Spotykamy się z okazji twojego debiutu filmowego, a kiedy był twój debiut teatralny?
Ojej... To było dokładnie 30 lat temu. W szkole średniej wystawiłem mój pierwszy autorski spektakl zatytułowany ...trzeba ją mieć. Potem grałem go w Ośrodku Teatralnym "Maski". Od tamtego czasu zebrało się tych tytułów w mojej karierze aktora i reżysera teatralnego blisko czterdzieści, znakomita większość pod szyldem teatru Strefa Ciszy - happeningów, spektakli, widowisk, akcji ulicznych. W ostatnich latach realizuję swoje spektakle również w teatrach publicznych - w Teatrze Śląskim, czy w Teatrze Nowym w Poznaniu. Na co dzień zaś jestem opiekunem artystycznym Sceny Roboczej. Teraz przyszedł czas na kolejne wyzwanie, więc zdecydowałem się na film.
Ale co się stało, że gość przed 50-tką, z takim dorobkiem teatralnym, nagle postanowił rzucić się w wir produkcji filmowej? Wcześniej nie kusiło Cię kino?
Powodem była pandemia, która pozbawiła mnie możliwości pracy na scenie. W końcu doszedłem do przekonania, że skoro nie mogę grać w teatrze ani reżyserować, to czas najwyższy zająć się kinem. Podczas pierwszego lockdownu zacząłem prowadzić pamiętnik, który na bieżąco publikowałem na Facebooku. Potem postanowiłem sfilmować ten materiał.
Jak to się zaczęło? To zamknięcie na czas pandemii wymusiło na Tobie potrzebę pisania pamiętnika czy też masz nawyk spisywania swoich myśli codziennie?
Nie. To był wynik sytuacji w jakiej się znalazłem. Mieszkałem sam, do tego dopiero co się przeprowadziłem. Lockdown uwięził mnie na czwartym piętrze na Łazarzu. W tej bezczynności czułem w sobie tyle emocji i spostrzeżeń, że musiałem w końcu je przekuć w słowa. Zafundowałem sobie warsztaty pisarskie. Codziennie przez 75 dni publikowałem krótkie, przewrotne refleksje dotyczące tamtego czasu. Szybko zorientowałem się, że moje wpisy cieszą się sporym zainteresowaniem. Mało tego, Wydawnictwo Miejskie Posnania poprosiło mnie o możliwość publikacji obszernych fragmentów dziennika w dwóch numerach "IKS"-a i na portalu Kulturapoznań. Wtedy bliska znajoma zainspirowała mnie do pomysłu, abym zrealizował film. Podjąłem wyzwanie.
Wpisów było 75 i wszystkie je postanowiłeś przerobić na scenariusz filmu?
Nie. Pierwotnie planowałem realizację serialu złożonego z 7 odcinków po 7 dni każdy. W czerwcu ubiegłego roku nakręciliśmy dwa pierwsze odcinki, które zrobiłem z przyjaciółmi na Dolnym Śląsku. Na więcej nie starczyło nam środków. Potem, mając już zmontowany materiał, szukałem producenta. Było mi miło, gdy Canal+ się zainteresował, ale ostatecznie uznali, że mój film nie jest mainstreamowy. Potem próbowałem w Ministerstwie Kultury, ale że nie jestem ani parafią ani strażą pożarną, na domiar złego film jest nie po myśli obecnej władzy, to nie dostałem nic. Ostatecznie zebrany materiał przepracowałem i aktualnie zamykam go w 30-minutowym filmie.
Sam grasz w swoim debiucie kinowym?
Czy on będzie kinowy to się jeszcze okaże. Nie, jestem upartym reżyserem i samozwańczym producentem. Gra Arti Grabowski, mój dobry przyjaciel, którego zaprosiłem na plan zdjęciowy by zagrał moje alter-ego. Obecność obowiązkowa to historia jednego bohatera, którego postać multiplikujemy w obrazie i stwarzamy dość karkołomne i groteskowe sytuacje. W teatrze jestem znany raczej z tematów ciężkiego kalibru, przecież ostatni spektakl jaki zrealizowałem przed pandemią to historie rodzin osób zaginionych.
Pandemia zmieniła naszą optykę. Odebrała nam wszystkim poczucie humoru i dystansu do rzeczywistości. Zredukowała świat naszych emocji głównie do niepewności i lęku. Dlatego nie przestaje mnie fascynować pierwszy lockdown, który z dzisiejszej perspektywy wygląda jak jakiś absurdalny żart. Pierwsi ozdrowieńcy, balkonowe znajomości, kopertowe wybory prezydenckie, które jednak nie były kopertowe, zamknięte lasy i celnicy wręczający lekarzom spirytus z kontrabandy. Dlatego mój film jest ironiczny i żartobliwy.
A ile będzie tych multiplikacji?
W porywach do trzech. Jednak postać jest rozpisana w 12 impresjach filmowych i przynajmniej kilku rolach.
Te impresje rozgrywają się w różnych miejscach. Gdzie szukałeś miejsc do zilustrowania Twoich wpisów?
Zdjęcia kręciliśmy w kilku lokacjach. Najpierw na terenie byłej kopalni bazaltu w Rębiszowie gdzie znaleźliśmy idealne, klaustrofobiczne pomieszczenie służbowe, w którym prócz kilku mebli ledwie mieścił się statyw z kamerą. Za to aktor mógł swobodnie dotykać przeciwległych ścian i sufitu nie ruszając się z miejsca. W zniszczonej klinkierni w Nowogrodźcu, też na Dolnym Śląsku, powstały piękne, epickie zdjęcia z wnętrza zasypanego pieca. Sceneria jak z miejsca katastrofy elektrowni atomowej w Czarnobylu. Przywołuję ten obraz z uwagi na podobieństwo społecznej psychozy, której ulegliśmy wtedy i teraz. Ostatni plan zrealizowaliśmy na terenie opuszczonego szpitala chirurgicznego w Krakowie. Pracowaliśmy również w Michałowicach, w zaprzyjaźnionym Teatrze Cinema.
Rok temu, gdy kręcono film Orlęta na moście Jordana, ratownik zrobił mi test na wirusa, przed wejściem na plan filmowy. Jak kręciliście film w ramach obostrzeń lockdownu, czy to był duży kłopot?
Pierwsze zdjęcia powstawały w 6-osobowym zespole na odludziu, a montaż nagranego materiału odbywał się zdalnie, przez co piekielnie długo trwał. Natomiast ostatni plan odbył się początku lipca, kiedy covid dał nam wszystkim odetchnąć.
Miałeś jakieś własne pieniądze na produkcję filmu?
Tak. W zeszłym roku zdecydowałem się na sprzedaż auta. I tak miałem to zrobić. Nie żałuję. Te pieniądze pozwoliły mi rozpocząć proces produkcyjny, choć prawdę mówiąc zespół i tak pracuje po kosztach. Teraz żeby ukończyć film uruchomiliśmy zbiórkę publiczną na Polak Potrafi. W chwili obecnej mamy 21 darczyńców i ciągle czekamy na kolejnych, bo liczy się każda złotówka. Zdaję sobie sprawę, że dla finansowania w kulturze czasy podłe, a i zbiórki wątpliwe, niemniej jesteśmy bardzo zdeterminowani. Włożyliśmy w tę pracę mnóstwo energii, serca i czasu. Mamy kapitalny materiał, a przed nami już tylko postprodukcja. Premierę planujemy na październik. Wierzę, że w końcu będzie Obecność obowiązkowa i będzie kino. Póki co do 19 sierpnia trwa zbiórka, za którą trzymam mocno kciuki. To musi się udać.
Rozmawiał Przemysław Toboła
*Adam Ziajski - aktor i reżyser teatralny, animator kultury. Założyciel Teatru Strefa Ciszy i współtwórca Centrum Rezydencji Teatralnej "Scena Robocza".
© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2021