawet umownie depresyjna, prawdziwa opowieść, bez nieszczerych gestów. Wynikająca wprost z tradycji wielkich mistrzów - powiedzmy skrótowo: Okudżawy, Wysockiego, Kaczmarskiego -  ale bardzo własna, osobista, nie pozwalająca na obojętność. Nie powinno się - ale i chyba się nie da  - słuchać tych piosenek jako muzyki tła. One wymagają także od słuchacza zaangażowania. I nie, nie ma w nich nic zdrożnego, o ile za takie nie uznamy refleksji nad ludzkim losem. Zważywszy na ich umiejętności, artyści mogliby pewnie pozwolić sobie na więcej w warstwie instrumentalnej, są jednak dość powściągliwi, najważniejszy jest bowiem, jak to u bardów, przekaz słowny, opowieść, a warstwa muzyczna, wykonawcza ma przede wszystkim służyć temu przekazowi. I to się świetnie udaje. To kolejna z płyt, której nie znajdziemy w tak zwanych "dobrych sklepach muzycznych". Warto jednak jej poszukać w odmętach internetu.

  • Paweł Wójcik & Tomek Sarniak, Wielogłosy (wyd. Garaż Studio)

Tomasz Janas

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2023