Kultura w Poznaniu

Historia

opublikowano:

ZAPISKI Z LAMUSA. Sen o X Muzie

Kto by nie chciał spotykać na ulicach swojego miasta pierwszorzędnych aktorek i aktorów? Kto nie pragnąłby, żeby równie pierwszorzędni reżyserzy i ekipy filmowe kręcili wspaniałe filmowe widowiska w miejscach, które mijałoby się mimochodem? Kto nie czułby dumy, gdy na kadrach wybitnego filmu widziałby znane mu, bliskie zakątki? A jednak nie każdy cieszy się takimi przywilejami. Niektórym zostają tylko marzenia...

. - grafika artykułu
Zorika Szymańska jako Magdalena, żona Berudy i Mieczysław Cybulski jako inżynier Marek Surzycki w jednej ze scen filmu "Magdalena" w reż.Konstantego Meglickiego, 1929, fot. ze zbiorów Narodowego Archiwum Cyfrowego

"Zupełnie obojętnie odnoszą się szerokie sfery finansjery, jak i kinomanów do charakterystycznego zjawiska: oto cała polska wytwórczość filmowa skoncentrowała się w Warszawie, która w ostatnich latach całą tę dziedzinę poprostu zmonopolizowała i bezapelacyjnie dyktuje warunki ośrodkom prowincjonalnym"* - utyskiwał znany nam już z języka ciętego i bezkompromisowego Jerzy Barwicz w artykule "Poznań jako teren produkcji filmowej", który ukazał się w czasopiśmie "Słońce: program i biuletyn filmowy Teatru Świetlnego Słońce" (nr 5/1931). Ten nieustraszony krytyk zwrócił też uwagę, że co prawda swoje miejsce w kinematografii usiłowały zaznaczyć również Łódź, Kraków, Katowice, a także Wilno i Lwów, jednak bez spektakularnych sukcesów. Miasta te zdawały się koncentrować najwyżej na bardziej okolicznościowych produkcjach.

Zapyta ktoś słusznie, co z Poznaniem? Czy stolica Wielkopolski zamilkła? Ustąpiła pod impetem Warszawy? Odpowiada mu Barwicz: "Poznań wielokrotnie służył jako teren do zdjęć filmowych. Szereg scen nakręcono do rozmaitych, większych i mniejszych filmów różnorodnej produkcji. Tutaj nakręcono - niezbyt zresztą udałą - »Gwiaździstą eskadrę«. Poznańska wytwórnia »Dwor-film« wyprodukowała ponuro nastrajającą »Magdalenę«. To i owo realizował poznański »Popfilm« - dużą też aktywność rozwinęła Pewuka, której dziełem było kilka krótkometrażowych filmów propagandowych. Wszystko jednak co dotychczas wyprodukowano w Poznaniu w dziedzinie filmowej, nie przynosi bynajmniej temuż miastu zbyt wielkiej chluby". Smutne to dla Poznania wnioski. Druzgoczące wręcz. Winnych takiego stanu rzeczy szukać należało, jak wskazywał autor artykułu, pośród niewysilających się nadmiernie producentów i realizatorów, którzy - brutalnie rzecz ujmując - "dawali nam ochłapy, które budziły i budzą niesmak i nieufność do wszelkiego tego rodzaju wyczynów".

Powodować to musiało sprzeciw tym mocniejszy, że "Poznań posiada pierwszorzędne warunki", by sytuacja zmieniła się na jego korzyść. Wśród atutów Barwicz wymienia chociażby fakt, że w mieście nie brakowało biznesmenów, których wystarczyło jedynie przekonać, że inwestycja w dzieło filmowe zwróciłaby się z nawiązką. Poznań poza tym uchodził w oczach dziennikarza za miejsce wizualnie atrakcyjnie i niepozbawione dobrze rokujących sił artystycznych, które mogłyby podźwignąć poznańską kinematografię z kolan, czyniąc ją godną konkurentką warszawskiej. Na liście znakomitości umieścił chociażby Eugeniusza Jaryczewskiego, byłego kierownika propagandy filmowej Pewuki, który do tej pory nie miał jeszcze poważnej okazji wykazać się jako współtwórca wysokiej klasy filmów prezentowanych w polskich kinach. "Należałoby coś popróbować" - sugeruje więc Barwicz, wyrażając myśl, że mogłoby to znacząco poprawić sytuację Poznania na kinematograficznym gruncie. Szczególnie, że Jaryczewski szykował się wówczas do dużej produkcji. "Przeglądaliśmy scenarjusz. Jest zwarty, silny, logiczny i efektowny. Część finansistów zadeklarowało się już podobno. Czołowemi rolami podzielą się artyści warszawscy i poznańscy. Podobno w roli głównej ma wystąpić Bodo... Z Poznania zaś w roli bohaterki wystąpić ma p. Irena Zakrzewska, według reżysera najodpowiedniejsza siła artystyczna".

Dziennikarz żywił ogromne nadzieje, że film powstanie: "Byłoby rzeczą bardzo pożądaną, aby się reż. Jaryczewskiemu plan udał w zupełności: aby film doszedł do skutku". Początki, jak twierdził, mogły, a może i musiały być trudne, jednak po przezwyciężeniu problemów dalsza ścieżka iść mogła już gładko, a sprawy nabrać rozpędu. "Próbujmy zatem!" - nawoływał Jerzy Barwicz w ostatnim zdaniu tekstu. Nawołania, a nawet starania nie zawsze jednak kończą się pomyślnie, o tym przecież nikogo uprzedzać nie trzeba. Bywa nierzadko, że koncepcja odchodzi do przeszłości oznaczona etykietą "niezrealizowane", jak niestety było w tym tak entuzjastycznie zapowiadanym przypadku.

Justyna Żarczyńska

* We wszystkich cytowanych fragmentach zachowano oryginalną pisownię.

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2025